Syriza ma bowiem tylko bardzo niewielką marżę manewru. Doszła do władzy obiecując Grekom koniec recesji i poniżającego nadzoru zagranicznych biurokratów. Cipras przyrzekł wyborcom, że zwróci im godność oraz zmieni reguły zarządzania Eurostrefą „dla dobra wszystkich”.
Jak na razie żadnej z tych obietnic jednak nie spełnił. Gorzej, architekci planu ratowania strefy euro, opartego na polityce oszczędności, utwierdzili się – niesłusznie - w przekonaniu, że zmuszając Greków bezlitośnie do zaciskania pasa, mieli rację.
W końcu Syriza, mimo iż jest partią lewicową i szczyci się tym, że broni maluczkich, odmówiła obłożenia greckich oligarchów wyższymi podatkami (obecnie nie płaca ich prawie wcale) oraz zlikwidowania przywilejów emerytalnych, m.in. dla mundurowych. Nie chce też podjąć walki z korupcją.
Stara grecka choroba - klientelizm - nie została wyleczona. Wręcz przeciwnie, rozprzestrzenia się w najlepsze na poziomie regionów, gdzie partia Ciprasa przyznała stanowiska w administracji swoim ludziom.
Cała ta bojowa postawa, cały ten szantaż, służył więc tylko jednemu celowi: zyskaniu na czasu, by móc zdrapać te parę groszy i spłacić kolejne odsetki. W ten sposób Atenom udało się przesunąć spłatę zobowiązań wobec MFW w wysokości 300 mln euro do końca czerwca.
Ta gra nie może jednak trwać w nieskończoność. W końcu Grecja będzie musiała się ugiąć przed międzynarodowymi kredytodawcami. Wtedy Syriza może się rozpaść – jak twierdzi niemiecki tygodnik „Der Spiegel” – skrajnie lewicowe skrzydło partii nie godzi się bowiem na żadną z proponowanych przez UE i MFW reform, określając je mianem „neoliberalizmu”. Jeśli Grecy zaś pozostaną twardzi, kraj może zbankrutować.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Syriza ma bowiem tylko bardzo niewielką marżę manewru. Doszła do władzy obiecując Grekom koniec recesji i poniżającego nadzoru zagranicznych biurokratów. Cipras przyrzekł wyborcom, że zwróci im godność oraz zmieni reguły zarządzania Eurostrefą „dla dobra wszystkich”.
Jak na razie żadnej z tych obietnic jednak nie spełnił. Gorzej, architekci planu ratowania strefy euro, opartego na polityce oszczędności, utwierdzili się – niesłusznie - w przekonaniu, że zmuszając Greków bezlitośnie do zaciskania pasa, mieli rację.
W końcu Syriza, mimo iż jest partią lewicową i szczyci się tym, że broni maluczkich, odmówiła obłożenia greckich oligarchów wyższymi podatkami (obecnie nie płaca ich prawie wcale) oraz zlikwidowania przywilejów emerytalnych, m.in. dla mundurowych. Nie chce też podjąć walki z korupcją.
Stara grecka choroba - klientelizm - nie została wyleczona. Wręcz przeciwnie, rozprzestrzenia się w najlepsze na poziomie regionów, gdzie partia Ciprasa przyznała stanowiska w administracji swoim ludziom.
Cała ta bojowa postawa, cały ten szantaż, służył więc tylko jednemu celowi: zyskaniu na czasu, by móc zdrapać te parę groszy i spłacić kolejne odsetki. W ten sposób Atenom udało się przesunąć spłatę zobowiązań wobec MFW w wysokości 300 mln euro do końca czerwca.
Ta gra nie może jednak trwać w nieskończoność. W końcu Grecja będzie musiała się ugiąć przed międzynarodowymi kredytodawcami. Wtedy Syriza może się rozpaść – jak twierdzi niemiecki tygodnik „Der Spiegel” – skrajnie lewicowe skrzydło partii nie godzi się bowiem na żadną z proponowanych przez UE i MFW reform, określając je mianem „neoliberalizmu”. Jeśli Grecy zaś pozostaną twardzi, kraj może zbankrutować.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/255093-bezzebni-rewolucjonisci-z-aten-grecja-gra-na-czas-ale-i-tak-juz-dawno-przegrala?strona=2