A więc: po drugie, Grecja, jak kilka innych krajów, znalazła się w eurogrupie prawem kaduka i okazała się żyjącą na kredyt mistrzynią kreatywnej buchalterii. Dać łatwo, odebrać trudno. Dziś Grecy narzekają na obniżanie się ich standardu życia i protestują przeciw polityce zaciskania pasa. To porównajmy: w dobie zapaści gospodarczej i finansowej grecka płaca minimalna (przy zbliżonych cenach) jest o połowę wyższa niż u nas, zasiłki dla bezrobotnych dwukrotnie wyższe, Grecy korzystają z 30 proc. wielorakich ulg w podatkach VAT, przechodzą na emerytury przeciętnie w wieku ok. 60 lat., otrzymują przy tym dwukrotnie wyższe emerytury, a do historii przejdą takie dopłaty dla pracowników jak np. za punktualne przychodzenie do pracy, czy mycie rąk. Dla uzyskania większych dopłat z UE, np. dla rolników, Grecy wyprodukowali sobie… plastikowe drzewka oliwne i, jak wykazała kontrola sprzed kilku lat, kolejne rządy w Atenach przedstawiały większy areał uprawny niż wynosi obszar całego kraju…
Oczywiście kombinowali nie tylko Grecy. Dla przykładu, Hiszpanie pobierali dotacje na nieistniejące hodowle krów, a mleko sprzedawane jako swoje, kupowali poza granicami, tak samo Włosi, którzy parę lat temu wpadli na wyłudzaniu dopłat UE do produkcji wyrobów mlecznych oraz na rzekomą uprawę owoców cytrusowych, podczas, gdy w ich hodowlach było znacznie mniej krów, zaś plantacje okazały się całkowitą fikcją. Taką samą, jak wytwórnie soków w Hiszpanii, niby kooperujące z włoskimi plantatorami. Z kolei brytyjscy farmerzy mieli najbardziej wydajne kury-nioski na świecie… - jak się okazało, kupowali na rynku zwykłe jaja i wykazywali je, jako produkcję własną. Grecy nie byli w tym procederze odosobnieni, problem polegał na tym, że ich buchalteryjne przekręty były codzienną praktyką, że gospodarka ich kraju nie opierała się na rachunku winien-ma, a kredyty nie były spożytkowane dla jego rozwoju, lecz w większości przejadane.
Nie można zjeść ciastka i mieć ciastko. Stawiając sprawę jasno, nikt greckiemu rządowi nie przystawiał pistoletów do skroni i nie kazał zaciągać kolejnych długów. Można to ująć też inaczej: któż będzie w nieskończoność pożyczał sąsiadowi czy nawet krewnemu pieniądze, jeśli ten ich nie zwraca i nic nie robi, aby wydobyć się z dołka? Grecja okazała się studnią bez dna. Warunkiem przyznania jej przez negocjatorów z Komisji UE, eurogrupy, EBC i MFW kolejnych dopłat ratujących ten kraj przed formalnym bankructwem było i jest przeprowadzenie reform. Czy są to nadzwyczajne, absurdalne, drakońskie wymagania? Nie. Niemcy będący największym wierzycielem Grecji (80 mld euro) nie mają bynajmniej złudzeń, że odzyskają te pieniądze. Kanclerz Angela Merkel i jej minister finansów Wolfgang Schäuble przedstawiani są przez Greków nieskorych do zaciskania pasa z wąsami Hitlera. Czy słusznie?
Łącznie zadłużenie Grecji urosło do bajońskiej sumy ćwierci biliona euro. Dalsza pomoc finansowa teraz i w przyszłości, oraz ewentualne umorzenie części długu uzależnione jest od reform i cięć w greckich wydatkach, m.in. podwyższenia podatku VAT (np. w transporcie i restauracjach) do poziomu obowiązującego w innych państwach UE (w tym w Polsce), od zniesienia wielu ulg podatkowych i wprowadzenia opodatkowania tam, gdzie ono nie występuje (w przeciwieństwie do innych państw wspólnoty, jak np. podatku od reklam), likwidacji dopłat do paliwa dla rolników, ograniczenia świadczeń socjalnych, czy stopniowego, docelowo do 2025 r. podwyższenia wieku emerytalnego, a także wprowadzenia rygorystycznego nadzoru finansowego .
Odbieranie przywilejów zawsze rodzi społeczny bunt. Podobna fala protestów przetoczyła się przez Niemcy, gdy dekadę temu kanclerz Gerhard Schröder dla odchudzenia niemieckiej gospodarki z socjalnego tłuszczu zaordynował radykalne reformy i cięcia, za które de facto zapłacił utratą stanowiska. Ale, co przyznają także chadecy, to on wyprowadził kraj na prostą, to dzięki niemu możliwa była redukcja zadłużenia publicznego RFN i zrównoważenie budżetu.
Nawiasem mówiąc, sytuacja w Grecji nie jest tak straszna, jak ją malują sami Grecy. Bezrobocie jest dwukrotnie większe niż w Polsce, co tylko po części odpowiada prawdzie, bo jeśli doliczyć 2,5 mln naszych emigrantów za chlebem, których nie uwzględniają statystki, wypadlibyśmy gorzej od Greków. Poza tym, dzięki już wprowadzonym ograniczeniom sytuacja na półwyspie powoli się poprawia, cięcia i wymuszana dyscyplina finansowa przynoszą już pierwsze efekty: zadłużenie wynoszące 180 proc. wydajności greckiej gospodarki ma spaść w tym roku do 169 proc. PKB, a za pięć lat do 112 proc. Powoli rośnie tempo rozwoju gospodarki, które prognozowane jest w tym roku ok. 3 proc.
Jeszcze niedawno w podobnej sytuacji znajdowała się Irlandia, która po niezbędnych reformach stanęła na nogi. Poprawiają się też dane w zagrożonych bankructwem Portugalii i Hiszpanii. Z koniecznością zaciśnięcia pasa skonfrontowani są także Włosi, będą się musieli z tym zmierzyć również Francuzi. W krajach takich jak Polska nie chodzi o zachowanie społecznego dobrobytu lecz o jego osiągnięcie na poziomie unijnym. Solidarność w UE nie może jednak polegać na tym, że któryś z jej członków wiedzie życie w dobrobycie z portfeli innych państw. Dzięki setkom miliardów dopłat z brukselskiej kasy, oraz rosnącemu zadłużeniu publicznemu, które za rządów PO-PSL osiągnęło bilion złotych, zmienia się nasze otoczenie, czym chwali się rządowa spółka i przypisuje sobie jako epokowy skok. Rachunek przyjdzie później, z biorców staniemy się płatnikami do unijnej kasy, spłacić będzie trzeba także narosłe zadłużenie. Czy powtórzy się u nas grecki scenariusz? Mimo wyrzeczeń Polaków, którym nadal trudniej się żyje niż Grekom w obliczu bankructwa, takie niebezpieczeństwo, niestety, istnieje.
Starsi Polacy zapewne pamiętają falę zabiedzonych i wygłodniałych uchodźców z Grecji do naszego kraju, po jej politycznych wstrząsach. Dzięki przynależności do wspólnoty (od 1981r.) Grecja przeżyła skok cywilizacyjny. Tyle, że odbyło się to „na krechę”; Grecy nie potraktowali członkostwa w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej (EWG) jako wędki, lecz podstawioną im pod nos rybę. Przez lata żyli ponad stan, zarzucili niezbędne reformy i zaniedbali aspekt samowystarczalności. UE, a de facto banki, ponoszą natomiast odpowiedzialność za to, że udzielały Grecji kolejnych pożyczek, choć stanowiło tajemnicę poliszynela, że koniec z końcem były to pożyczki na spłacanie rat już zaciągniętych kredytów. Rację mają zatem zarówno ci, którzy labidzą nad dzisiejszym położeniem Grecji, jak i ci, którzy pomstują, że unia nadal podstawia jej finansowe protezy.
Premier Aleksis Tsipras stawia sprawę jasno: jego plajtujący kraj będzie spłacać długi tylko wtedy, gdy będzie miał z czego. W myśl zasady: pożyczyłeś mi ćwierć biliona, to już twój problem… To prawda, to jest problem całej wspólnoty, która także we własnym interesie musi wydobyć Grecję za uszy z dołka, w który wpadła z własnej winy, ale Grecja musi chcieć pomóc sobie sama. I to jest dziś największy dylemat Tsiprasa, bo - jeśli nie członkostwo w UE, jaką ma alternatywę…? Premier zdaje się rozumieć, że unia bez Grecji, choć nie bez wstrząsu, jakoś przetrwa, Grecji bez unii pozostaje skorzystanie z… rosyjskiej oferty. Jeśli Ateny wybiorą zbliżenie z Moskwą, czego zarówno Grecy, jak i wspólnota wolałaby uniknąć, to można będzie im tylko powiedzieć: dobranoc państwu!
Tego węzła gordyjskiego nie da się dziś przeciąć mieczem, niczym Aleksander Macedoński. Grecja jest częścią wspólnoty, do której my także należymy, więc - niezależnie od racji, jakie ma każda ze stron - może jednak lepiej nie wchodzić z pochodnią do prochowni…
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
A więc: po drugie, Grecja, jak kilka innych krajów, znalazła się w eurogrupie prawem kaduka i okazała się żyjącą na kredyt mistrzynią kreatywnej buchalterii. Dać łatwo, odebrać trudno. Dziś Grecy narzekają na obniżanie się ich standardu życia i protestują przeciw polityce zaciskania pasa. To porównajmy: w dobie zapaści gospodarczej i finansowej grecka płaca minimalna (przy zbliżonych cenach) jest o połowę wyższa niż u nas, zasiłki dla bezrobotnych dwukrotnie wyższe, Grecy korzystają z 30 proc. wielorakich ulg w podatkach VAT, przechodzą na emerytury przeciętnie w wieku ok. 60 lat., otrzymują przy tym dwukrotnie wyższe emerytury, a do historii przejdą takie dopłaty dla pracowników jak np. za punktualne przychodzenie do pracy, czy mycie rąk. Dla uzyskania większych dopłat z UE, np. dla rolników, Grecy wyprodukowali sobie… plastikowe drzewka oliwne i, jak wykazała kontrola sprzed kilku lat, kolejne rządy w Atenach przedstawiały większy areał uprawny niż wynosi obszar całego kraju…
Oczywiście kombinowali nie tylko Grecy. Dla przykładu, Hiszpanie pobierali dotacje na nieistniejące hodowle krów, a mleko sprzedawane jako swoje, kupowali poza granicami, tak samo Włosi, którzy parę lat temu wpadli na wyłudzaniu dopłat UE do produkcji wyrobów mlecznych oraz na rzekomą uprawę owoców cytrusowych, podczas, gdy w ich hodowlach było znacznie mniej krów, zaś plantacje okazały się całkowitą fikcją. Taką samą, jak wytwórnie soków w Hiszpanii, niby kooperujące z włoskimi plantatorami. Z kolei brytyjscy farmerzy mieli najbardziej wydajne kury-nioski na świecie… - jak się okazało, kupowali na rynku zwykłe jaja i wykazywali je, jako produkcję własną. Grecy nie byli w tym procederze odosobnieni, problem polegał na tym, że ich buchalteryjne przekręty były codzienną praktyką, że gospodarka ich kraju nie opierała się na rachunku winien-ma, a kredyty nie były spożytkowane dla jego rozwoju, lecz w większości przejadane.
Nie można zjeść ciastka i mieć ciastko. Stawiając sprawę jasno, nikt greckiemu rządowi nie przystawiał pistoletów do skroni i nie kazał zaciągać kolejnych długów. Można to ująć też inaczej: któż będzie w nieskończoność pożyczał sąsiadowi czy nawet krewnemu pieniądze, jeśli ten ich nie zwraca i nic nie robi, aby wydobyć się z dołka? Grecja okazała się studnią bez dna. Warunkiem przyznania jej przez negocjatorów z Komisji UE, eurogrupy, EBC i MFW kolejnych dopłat ratujących ten kraj przed formalnym bankructwem było i jest przeprowadzenie reform. Czy są to nadzwyczajne, absurdalne, drakońskie wymagania? Nie. Niemcy będący największym wierzycielem Grecji (80 mld euro) nie mają bynajmniej złudzeń, że odzyskają te pieniądze. Kanclerz Angela Merkel i jej minister finansów Wolfgang Schäuble przedstawiani są przez Greków nieskorych do zaciskania pasa z wąsami Hitlera. Czy słusznie?
Łącznie zadłużenie Grecji urosło do bajońskiej sumy ćwierci biliona euro. Dalsza pomoc finansowa teraz i w przyszłości, oraz ewentualne umorzenie części długu uzależnione jest od reform i cięć w greckich wydatkach, m.in. podwyższenia podatku VAT (np. w transporcie i restauracjach) do poziomu obowiązującego w innych państwach UE (w tym w Polsce), od zniesienia wielu ulg podatkowych i wprowadzenia opodatkowania tam, gdzie ono nie występuje (w przeciwieństwie do innych państw wspólnoty, jak np. podatku od reklam), likwidacji dopłat do paliwa dla rolników, ograniczenia świadczeń socjalnych, czy stopniowego, docelowo do 2025 r. podwyższenia wieku emerytalnego, a także wprowadzenia rygorystycznego nadzoru finansowego .
Odbieranie przywilejów zawsze rodzi społeczny bunt. Podobna fala protestów przetoczyła się przez Niemcy, gdy dekadę temu kanclerz Gerhard Schröder dla odchudzenia niemieckiej gospodarki z socjalnego tłuszczu zaordynował radykalne reformy i cięcia, za które de facto zapłacił utratą stanowiska. Ale, co przyznają także chadecy, to on wyprowadził kraj na prostą, to dzięki niemu możliwa była redukcja zadłużenia publicznego RFN i zrównoważenie budżetu.
Nawiasem mówiąc, sytuacja w Grecji nie jest tak straszna, jak ją malują sami Grecy. Bezrobocie jest dwukrotnie większe niż w Polsce, co tylko po części odpowiada prawdzie, bo jeśli doliczyć 2,5 mln naszych emigrantów za chlebem, których nie uwzględniają statystki, wypadlibyśmy gorzej od Greków. Poza tym, dzięki już wprowadzonym ograniczeniom sytuacja na półwyspie powoli się poprawia, cięcia i wymuszana dyscyplina finansowa przynoszą już pierwsze efekty: zadłużenie wynoszące 180 proc. wydajności greckiej gospodarki ma spaść w tym roku do 169 proc. PKB, a za pięć lat do 112 proc. Powoli rośnie tempo rozwoju gospodarki, które prognozowane jest w tym roku ok. 3 proc.
Jeszcze niedawno w podobnej sytuacji znajdowała się Irlandia, która po niezbędnych reformach stanęła na nogi. Poprawiają się też dane w zagrożonych bankructwem Portugalii i Hiszpanii. Z koniecznością zaciśnięcia pasa skonfrontowani są także Włosi, będą się musieli z tym zmierzyć również Francuzi. W krajach takich jak Polska nie chodzi o zachowanie społecznego dobrobytu lecz o jego osiągnięcie na poziomie unijnym. Solidarność w UE nie może jednak polegać na tym, że któryś z jej członków wiedzie życie w dobrobycie z portfeli innych państw. Dzięki setkom miliardów dopłat z brukselskiej kasy, oraz rosnącemu zadłużeniu publicznemu, które za rządów PO-PSL osiągnęło bilion złotych, zmienia się nasze otoczenie, czym chwali się rządowa spółka i przypisuje sobie jako epokowy skok. Rachunek przyjdzie później, z biorców staniemy się płatnikami do unijnej kasy, spłacić będzie trzeba także narosłe zadłużenie. Czy powtórzy się u nas grecki scenariusz? Mimo wyrzeczeń Polaków, którym nadal trudniej się żyje niż Grekom w obliczu bankructwa, takie niebezpieczeństwo, niestety, istnieje.
Starsi Polacy zapewne pamiętają falę zabiedzonych i wygłodniałych uchodźców z Grecji do naszego kraju, po jej politycznych wstrząsach. Dzięki przynależności do wspólnoty (od 1981r.) Grecja przeżyła skok cywilizacyjny. Tyle, że odbyło się to „na krechę”; Grecy nie potraktowali członkostwa w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej (EWG) jako wędki, lecz podstawioną im pod nos rybę. Przez lata żyli ponad stan, zarzucili niezbędne reformy i zaniedbali aspekt samowystarczalności. UE, a de facto banki, ponoszą natomiast odpowiedzialność za to, że udzielały Grecji kolejnych pożyczek, choć stanowiło tajemnicę poliszynela, że koniec z końcem były to pożyczki na spłacanie rat już zaciągniętych kredytów. Rację mają zatem zarówno ci, którzy labidzą nad dzisiejszym położeniem Grecji, jak i ci, którzy pomstują, że unia nadal podstawia jej finansowe protezy.
Premier Aleksis Tsipras stawia sprawę jasno: jego plajtujący kraj będzie spłacać długi tylko wtedy, gdy będzie miał z czego. W myśl zasady: pożyczyłeś mi ćwierć biliona, to już twój problem… To prawda, to jest problem całej wspólnoty, która także we własnym interesie musi wydobyć Grecję za uszy z dołka, w który wpadła z własnej winy, ale Grecja musi chcieć pomóc sobie sama. I to jest dziś największy dylemat Tsiprasa, bo - jeśli nie członkostwo w UE, jaką ma alternatywę…? Premier zdaje się rozumieć, że unia bez Grecji, choć nie bez wstrząsu, jakoś przetrwa, Grecji bez unii pozostaje skorzystanie z… rosyjskiej oferty. Jeśli Ateny wybiorą zbliżenie z Moskwą, czego zarówno Grecy, jak i wspólnota wolałaby uniknąć, to można będzie im tylko powiedzieć: dobranoc państwu!
Tego węzła gordyjskiego nie da się dziś przeciąć mieczem, niczym Aleksander Macedoński. Grecja jest częścią wspólnoty, do której my także należymy, więc - niezależnie od racji, jakie ma każda ze stron - może jednak lepiej nie wchodzić z pochodnią do prochowni…
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/259215-greckie-dolce-vita-i-hitler-schauble-unia-bez-grecji-przezyje-ale-moze-lepiej-nie-wchodzic-z-pochodnia-do-prochowni?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.