Teraz Szkoci, a później Katalończycy, Baskowie, Sabaudczycy i inni? Czy Europę czeka fala referendów o autonomii? Co z członkostwem Edynburga w UE? Co z bezpieczeństwem Starego Kontynentu?
Mieszkańcy Szkocji zdecydują jutro w referendum, czy ma ona stać się niepodległym państwem, czy też pozostać w Zjednoczonym Królestwie. Wynik referendum zostanie ogłoszony prawdopodobnie w piątek, wczesnym rankiem.
Do udziału w referendum zarejestrowało się 97 proc. z prawie 4,4 miliona uprawnionych do głosowania w wieku od 16 lat. Oczekuje się bardzo wysokiej frekwencji - do 93 proc.
Stacje telewizyjne i ośrodki badania opinii publicznej zapowiedziały, że nie będzie sondaży exit poll.
Głosy oddane w każdym z 32 okręgów wyborczych będą liczone natychmiast po zamknięciu lokali wyborczych i przekazywane do sprawdzenia w Edynburgu. Te z odległych wysp będą transportowane do stolicy statkami i śmigłowcami. Rezultat referendum w poszczególnych okręgach wyborczych będzie podawany do wiadomości zaraz po przeliczeniu oddanych tam głosów.
Czy niepodległa Szkocja mogłaby pozostać w Unii Europejskiej? Zdaniem władz w Edynburgu – tak, jedynie po zmianie traktatów, ale zdaniem Komisji Europejskiej nie byłoby to takie proste. Konieczne byłoby wystąpienie Edynburga z wnioskiem o przyjęcie do Wspólnoty.
CZYTAJ WIĘCEJ: Komisja Europejska: Niepodległa Szkocja nie byłaby członkiem UE
Zdaniem eksperta Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej Michaela Dembińskiego największe problemy, z jakimi przyjdzie się zmierzyć niepodległej Szkocji, jeżeli w czwartkowym referendum zdecyduje o niepodległości to walutowy bałagan, ucieczka inwestorów oraz zadłużenie publiczne.
Zdaniem Dembińskiego, ewentualne oderwanie się Szkocji od Zjednoczonego Królestwa może mieć daleko idące konsekwencje dla gospodarki, waluty, przemysłu oraz sektora bankowego, o czym świadczyć mogą zeszłotygodniowe wyprzedaże akcji i funta brytyjskiego przez inwestorów.
Jeżeli Szkocja dokona secesji to nie będzie mogła zachować funta brytyjskiego, co zapowiedział w ostatnich dniach Bank Anglii. Wobec tego Szkocja będzie zmuszona do przyjęcia własnej waluty, co odbije się przede wszystkim na kieszeni eksporterów i importerów
— powiedział PAP ekspert BPCC (British-Polish Chamber of Commerce).
Jak podkreślił, doprowadzi to wówczas do „bałaganu walutowego” na wyspach, bowiem ok. 80 proc. eksportu szkockiego idzie do Anglii; a Szkocja jest największym importerem towarów i usług w całym Zjednoczonym Królestwie.
Dodał, że co prawda zwolennicy odłączenia się od Wielkiej Brytanii chcieliby nadal korzystać z zalet brytyjskiej unii walutowej, jednak władze w Londynie twierdzą, że nie będzie to takie proste. Bank Anglii zapowiada, że będzie nalegał na większą dyscyplinę budżetową przyszłego niepodległego rządu Szkocji.
Zdaniem Dembińskiego, negatywne skutki referendum szkockiego na rynku walutowym można było już zaobserwować w minionym tygodniu, kiedy w jednym z sondaży zwolenników secesji było więcej niż unionistów.
Był to najsłabszy tydzień dla funta w stosunku do dolara amerykańskiego w ciągu ostatniego roku. O tym, że niepewność wobec wyniku referendum i przyszłości Wielkiej Brytanii nie służy funtowi widać było także w Polsce, gdzie funt brytyjski wobec złotówki stracił z dnia na dzień 13 gr.
— powiedział ekspert.
Jak zaznaczył, kolejną ważną kwestią jest poziom brytyjskiego zadłużenia, które w kontekście ewentualnej secesji będzie musiało zostać w jakiś sposób podzielone.
Debata na temat zadłużenia staje się w kontekście oderwania Szkocji od korony dosyć istotna. Rząd brytyjski, aby uspokoić rynki finansowe zapowiedział, że będzie honorował wszystkie długi, w tym także te ze Szkocji, a to oznacza, że niepodległa Szkocja będzie winna Anglii, według różnych szacunków, ponad 130 mld funtów, co stanowi ok. 10 proc. długu publicznego. Pytanie, czy nowo powstałe państwo będzie wypłacalne i jak bardzo wpłynie to na jego gospodarkę
— mówił Dembiński. Ponadto - jak ocenił - oderwanie się Szkocji od Korony może sparaliżować działalność dużych instytucji finansowych, których przedstawiciele jak np. Royal Bank of Scotland zapowiedzieli, że przeniosą swoje siedziby z Edynburga do Londynu. Jak dodał, przeniesienie siedzib wielu banków i instytucji może nieść za sobą bardzo duże koszty, bowiem sektor bankowy w Szkocji jest blisko dwunastokrotnie większy niż szkocka gospodarka.
Innym - według Dembińskiego - istotnym elementem wyjścia Szkocji z Wielkiej Brytanii są złoża brytyjskiej ropy naftowej, której ok. 90 proc. znajduje się na terytorium Szkocji. Jak zaznaczył, w przypadku ogłoszenia niepodległości inwestorzy, którzy są właścicielami tych złóż mogliby zdecydować się o wycofaniu i zawieszeniu wydobycia, co odbiłoby się negatywnie na całym Zjednoczonym Królestwie.
Kolejnym problemem, z jakim musiałaby zmierzyć się szkocka gospodarka to członkostwo w Unii Europejskiej. Nowa niepodległa Szkocja prawdopodobnie musiałaby przejść całą drogę integracyjną z UE, co potrwałoby z pewnością kilka lat.
Istotny sygnał wysłał Europejski Bank Centralny, który dał do zrozumienia, że patrzy na niepodległą Szkocję, jak niedawno jeszcze na Grecję. Nacjonaliści bowiem obiecali znaczne obniżenie podatków, nie mówiąc jednak, z czego nowy rząd sfinansuje choćby system służby zdrowia, czy edukacji
— powiedział Dembiński.
Ogłoszenie niepodległości zmieni zarówno bezpieczeństwo Wielkiej Brytanii, jak i architekturę bezpieczeństwa w całej Europie – uważają eksperci, analizujący dla PAP sytuację energetyczną i militarną Zjednoczonego Królestwa.
W ocenie eksperta ds. bezpieczeństwa wojskowego Jakuba Palowskiego, ogłoszenie przez Szkocję niepodległości bardzo poważne osłabi brytyjskie siły zbrojne, jak również doprowadzi do obniżenia potencjału przemysłu obronnego Zjednoczonego Królestwa. Jak podkreślił, świadczą o tym m.in. zapowiedzi szkockich nacjonalistów, którzy w kampanii referendalnej zapowiedzieli, że po oderwaniu Szkocji od Londynu będą dążyć do wydzielenia szkockich sił zbrojnych. Ponadto - jak zaznaczył ekspert - oderwanie się Szkocji przełoży się także na znaczące obniżenie wpływów do budżetu centralnego Wielkiej Brytanii, w tym na kondycję ministerstwa obrony, co w konsekwencji może doprowadzić do kolejnych redukcji strukturalnych w brytyjskiej armii.
Wielka Brytania jest zarówno członkiem NATO, UE, jak również jest mocarstwem nuklearnym. Tak poważne zmiany, jakie pociągnie ze sobą niepodległość Szkocji zmieni znacząco zarówno bezpieczeństwo Wielkiej Brytanii, jak i architekturę bezpieczeństwa w całej Europie
— powiedział Palowski. Jego zdaniem, skutki szkockiej secesji najbardziej ze wszystkich rodzajów brytyjskich sił zbrojnych dotknęłyby Royal Navy, bowiem to w północnej Szkocji znajdują się najważniejsze bazy brytyjskiej marynarki oraz przemysł okrętowy. Szkoccy nacjonaliści niejednokrotnie zapowiadali w kampanii referendalnej, że będą domagali się przeniesienia w krótkim czasie wszystkich brytyjskich baz wojskowych.
Brytyjskie siły morskie mają na północy kraju bardzo ważną bazę Clyde w Faslane, gdzie stacjonują niemal wszystkie brytyjskie atomowe okręty podwodne, przenoszące rakiety międzykontynentalne. Tam swoje miejsce mają też nowe szturmowe atomowe okręty podwodne. Te okręty są w zasadzie jedynym elementem potencjału odstraszania nuklearnego Wielkiej Brytanii
— powiedział ekspert. Palowski zaznaczył także, że ewentualna zmiana miejsca stacjonowania brytyjskiej floty oznaczałaby wielomiliardowe wydatki m.in. na budowę nowej infrastruktury, co - jak ocenił - mocno osłabiłoby budżet brytyjskiej armii.
Jak dodał, równie dotkliwa dla rządu w Londynie byłaby strata stoczni w Glasgow i Rosyth, gdzie koncentruje się cały brytyjski potencjał w zakresie budowy okrętów. To rząd Davida Camerona zdecydował jesienią ubiegłego roku o zamknięciu historycznej stoczni w Portsmouth, która była główną bazą Royal Navy i przeniesienie jej i całej produkcji do Szkocji.
Z kolei ekspert ds. bezpieczeństwa energetycznego Piotr Maciążek ocenił w rozmowie z PAP, że negatywne skutki oderwania się Szkocji od Zjednoczonego Królestwa odczują zarówno Edynburg jak i Londyn. Choć - jak dodał - bardziej odczuć je mogą sami Szkoci i ich gospodarka.
Rozwód po stronie szkockiej będzie wyglądał zdecydowanie gorzej dlatego, że w tej chwili nie tylko infrastruktura wydobywcza ropy naftowej i gazu na Morzu Północnym, ale też źródła energii odnawialnej podlegają wysokiemu subsydiowaniu ze strony rządu centralnego. Można więc zatem spodziewać się, że przyszła niepodległa Szkocja bardzo drastycznie będzie musiała swój budżet konstruować po kątem wyrównywania tych dopłat, bowiem złoża na Morzu Północnym starzeją się i konieczne są duże inwestycje w nowe platformy i projekty
— powiedział Maciążek.
Jak podkreślił, oderwanie się Szkocji będzie skutkować także podjęciem decyzji przez Londyn o imporcie ropy naftowej, bowiem ok. 90 proc. brytyjskich złóż tego surowca znajduje się na terenie Szkocji.
Pytanie oczywiście brzmi, z jakiego kierunku ten import będzie się odbywał? Z uwagi na bardzo dobre relacje brytyjsko-amerykańskie będzie raczej nacisk na to, żeby ten surowiec importować ze Stanów Zjednoczonych, choć patrząc na pragmatyzm Anglików surowiec rosyjski również mógłby być importowany
— uważa ekspert.
— Każde państwo wcześniej czy później się rozpadnie; wynik referendum w Szkocji może oznaczać koniec ponad 300-letniej unii brytyjskiej, ale może też dać impuls do reformy państwa - mówi w rozmowie z PAP historyk prof. Norman Davies.
W skład Zjednoczonego Królestwa Szkocja weszła w roku 1707 roku. Teraz po 307 latach Szkoci mają w referendum wypowiedzieć się w sprawie opuszczenia Wielkiej Brytanii. Głosowanie - już w czwartek.
Oczywiście zagrożona jest unia brytyjska między królestwem Szkocji, dawnym królestwem Anglii i Walii, i Irlandii Północnej. Jeśli Szkoci zagłosują na „tak” w referendum, to już nie będzie Wielkiej Brytanii, która zbudowała największe imperium w historii świata, więc to byłaby ogromna zmiana
— powiedział prof. Davies.
W ostatniej swojej książce „Zaginione królestwa” pisałem, że każde państwo wcześniej czy później rozpadnie się. To jest kwestia czasu, nic nie jest wieczne. Już dwadzieścia lat temu czułem, że Zjednoczone Królestwo jest zagrożone. To jest moim zdaniem naturalne - tak jak w życiu ludzkim jednostki rodzą się, żyją i potem umierają. Państwa polityczne mają podobny rytm, tylko oczywiście nieco dłuższy
— zaznaczył. Historyk podkreślił, że tożsamość brytyjska jest wielowarstwowa.
Można być Szkotem i Brytyjczykiem jednocześnie, Walijczykiem i Brytyjczykiem itd. Ale widać - niezależnie od tego chcemy czy nie chcemy - że ta warstwa brytyjska jest słabsza, niż kiedyś
— powiedział prof. Davies. Według niego wynik referendum może dać sygnał do rozpadu Królestwa, ale może też być odwrotnie - może dać impuls do jego reformy, co - w jego opinii - jest bardzo, bardzo potrzebne.
Mamy ten problem, że Londyn jest bogaty, dynamiczny, ogromny. Niejako wysysa zasoby Wysp. Szkocja próbuje (coś zrobić) przeciw temu, ale i w Anglii ludzie mają podobne poczucie
— mówił i dodał:
Zobaczymy albo będzie rozpad i potem jakieś nowe połączenie - bo oczywiście Szkocja z Anglią zawsze będą sąsiadami - albo będzie reforma państwa.
Historyk - jak zaznaczył - jest tu optymistą.
Tak czy inaczej jakieś rozwiązanie się znajdzie. Dopóki istnieje Unia Europejska, każdy naród większy czy mniejszy ma w niej swoje miejsce
— dodał.
Jego zdaniem „rozpad osłabi potencjał wojskowy, militarny Królestwa, ale niekoniecznie osłabi dobrobyt mieszkańców”.
Chcieć mieszkać w osobnym państwie nie oznacza być wrogiem. Ci, którzy chcą secesji, chcą być dobrymi sąsiadami narodu angielskiego
— dodał. Zastrzegł, że sam nie opowiada się po żadnej ze stron.
Ja nie mam głosu, ja jestem historykiem. Que sera, sera. Ale nie widzę tu katastrofy, nie jestem imperialistą
— dodał. Prof. Davies ma - jak powiedział - „sympatię dla tych Szkotów, którzy czują, że pod jednym dachem (z pozostałymi Brytyjczykami) mieszkali już wystarczająco długo”.
Tak czy inaczej, dobrze robią, będą mieli lepiej - obojętnie, jaki będzie wynik referendum
— powiedział.
Według niego Polacy powinni rozumieć, co się dzieje „w głowach Szkotów”.
Oni chcą mieć swoje państwo, być panami swojego kraju
— dodał. I choć tradycje powstańcze Szkocji to już historia bardzo dawna, to psychologiczna sytuacja jest „trochę podobna”.
Szkoci mają swoją historię, odrębną narrację historyczną, własną kulturę, literaturę, nie tylko język, ale języki. Czują się sobą, to jest podstawa
— mówił.
Nikt nie wie dokładnie, jaki będzie np. efekt gospodarczy (ewentualnej secesji). „Chłodni” i racjonalni nie bardzo chcą ryzykować. Natomiast ci, którzy chcą głosować na „tak”, działają właśnie trochę romantycznie, tak od serca
— powiedział prof. Davies.
Nie tylko Szkoci chcą niepodległości; domagają się jej m.in. Katalończycy, Baskowie, Sabaudczycy i północne Włochy. Eksperci obserwują te ruchy z niepokojem. Jeśli unia Wielkiej Brytanii i Szkocji się rozpadnie, to czy inne granice w Europie okażą się trwałe?
Należy obserwować szkockie referendum i ruchy separatystyczne w innych częściach UE, bo „mogą nam dać pojęcie o tym, dokąd zmierza świat” - pisze amerykański ośrodek Stratfor w analizie poświęconej ruchom niepodległościowym w Europie, które zdają się zmierzać w odwrotnym kierunku niż europejska integracja.
Nie mają one „żadnego sensu ekonomicznego”, ale w wystarczającym stopniu karmią się uczuciami narodowymi, by podać w wątpliwość trwałość współczesnych granic - ocenia Stratfor. W końcu unia Szkocji i Anglii trwa od 307 lat; jeśli gdzieś jakaś granica, a raczej jej brak miał być trwały, to właśnie w Zjednoczonym Królestwie.
Stratfor widzi w tym trendzie oznaki niepokojącego nasilania się nacjonalizmów, które mogą prowadzić w Europie do rewizji porządku ustalonego stosunkowo niedawno.
Przecież jeśli gdzieś miały zatrzeć się różnice narodowe, to właśnie w Wielkiej Brytanii
— przypomina Stratfor, podkreślając, że wiele granic ustanowiono w Europie po wojnie.
Siła rozpędu, jakiej nabrała inicjatywa niepodległościowa w Szkocji, budzi wielkie nadzieje we wszystkich europejskich ruchach separatystycznych - pisze „Financial Times”.
W Hiszpanii - wśród Katalończyków i Basków, a może również w Andaluzji; we Włoszech w regionach północnych, którym marzy się autonomiczna lub wręcz niepodległa Padania, oraz w Tyrolu Południowym, Wenecji Euganejskiej i na Sardynii. We Francji - w Sabaudii, Bretanii, na Korsyce oraz Kraju Basków, a nawet w Alzacji. Flamandowie chcą się w Belgii oderwać od Walonów. Na Cyprze nieuznawana przez całą niemal społeczność międzynarodową Turecka Republika Cypru Północnego jest państwem de facto. A to nie koniec listy buntujących się regionów.
Ruchy separatystyczne zaczęły się nasilać w Europie w latach 70., ale jeszcze w raporcie z 2007 roku „Economist” napisał, że tracą one dynamikę. Od tego czasu trend najwyraźniej się odwrócił.
Prof. Józef Łaptos, politolog, szef Katedry Stosunków Międzynarodowych w Instytucie Politologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie mówi PAP, że przynależność do UE umocniła tendencje separatystyczne.
Łatwiej o tego rodzaju dezintegrację, gdy domagające się niepodległości regiony mają jednak zapewnione bezpieczeństwo ekonomiczne w obrębie Unii. W razie problemów gospodarczych regiony takie mogą się oprzeć o szerszą (europejską) strukturę” - wyjaśnia.
Również panujący od ponad pół wieku pokój w Europie nasila ruchy separatystyczne
— mówi politolog. Podobnie brzmi diagnoza Stratforu: UE daje Europejczykom poczucie bezpieczeństwa, a przy braku zewnętrznego, integrującego zagrożenia, dążenia separatystyczne mogą zyskiwać na znaczeniu.
O ile jednak UE dążyła niegdyś do popularyzacji koncepcji Europy regionów, to ze względu na kryzys ukraiński wycofała się ostatnio z takich postulatów - przypomina politolog.
Prof. Łaptos zwraca też uwagę na względy materialne, które przemawiają do wyobraźni separatystów. W Hiszpanii Katalończycy uważają, że płacą zbyt wiele do wspólnego budżetu, a Madryt obciąża ich podatkami na rzecz uboższych regionów. W Belgii zamożna Flandria uważa, że łoży nieproporcjonalnie dużo na rzecz Walonii - wylicza prof. Łaptos. Zwolennicy utworzenia Padanii domagają się - z tych samych względów - autonomii fiskalnej.
Według „FT” referendum ws. niepodległości domaga się 59 proc. Basków (o 5 pkt proc. więcej niż rok wcześniej); takie samo głosowanie chcą przeprowadzić w listopadzie Katalończycy; w Barcelonie 11 września w manifestacji na rzecz niepodległości wzięło udział 1,8 mln osób. A z nieformalnych referendów przeprowadzonych w ubiegłym roku on line w Tyrolu Południowym i Wenecji Euganejskiej wynika, że większość mieszkańców tych regionów opowiada się za oderwaniem od Włoch. Trendy te zdają się z roku na rok nabierać impetu - konkluduje „FT”.
Według prof. Łaptosa jest jednak wysoce prawdopodobne, że ocena ruchów separatystycznych w UE ulegnie wkrótce zmianie i nastawienie do nich będzie mniej przychylne, ze względu na poczucie zagrożenia, jakie wywołuje kryzys na wschodnich granicach Unii.
Prof. Irena Stawowy-Kawka z Uniwersytetu Jagiellońskiego zwraca uwagę w rozmowie z PAP, że cały rozgłos wokół dążenia Szkotów do oderwania się od Wielkiej Brytanii, czy głośne żądania Katalończyków domagających się niepodległości przesłaniają znacznie bardziej niepokojące i bliższe nam trendy separatystyczne i niepodległościowe, które „utrzymują Bałkany w stanie wrzenia”.
Tam nie grają roli względy ekonomiczne, „ruchy te napędzane są czystym nacjonalizmem, nie ma przyczyn innej natury i nikt nie zastanawia się nad więziami gospodarczymi” łączącymi regiony.
Niepokoje na Bałkanach nie skończyły się
— ostrzega prof. Stawowy-Kawka, która kieruje katedrą Historii Współczesnej w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych UJ. Uważa, że „to, co się dzieje na Zachodzie” - dążenia niepodległościowe regionów Hiszpanii czy Włoch - nie ma wpływu na ruchy narodowe na Bałkanach, co nie zmienia faktu, że sytuacja może się tam szybko pogorszyć.
Prof. Robert Reich z Uniwersytetu Berkeley tłumaczy wrzenie regionów tempem i skalą globalizacji. Z jednej strony państwa narodowe tracą na znaczeniu, w świecie, w którym wszystko jest jakoś współzależne i powiązane; z drugiej - łatwiej w takiej sytuacji utożsamić się z mniejszą ojczyzną, regionem, językiem, czy gwarą i tradycją, które w sumie dają jakieś poczucie tożsamości - pisze na swej stronie internetowej Reich, minister pracy USA za prezydentury Billa Clintona. Tendencje separatystyczne w UE są w jego opinii wyrazem trwałości „myślenia plemiennego”.
Teraz, gdy globalizacja sprawia, że państwo narodowe jest czymś mniej istotnym, należy się spodziewać, że ruchy separatystyczne będą zyskiwały na znaczeniu; nawet tam, gdzie - jak w Szkocji - nie przemawia za tym rachunek ekonomiczny. Jeśli Szkocja zyska niepodległość, precedens będzie niebezpieczny pod jednym względem - ostrzega Stratfor - powojenny ład w Europie, nawet jeśli niedoskonały, miał być gwarantem spokoju.
Szkocja zajmuje powierzchnię blisko 79 tys. km kw., czyli terytorium porównywalne z Czechami. W jego skład wchodzi blisko 800 wysp i wysepek (m.in. Szetlandy, Hebrydy), z których zamieszkanych jest ponad 90. To państwo słabo zaludnione - choć zajmuje jedną trzecią terytorium Zjednoczonego Królestwa, mieszkańcy Szkocji stanowią zaledwie 8 proc. jego ludności (5,2 mln wobec ok. 64 mln).
Panujący w kraju klimat, określany jako umiarkowany, morski i bardzo zmienny, sprawia, że nie uświadczy się tu mroźnych zim, ale także upalnego lata, za to często pada (w niektórych regionach nawet przez 250 dni w roku!). Pogoda w Szkocji to test dla ducha i kwestia nastawienia – przekonuje turystyczny portal ExploreScotland.net. Sami Szkoci podchodzą do tej kwestii z lekko sardonicznym poczuciem humoru, o czym świadczą krążące w internecie dowcipy i anegdoty („Szkocja ma dwie pory roku - lipiec i zimę” czy „Co to jest: szaro, ponuro i pada? Lato w Szkocji”).
Przez ziemie dzisiejszej Szkocji na przestrzeni wieków przewędrowało wiele ludów, w tym Celtowie, Anglowie, czy Normanowie - a także Rzymianie, którzy po blisko 200 latach i nieudanych próbach porzucili marzenia o skolonizowaniu górzystej Północy i odgrodzili się od niej Wałem Hadriana.
Historia szkockiej państwowości zaczyna się od IX w., kiedy to państwa Szkotów i Piktów połączyły się w Królestwo Szkocji, które przez stulecia krzepło, rozwijało się i toczyło wojny z Anglią (w większości przegrane). W 1707 r. oba kraje połączyła trwająca do dziś unia realna, która włączyła Szkocję do obecnego Zjednoczonego Królestwa, przy okazji likwidując osobny szkocki rząd.
Na skutek plebiscytu z 1997 r. i przyjętej rok później ustawy (Scotland Act) Szkocja odzyskała własny zarówno rząd, jak i jednoizbowy parlament, odpowiedzialne za większość spraw wewnętrznych kraju (np. służba zdrowia, oświata, rolnictwo, sądownictwo). Londyn zachował z kolei prawo do decydowania w tzw. reserved matters, dotyczących np. większości spraw podatkowych, polityki zagranicznej, obronności, polityki gospodarczej i monetarnej, zatrudnienia czy imigracji.
Szkocki parlament autonomiczny mieści się przy Royal Mile, czyli głównym trakcie edynburskiej starówki. Zasiada w nim 129 deputowanych wybieranych na czteroletnią kadencję. Partia lub koalicja z największą liczbą mandatów wyznacza szkocki rząd z pierwszym ministrem na czele (tytuł premiera jest zarezerwowany dla szefa rządu całej Wielkiej Brytanii). Główną siłą polityczną jest obecnie Szkocka Partia Narodowa (SNP), a następnie laburzyści i konserwatyści.
W Izbie Gmin w brytyjskim parlamencie Szkocję reprezentuje 59 posłów, w Izbie Lordów parowie dziedziczni, a na posiedzeniach rządu - sekretarz stanu ds. Szkocji (obecnie: Alistair Carmichael).
W XIX wieku Szkocja była przemysłową potęgą, z dochodowym górnictwem, słynnym na całe Imperium Brytyjskie przemysłem stoczniowym i przemysłem ciężkim. Okres świetności trwał do pierwszej połowy XX wieku. Po II wojnie światowej gospodarka podupadała - dobijana przez konkurencję z zagranicy i własny przestarzały przemysł oraz ciężko doświadczana przez forsowane przez Londyn przechodzenie od gospodarki przemysłowej do opartej na usługach. Trend ten odwrócił się jednak w latach 80., po odkryciu na Morzu Północnym złóż ropy i gazu. Dziś Szkocja ma nie tylko przemysł petrochemiczny, ale również maszynowy, zaawansowanych technologii, nie mówiąc już o gorzelnictwie (słynna whisky), rybołówstwie, prężnym sektorze usług finansowych czy turystyce.
PKB Szkocji na jednego mieszkańca jest wysokie i w Zjednoczonym Królestwie porównywalne jedynie z Londynem i dostatnimi regionami na wschodzie Anglii. Bezrobocie jest stosunkowo niskie (w okresie marzec 2013 - marzec 2014 wyniosło 7,5 proc., czyli mniej niż brytyjska średnia 7,8 proc.). Szkocja odpowiada za ok. 5-6 proc. eksportu Zjednoczonego Królestwa.
Szkoci to naród dumny z własnej odrębności i niezależny, co widać w wielu dziedzinach życia - oddzielnym systemie sądowniczym czy oświacie, własnej reprezentacji w wielu dyscyplinach sportowych (poza igrzyskami olimpijskimi), nie mówiąc już o tradycjach, kuchni, sporcie, religii czy języku.
Trzy języki uznaje się w Szkocji za oficjalne. Są to: szkocka odmiana angielskiego (Scottish English), którą posługuje się zdecydowana większość, następnie wywodzący się z celtyckiego szkocki gaelicki (Scottish Gaelic), którego używa ok. 60 tys.ludzi, oraz tzw. Scots, jak łącznie określa się liczne szkockie dialekty.
Szkoci mają też własny Kościół, zwany Kościołem Szkockim (Kirk). Jest niezależny od państwa, nie należy do Kościoła anglikańskiego i wywodzi się z tradycji kalwińskiej. Inne większe wspólnoty wyznaniowe w Szkocji to Kościół rzymskokatolicki, Kościół anglikański oraz mniejsze kościoły prezbiteriańskie.
Do najbardziej znanych symboli Szkocji należą m.in. krzyż św. Andrzeja, tradycyjny ubiór, czyli kilt, wzory w różnobarwną kratę, zwane tartanem, czy muzyka wykonywana na dudach. Nie należy też zapominać o sportach, które swój początek wzięły właśnie w tym kraju, takich jak curling czy golf.
Kraj ten dał światu ważnych przedsiębiorców, odkrywców i wynalazców, polityków, ludzi nauki, literatury, filmu i muzyki, a nawet postaci fikcyjne światowej popkultury takie jak agent Jej Królewskiej Mości James Bond. W Szkocji urodził się m.in. magnat stalowy Andrew Carnegie, założyciel magazynu „Forbes” Bertie Charles Forbes, wynalazca telefonu Alexander Graham Bell, odkrywca penicyliny sir Alexander Fleming, filozof i ojciec ekonomii politycznej Adam Smith, a także były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, pisarz sir Arthur Conan Doyle czy autor „Piotrusia Pana” James Matthew Barrie, tenisista Andy Murray, Annie Lennox z zespołu Eurythmics, wokalista Dire Straits Mark Knopfler, aktorzy Sean Connery i Ewan McGregor. Znane nazwiska można by mnożyć.
Typowo szkockim przysmakiem jest haggis - specjał zdecydowanie nie dla wegetarian, przyrządzany z owczych podrobów i dodatków, które zaszywa się i dusi w owczym żołądku (na jednym z portali jako jeden z dowodów na bycie prawdziwym Szkotem podano: „Wiesz, z czego robią haggis, a mimo to je zjadasz”). Ze szkockich napojów najlepiej chyba znana jest whisky; sposób jej wytwarzania, doskonalony przez wieki, szczegółowo określa szkockie prawo.
CZYTAJ TAKŻE:
KOMENTARZ ELŻBIETY KRÓLIKOWSKIEJ-AVIS: Niepodległość czy dobrobyt? Anglia i Szkocja w stanie wrzenia
KOMENTARZ PROF. RYBIŃSKIEGO: Unioniści kontra secesjoniści
Dr Żurawski vel Grajewski o niepodległości Szkocji: To byłoby bolesne, również dla Polski
Szkocja: Im bliżej referendum, tym więcej obietnic z Londynu
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/214124-szkocja-oderwie-sie-od-londynu-czy-to-poczatek-fali-autonomii-w-europie