Jan Szczepański, jeden z czołowych bokserów lat 70., mistrz igrzysk z Monachium, spoczął na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach. W czwartkowych uroczystościach pogrzebowych uczestniczyła liczna rzesza olimpijczyków, byli i obecni sportowcy, trenerzy, aktorzy.
Mszę świętą żałobną w katedrze warszawsko-praskiej pod wezwaniem św. Floriana koncelebrowali: jej proboszcz, były piłkarz Legii ks. prałat Bogusław Kowalski, krajowy duszpasterz sportowców ks. Edward Pleń oraz byli pięściarze - honorowy prezes Katolickiego Stowarzyszenia Sportowców ks. prałat Mirosław Mikulski i ks. prałat Stanisław Kuć.
W homilii wygłoszonej w katedrze ks. Mikulski przypomniał najważniejsze „wyjątki” z kariery złotego medalisty olimpijskiego z 1972 roku i mistrza Europy z Madrytu (1971), podkreślając, że jego życiorys był bardzo pogmatwany.
Nigdy nie dał się znokautować życiu, choć kilka razy leżał na deskach. Zawsze jednak podnosił się i wstawał. Mówił, że nie ma już ran, ale zostały blizny i ich już nie da się wyleczyć.
Szczepański urodził się 20 listopada 1939 roku we wsi Małecz, w gminie Lubochnia w pobliżu Tomaszowa Mazowieckiego. To, że zainteresował się sportem, sprawił przypadek.
W szkole podstawowej nauczyciel wuefu Tomasz Lasota przyniósł rękawice i kiedy je założył Janek, to od razu pociągnęło go do boksu. Jego pierwszym klubem był Włókniarz Zduńska Wola, potem Pilica Tomaszów Mazowiecki i Legia Warszawa. Mając zaledwie 22 lata pojechał na mistrzostwa Europy do Belgradu (1961). Tam jednak zaprezentował się fatalnie. Był wykpiwany w środowisku bokserów. Okazał się jednak twardzielem, nie załamał się, pozostał przy boksie, chcąc udowodnić, że nie jest tchórzem
— powiedział ks. Mikulski, dodając, że Szczepański jako trener uczył go szermierki na pięści.
Przypomniał też jego problemy zdrowotne i przymusową, pięcioletnią przerwę w treningach (1963-68), po której wrócił na ring, zdobywając w Monachium w 1972 roku najcenniejsze trofeum. Jego złoty medal olimpijski znajduje się w parafii w Lubochni.
Proboszcz katedry warszawsko-praskiej św. Floriana dodał:
Byłem sąsiadem Szczepańskiego, mieszkał 50 m od mojego bloku. Dla nas, chłopaków, było idolem. W tamtych latach patrzyliśmy na niego zawsze z otwartą buzią. On nawet nie wiedział, jak ważną spełniał rolę wychowawczą. Pokazywał nam, że można być wielkim sportowcem, a jednocześnie skromnym, normalnym człowiekiem.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jan Szczepański, jeden z czołowych bokserów lat 70., mistrz igrzysk z Monachium, spoczął na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach. W czwartkowych uroczystościach pogrzebowych uczestniczyła liczna rzesza olimpijczyków, byli i obecni sportowcy, trenerzy, aktorzy.
Mszę świętą żałobną w katedrze warszawsko-praskiej pod wezwaniem św. Floriana koncelebrowali: jej proboszcz, były piłkarz Legii ks. prałat Bogusław Kowalski, krajowy duszpasterz sportowców ks. Edward Pleń oraz byli pięściarze - honorowy prezes Katolickiego Stowarzyszenia Sportowców ks. prałat Mirosław Mikulski i ks. prałat Stanisław Kuć.
W homilii wygłoszonej w katedrze ks. Mikulski przypomniał najważniejsze „wyjątki” z kariery złotego medalisty olimpijskiego z 1972 roku i mistrza Europy z Madrytu (1971), podkreślając, że jego życiorys był bardzo pogmatwany.
Nigdy nie dał się znokautować życiu, choć kilka razy leżał na deskach. Zawsze jednak podnosił się i wstawał. Mówił, że nie ma już ran, ale zostały blizny i ich już nie da się wyleczyć.
Szczepański urodził się 20 listopada 1939 roku we wsi Małecz, w gminie Lubochnia w pobliżu Tomaszowa Mazowieckiego. To, że zainteresował się sportem, sprawił przypadek.
W szkole podstawowej nauczyciel wuefu Tomasz Lasota przyniósł rękawice i kiedy je założył Janek, to od razu pociągnęło go do boksu. Jego pierwszym klubem był Włókniarz Zduńska Wola, potem Pilica Tomaszów Mazowiecki i Legia Warszawa. Mając zaledwie 22 lata pojechał na mistrzostwa Europy do Belgradu (1961). Tam jednak zaprezentował się fatalnie. Był wykpiwany w środowisku bokserów. Okazał się jednak twardzielem, nie załamał się, pozostał przy boksie, chcąc udowodnić, że nie jest tchórzem
— powiedział ks. Mikulski, dodając, że Szczepański jako trener uczył go szermierki na pięści.
Przypomniał też jego problemy zdrowotne i przymusową, pięcioletnią przerwę w treningach (1963-68), po której wrócił na ring, zdobywając w Monachium w 1972 roku najcenniejsze trofeum. Jego złoty medal olimpijski znajduje się w parafii w Lubochni.
Proboszcz katedry warszawsko-praskiej św. Floriana dodał:
Byłem sąsiadem Szczepańskiego, mieszkał 50 m od mojego bloku. Dla nas, chłopaków, było idolem. W tamtych latach patrzyliśmy na niego zawsze z otwartą buzią. On nawet nie wiedział, jak ważną spełniał rolę wychowawczą. Pokazywał nam, że można być wielkim sportowcem, a jednocześnie skromnym, normalnym człowiekiem.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/324984-na-powazkach-spoczal-jan-szczepanski-piekne-swiadectwo-o-mistrzu-olimpijskim-w-boksie-zlozyli-duchowni-sportowcy-galeria