"Rząd Kopacz nie wspiera nas w mediacji z Berlinem". Mec. Hambura o kulisach "współpracy" Warszawy i Berlina nad głowami Polaków. NASZ WYWIAD

premier.gov.pl
premier.gov.pl

Zadam teraz dłuższe pytanie, bo z cytatem. Podczas posiedzenia Sejmu 23 kwietnia tego roku minister Grzegorz Schetyna odpowiadając na pytania posłów w kontekście m.in. walki o poprawienie statusu Polaków w Niemczech poprzez zadośćuczynienia za zagrabiony w 1940 r. majątek Polaków powiedział: „Niemcy wiedzą, że to jest dla nas problem i że tego nie zostawimy, ale prosiłbym też o dobrą współpracę wszystkich, także mecenasa Hamburę, o którym wspominano. (…) żeby się otworzył, żebyśmy próbowali stworzyć, znaleźć to, co jest możliwe, żeby nie zaczynać od projektu, który jest w 100% roszczeniowy, którego założeniem jest, że musimy coś dostać.” O co chodziło ministrowi spraw zagranicznych?

TU CAŁY STENOGRAM. ZACYTOWANY FRAGMENT JEST NA STRONIE 98.

Chodziło mu o wysokość żądanego przez nas roszczenia: miliard euro. Uważa, że taka kwota jest nie do uzyskania. Powiem tak: teraz już wiem na pewno, rząd polski nie wsparł nas w tej mediacji z Berlinem, co proponował niemiecki sąd. No bo jeżeli minister z mównicy sejmowej mówi, że to zbyt duża suma, to myślę, iż faktycznie ta sprawa przerasta obecny rząd polski. A przecież można było wejść w konkretne rozmowy, bo mediacja do tego służy – do rozmowy o wszystkim. Rząd polski nie powinien się bać usiąść do stołu rozmów.

Czyli tą wypowiedzią ministra Schetyny Niemcy dostali ponowny sygnał, że ta ekipa rządząca Polską zawsze ustąpi, tak? To też było złamanie podstawowej reguły kupieckiej, że do negocjacji startuje się z jak najwyższego poziomu, aby ewentualnie schodzić z sumy.

Można tak to powiedzieć.

Jak wygląda dziś sprawa statusu polskiej mniejszości w Niemczech po ubiegłorocznym odrzuceniu przez niemieckie ministerstwo spraw wewnętrznych wniosku Związku Polaków o o przyznanie mieszkającym w tym kraju Polakom statusu mniejszości narodowej?

Postępowanie toczy się w sądzie administracyjnym w Berlinie. Tu również złożyliśmy wniosek o zwolnienie z kosztów procesowych. W ramach tego wniosku wymienialiśmy pisma z rządem federalnym. I oto okazało się, że strona niemiecka zapędza się tak daleko w rozmowach z nami, że przestała uważać za mniejszość także tych Polaków, którzy żyli na terenie Niemiec przed wojną!

Czyli oni potrafią podnosić poprzeczkę.

Tak. Co ciekawe, argumentują, że to byli Polacy, którzy przyjechali do Zagłębia Ruhry w poszukiwaniu pracy, że nie była to mniejszość narodowa.

Zatem stosują argumentację, którą dzisiaj używają Niemcy i ich polscy lokaje: nie ma mniejszości, to są gastarbeiterzy.

Tak. I to jest bardzo zaskakująca nieznajomość prawa, która wyziera z pism urzędników federalnych do sądu administracyjnego. Wszyscy wiemy, że przed wojną była mniejszość polska w Niemczech, a jej przedstawiciel – Jan Kaczmarek, urodzony w Bochum – był przyjmowany jako przedstawiciel mniejszości polskiej przez kanclerza Adolfa Hitlera. Strona niemiecka w dosyć bezczelnym tonie próbuje narzucić swoją narrację, swoją opinię…

Też oczywiście licząc na uśmiechy rządu z Warszawy i grzeczny ton „pojednania”…

Myślę, że tak. Mam jednak nadzieję, że sprawami tymi zajmie się już nowy prezydent, który podniesie ważne dla niemieckiej Polonii kwestie w rozmowie w Berlinie, dokąd się podobno wybiera w jedną z pierwszych podróży. Jest on doktorem praw, więc jest na pewno dobrze zorientowany w sprawie. Nie można bać się walczyć o status polskiej mniejszości w Niemczech. Nawet jeśli byłby on w drodze negocjacji zawężony do jakiejś mniejszej grupy Polaków, np. dla potomków Polaków, którzy byli niegdyś mniejszością narodową, a jest ich naprawdę dużo. Później można by stopniowo ugrać różne rzeczy w kwestii reszty Polaków.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych