Powiedziawszy to, możemy powiedzieć że – po piąte – doraźnie równie ważne jak walka z przyczynami agresji jest to, żeby zabijać.
Żeby zabijać na odpowiednio wielką skalę. Zabijanie samo w sobie nie rozwiąże problemu. Ale zmniejsza dynamikę jego zaostrzania. Bo ten, kto nie zabija na odpowiednią skalę, w świecie wojen po prostu nie jest odbierany jako poważny zawodnik. Ale przede wszystkim – zabijanie odstrasza. Oczywiście na ten argument jest standardowa odpowiedź: wcale tak nie jest, zabijanie wywołuje jedynie chęć zemsty. Ale to nie do końca prawda. Na jednego młodzieńca, który, kiedy zginą jego koledzy, w jakiś sposób bardziej niż on bliżsi wejściu na drodze walki z Zachodem, chcąc ich pomścić wstąpi w szeregi dżihadystów przypada paru, którzy owszem, będą w takich okolicznościach bardzo krzyczeć i szczerze przeżywać śmierć rówieśników, ale się cofną. Ze strachu po prostu. Taka jest natura zdecydowanej większości ludzi, niezależnie od wyznawanej religii.
I wreszcie refleksja szósta, dotycząca Polski. To wszystko co się dzieje w spektakularny sposób potwierdza tezę, że powstrzymywanie muzułmańskiej imigracji jest zupełnie podstawowym wymogiem polskiej racji stanu. W naszym kraju nie było dotąd terrorystycznego zamachu mimo naszego zaangażowania w Iraku i Afganistanie, mimo więzienia CIA w Kiejkutach. Z prostej przyczyny. Islamskim terrorystom potrzebna jest otoczka. Świat ludzi im podobnych (już choćby czysto zewnętrznie), świat który może nawet w większości z nimi nie sympatyzować, ale który sam z siebie zapewnia im możliwość krycia się – do czasu – w tłumie. A którego część może zapewniać im – czy to z sympatii dla ich celów, czy to bez niej, z przyczyn np. rodzinnych - „miękkie wsparcie”, kryjówki, pomoc. Jeśli chcemy, aby zamachów dalej nie było (albo – choć strasznie to brzmi – aby jeśli w przyszłości nie da się ich uniknąć, bo wojna ogarnia cały Zachód którego częścią jesteśmy, to żeby było ich jak najmniej) – to trzeba zacisnąć zęby i dalej nie dopuszczać do imigracji muzułmanów.
Wbrew naciskowi Unii. I wbrew jękom humanitarystów, którzy nie chcą dostrzec rzeczywistości, bo rozwaliłoby to im ich piękny świat. Piszę to bez satysfakcji. Sam chciałbym takiego świata. Ale on po prostu nie jest możliwy.
A skoro nie jest możliwy – to priorytetem jest życie Polaków.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Powiedziawszy to, możemy powiedzieć że – po piąte – doraźnie równie ważne jak walka z przyczynami agresji jest to, żeby zabijać.
Żeby zabijać na odpowiednio wielką skalę. Zabijanie samo w sobie nie rozwiąże problemu. Ale zmniejsza dynamikę jego zaostrzania. Bo ten, kto nie zabija na odpowiednią skalę, w świecie wojen po prostu nie jest odbierany jako poważny zawodnik. Ale przede wszystkim – zabijanie odstrasza. Oczywiście na ten argument jest standardowa odpowiedź: wcale tak nie jest, zabijanie wywołuje jedynie chęć zemsty. Ale to nie do końca prawda. Na jednego młodzieńca, który, kiedy zginą jego koledzy, w jakiś sposób bardziej niż on bliżsi wejściu na drodze walki z Zachodem, chcąc ich pomścić wstąpi w szeregi dżihadystów przypada paru, którzy owszem, będą w takich okolicznościach bardzo krzyczeć i szczerze przeżywać śmierć rówieśników, ale się cofną. Ze strachu po prostu. Taka jest natura zdecydowanej większości ludzi, niezależnie od wyznawanej religii.
I wreszcie refleksja szósta, dotycząca Polski. To wszystko co się dzieje w spektakularny sposób potwierdza tezę, że powstrzymywanie muzułmańskiej imigracji jest zupełnie podstawowym wymogiem polskiej racji stanu. W naszym kraju nie było dotąd terrorystycznego zamachu mimo naszego zaangażowania w Iraku i Afganistanie, mimo więzienia CIA w Kiejkutach. Z prostej przyczyny. Islamskim terrorystom potrzebna jest otoczka. Świat ludzi im podobnych (już choćby czysto zewnętrznie), świat który może nawet w większości z nimi nie sympatyzować, ale który sam z siebie zapewnia im możliwość krycia się – do czasu – w tłumie. A którego część może zapewniać im – czy to z sympatii dla ich celów, czy to bez niej, z przyczyn np. rodzinnych - „miękkie wsparcie”, kryjówki, pomoc. Jeśli chcemy, aby zamachów dalej nie było (albo – choć strasznie to brzmi – aby jeśli w przyszłości nie da się ich uniknąć, bo wojna ogarnia cały Zachód którego częścią jesteśmy, to żeby było ich jak najmniej) – to trzeba zacisnąć zęby i dalej nie dopuszczać do imigracji muzułmanów.
Wbrew naciskowi Unii. I wbrew jękom humanitarystów, którzy nie chcą dostrzec rzeczywistości, bo rozwaliłoby to im ich piękny świat. Piszę to bez satysfakcji. Sam chciałbym takiego świata. Ale on po prostu nie jest możliwy.
A skoro nie jest możliwy – to priorytetem jest życie Polaków.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/271793-zyjemy-w-swiecie-wojen-nie-ma-konstatacji-bardziej-sprzecznej-z-lewackim-sposobem-myslenia?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.