Po paryskiej tragedii - kilka refleksji na gorąco. Najpierw te, dotyczące całego Zachodu. Potem jedna, dotycząca Polski.
Po pierwsze – trzeba ostatecznie pogodzić się z faktem, że nie jest i w przewidywalnej przyszłości nie będzie bezpiecznie. Że nie żyjemy w świecie szczęśliwego millenium. Odwrotnie – żyjemy w świecie wojen. Nie ma chyba konstatacji bardziej sprzecznej z lewackim sposobem pojmowania świata. Dlatego przedstawiciele tej wrażliwości tak bardzo się przed nią bronią.
Po drugie– celowo nie użyłem sformułowania „świat wojny”, tylko „świat wojen”. Bo nie należy popełniać intelektualnego błędu i dostrzegać tylko jeden konflikt – z islamistyczną agresją. Jest wiele agresywnych ośrodków, z którymi Zachód musi walczyć, ale też ścierając się z nimi, zarazem koegzystować (bo ich nie zniszczy przecież). Ośrodków wywołujących albo mogących z wielkim prawdopodobieństwem wywołać następne konflikty zbrojne, w których Zachód może być formalnie albo nieformalnie stroną. Choćby Rosja. Choćby Chiny, które można porównać do kajzerowskiej Rzeszy sprzed I wojny światowej (podobnie jak ówczesne Niemcy przeżywający cud gospodarczy, podobnie – uważający subiektywnie, że przez wieki był krzywdzony, i podobnie – uznający że z samej natury rzeczy wynika, iż powinien rządzić światem).
Po trzecie– te wojny, to nie jest krucjata, to nie może być próba ustanowienia na całym świecie tego, co Zachód uważa za dobro. Na to Zachód ma za mało sił. Musi prowadzić wojny w samoobronie, musi też bronić własnych interesów – w sojuszu z rozmaitymi partnerami, którzy mogą być dla opinii publicznej na Zachodzie nader nieestetyczni. Przeróżnymi krwawymi dyktatorami czy też nawet islamistami, tyle że skłóconymi z najbardziej niebezpiecznym aktualnie dla nas nurtem. Trudno, taka jest rzeczywistość wojny. Jeśli jakiś kraj spoza Zachodu chce – sam z siebie – przyłączyć się do naszej wspólnoty cywilizacyjnej – to dobrze. Ale Zachód powinien raz na zawsze wybić sobie z głowy myśl o ustanawianiu gdziekolwiek demokracji wbrew lokalnemu układowi sił. To zawsze kończy się źle.
Po czwarte, teraz będzie o tej konkretnej wojnie, z islamistami. Wbrew temu, co głosi wielu prawicowców – trzeba zwalczać nie tylko samą agresję, ale też te jej przyczyny, których zwalczenie leży w naszych (Zachodu) możliwościach. Jedną z głównych jej przyczyn jest frustracja muzułmanów (a przede wszystkim Arabów – ich nieudacznikostwo nie jest udziałem całego świata islamu, ważne żeby to pamiętać), iż wbrew obietnicom Proroka dotąd nie podbili świata. Nie mamy wpływu na tę frustrację. Możemy natomiast mieć wpływ na nędzę. Na rosnącą w wielu punktach ich świata rodzącą desperację nędzę, która też jest jedną z głównych przyczyn wzrostu popularności islamistów.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Po paryskiej tragedii - kilka refleksji na gorąco. Najpierw te, dotyczące całego Zachodu. Potem jedna, dotycząca Polski.
Po pierwsze – trzeba ostatecznie pogodzić się z faktem, że nie jest i w przewidywalnej przyszłości nie będzie bezpiecznie. Że nie żyjemy w świecie szczęśliwego millenium. Odwrotnie – żyjemy w świecie wojen. Nie ma chyba konstatacji bardziej sprzecznej z lewackim sposobem pojmowania świata. Dlatego przedstawiciele tej wrażliwości tak bardzo się przed nią bronią.
Po drugie– celowo nie użyłem sformułowania „świat wojny”, tylko „świat wojen”. Bo nie należy popełniać intelektualnego błędu i dostrzegać tylko jeden konflikt – z islamistyczną agresją. Jest wiele agresywnych ośrodków, z którymi Zachód musi walczyć, ale też ścierając się z nimi, zarazem koegzystować (bo ich nie zniszczy przecież). Ośrodków wywołujących albo mogących z wielkim prawdopodobieństwem wywołać następne konflikty zbrojne, w których Zachód może być formalnie albo nieformalnie stroną. Choćby Rosja. Choćby Chiny, które można porównać do kajzerowskiej Rzeszy sprzed I wojny światowej (podobnie jak ówczesne Niemcy przeżywający cud gospodarczy, podobnie – uważający subiektywnie, że przez wieki był krzywdzony, i podobnie – uznający że z samej natury rzeczy wynika, iż powinien rządzić światem).
Po trzecie– te wojny, to nie jest krucjata, to nie może być próba ustanowienia na całym świecie tego, co Zachód uważa za dobro. Na to Zachód ma za mało sił. Musi prowadzić wojny w samoobronie, musi też bronić własnych interesów – w sojuszu z rozmaitymi partnerami, którzy mogą być dla opinii publicznej na Zachodzie nader nieestetyczni. Przeróżnymi krwawymi dyktatorami czy też nawet islamistami, tyle że skłóconymi z najbardziej niebezpiecznym aktualnie dla nas nurtem. Trudno, taka jest rzeczywistość wojny. Jeśli jakiś kraj spoza Zachodu chce – sam z siebie – przyłączyć się do naszej wspólnoty cywilizacyjnej – to dobrze. Ale Zachód powinien raz na zawsze wybić sobie z głowy myśl o ustanawianiu gdziekolwiek demokracji wbrew lokalnemu układowi sił. To zawsze kończy się źle.
Po czwarte, teraz będzie o tej konkretnej wojnie, z islamistami. Wbrew temu, co głosi wielu prawicowców – trzeba zwalczać nie tylko samą agresję, ale też te jej przyczyny, których zwalczenie leży w naszych (Zachodu) możliwościach. Jedną z głównych jej przyczyn jest frustracja muzułmanów (a przede wszystkim Arabów – ich nieudacznikostwo nie jest udziałem całego świata islamu, ważne żeby to pamiętać), iż wbrew obietnicom Proroka dotąd nie podbili świata. Nie mamy wpływu na tę frustrację. Możemy natomiast mieć wpływ na nędzę. Na rosnącą w wielu punktach ich świata rodzącą desperację nędzę, która też jest jedną z głównych przyczyn wzrostu popularności islamistów.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/271793-zyjemy-w-swiecie-wojen-nie-ma-konstatacji-bardziej-sprzecznej-z-lewackim-sposobem-myslenia?strona=1
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.