Piłka nożna jest głównym tematem waszych rozmów, ale sam mówiłeś, że tytułowi „Gracze” walczą nie tylko na boisku, ale też w życiu. Co w ich historiach najbardziej cię zaciekawiło?
Prawie z każdym piłkarzem rozmawiam także o rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. O tym, w jaki sposób polityka zbiegała się ze sportem. Boniek na przykład opowiada o tym, jak na Mundialu w 1982 i w 1986 roku w ekipie byli „opiekunowie”, funkcjonariusze SB. Mówi o tym, jaki szok przeżył, gdy zajrzał do swojej teczki w IPN, gdy przeczytał co na jego temat raportował ppłk. Kudybiński. Zibi był wściekły, i wtedy i teraz, gdy poznał całą prawdę. Opowiada o tym, jak się odnosił do tego esbeka, że był niezłym chojrakiem i inny moi rozmówcy to potwierdzają. Boniek rzeczywiście taki był. Ale też, żeby być bliskim prawdy, to on nie kreuje się na jakiegoś zagorzałego lidera antykomunistów. Przecież wszyscy oni wracając z zagranicznych wojaży, z sukcesami z mistrzostw musieli uścisnąć dłoń gen. Jaruzelskiemu. Jakoś się w tej rzeczywistości odnajdywali, ale Boniek autentycznie nie przyjmował do siebie żadnej presji politycznej. A taka się czasem pojawiała. Z kolei Grzegorz Lato opowiada o tym słynnym meczu ze Związkiem Radzieckim z 1982 roku, wtedy „opiekował” się nimi płk Celak, który na przedmeczowej odprawie mówi, że „musimy grać fair play bo to nasi przyjaciele i sojusznicy”. Mecz miał zadecydować o awansie do półfinału Mundialu. Boniek wtedy wyskoczył z tekstem, że jak będzie remis pod koniec meczu, to on będzie walił z piąchy.
Te realia lat 70-tych i 80-tych to osobna historia. Ale piłkarze reprezentacji byli wtedy wybrańcami losu. Chętnie się tym chwalą?
Andrzej Iwan opowiada o tych przedziwnych latach, kiedy futbol w Polsce był „amatorski” więc każdy z zawodników musiał mieć gdzieś etat. Np. w kopalni, albo w milicji. Iwan akurat nie, ale wielu jego kolegów miało tzw. milicyjne „blachy” (dzisiejsza odznaka z numerem - przyp. red.) i korzystali z nich chętnie. Wiele spraw, wykroczeń drogowych, które zwykłym ludziom nie uszłyby na sucho, a im się udawało. Andrzej miał mniej szczęścia, bo kiedy po alkoholu zrobił rozróbę w restauracji „Stylowa” niedaleko pomnika Lenina w Nowej Hucie, to został porządnie spałowany, a władze klubu go zawiesiły.
Codzienność była jednak luksusowa. Zarabiali, jak na tamte realia bardzo dużo, byli traktowani jak elita. Mieli dostęp do sklepów z mięsem, choć zwykli ludzie kupowali na kartki. Więc to był jakiś układ z władzą, która zyskiwała na ich sukcesach, a oni czerpali z tego profity. Inna sprawa, że ludzie im tego nie mieli wtedy za złe. Polska piłka w tych latach i to, że nasi grali tak dobrze, to był niesamowity oddech wolności dla kibiców, dla Polaków. Można było być dumnym z tego, że jest się Polakiem, że nie jesteśmy gorsi od innych.
Co takiego jest w piłce nożnej, że ona tak bardzo działa na wyobraźnię? Dlaczego każda władza chce się w tym blasku pławić? Trudno sobie teraz wyobrazić, żeby premier czy prezydent, obojętne z jakiej opcji, podczas ważnego meczu nie zasiadł na widowni z biało-czerwonym szalikiem.
To bez wątpienia najpopularniejsza dyscyplina w Polsce, ale i chyba na świecie. Masz rację, futbol działa na wyobraźnię. To prosta gra, wystarczy piłka i kawałek miejsca i można kopać. A jakie są emocje! No i przy piłce można przeżywać niemal biblijne sceny, jak walkę Dawida z Goliatem. W siatkówce, czy piłce ręcznej bardzo rzadko dochodzi do sensacji, gdy jakaś słabsza drużyna wygrywa z potentatem. A w futbolu to jest możliwe. Absolutny słabeusz, ludzie za których nie dałbyś złamanego grosza, potrafią się wznieść na wyżyny i wygrać z murowanym faworytem.
Czasem jednak piłka nożna traktowana jest jak coś więcej niż sport…
W czasach komuny to był sposób na odreagowywanie rzeczywistości politycznej. Piłka, chcąc nie chcąc wiąże się z naszą historią. Zauważ, jak do dzisiaj traktowane są mecze z Rosją, czy z Niemcami. Pamiętam mecz Polska - Rosja podczas Euro 2012, emocje, także pozasportowe sięgały zenitu. Piłka nożna to w pewnym sensie rodzaj współczesnej pokojowej wojny. Oczywiście nie należy z tym przesadzać. Ktoś, kto traktuje futbol jak coś więcej niż sport - przesadza. Bo, z jednej strony, zwycięstwo z takim rywalem pozwala na dumę z własnego narodu, ale z drugiej leczy tylko jakieś nasze kompleksy.
Rozmawiamy przed pierwszym meczem Polaków na Euro 2016. Jesteśmy Dawidami, Goliatami, czy gdzieś pośrodku?
Nie jesteśmy ani na samej górze, ani na samym dole. Mamy drużynę, która ma szanse odnieść wielki sukces. Piłkarze muszą mieć świadomość jak wiele milionów ludzi pokłada w nich swoje nadzieje. Myślę, że to ich nie sparaliżuje, tylko poniesie. Najtrudniejszy będzie ten pierwszy mecz, czyli z Irlandią Północną. Bardzo liczę na nasze zwycięstwo, typuję 2:1.
Rozmawiał Marcin Wikło
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Piłka nożna jest głównym tematem waszych rozmów, ale sam mówiłeś, że tytułowi „Gracze” walczą nie tylko na boisku, ale też w życiu. Co w ich historiach najbardziej cię zaciekawiło?
Prawie z każdym piłkarzem rozmawiam także o rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. O tym, w jaki sposób polityka zbiegała się ze sportem. Boniek na przykład opowiada o tym, jak na Mundialu w 1982 i w 1986 roku w ekipie byli „opiekunowie”, funkcjonariusze SB. Mówi o tym, jaki szok przeżył, gdy zajrzał do swojej teczki w IPN, gdy przeczytał co na jego temat raportował ppłk. Kudybiński. Zibi był wściekły, i wtedy i teraz, gdy poznał całą prawdę. Opowiada o tym, jak się odnosił do tego esbeka, że był niezłym chojrakiem i inny moi rozmówcy to potwierdzają. Boniek rzeczywiście taki był. Ale też, żeby być bliskim prawdy, to on nie kreuje się na jakiegoś zagorzałego lidera antykomunistów. Przecież wszyscy oni wracając z zagranicznych wojaży, z sukcesami z mistrzostw musieli uścisnąć dłoń gen. Jaruzelskiemu. Jakoś się w tej rzeczywistości odnajdywali, ale Boniek autentycznie nie przyjmował do siebie żadnej presji politycznej. A taka się czasem pojawiała. Z kolei Grzegorz Lato opowiada o tym słynnym meczu ze Związkiem Radzieckim z 1982 roku, wtedy „opiekował” się nimi płk Celak, który na przedmeczowej odprawie mówi, że „musimy grać fair play bo to nasi przyjaciele i sojusznicy”. Mecz miał zadecydować o awansie do półfinału Mundialu. Boniek wtedy wyskoczył z tekstem, że jak będzie remis pod koniec meczu, to on będzie walił z piąchy.
Te realia lat 70-tych i 80-tych to osobna historia. Ale piłkarze reprezentacji byli wtedy wybrańcami losu. Chętnie się tym chwalą?
Andrzej Iwan opowiada o tych przedziwnych latach, kiedy futbol w Polsce był „amatorski” więc każdy z zawodników musiał mieć gdzieś etat. Np. w kopalni, albo w milicji. Iwan akurat nie, ale wielu jego kolegów miało tzw. milicyjne „blachy” (dzisiejsza odznaka z numerem - przyp. red.) i korzystali z nich chętnie. Wiele spraw, wykroczeń drogowych, które zwykłym ludziom nie uszłyby na sucho, a im się udawało. Andrzej miał mniej szczęścia, bo kiedy po alkoholu zrobił rozróbę w restauracji „Stylowa” niedaleko pomnika Lenina w Nowej Hucie, to został porządnie spałowany, a władze klubu go zawiesiły.
Codzienność była jednak luksusowa. Zarabiali, jak na tamte realia bardzo dużo, byli traktowani jak elita. Mieli dostęp do sklepów z mięsem, choć zwykli ludzie kupowali na kartki. Więc to był jakiś układ z władzą, która zyskiwała na ich sukcesach, a oni czerpali z tego profity. Inna sprawa, że ludzie im tego nie mieli wtedy za złe. Polska piłka w tych latach i to, że nasi grali tak dobrze, to był niesamowity oddech wolności dla kibiców, dla Polaków. Można było być dumnym z tego, że jest się Polakiem, że nie jesteśmy gorsi od innych.
Co takiego jest w piłce nożnej, że ona tak bardzo działa na wyobraźnię? Dlaczego każda władza chce się w tym blasku pławić? Trudno sobie teraz wyobrazić, żeby premier czy prezydent, obojętne z jakiej opcji, podczas ważnego meczu nie zasiadł na widowni z biało-czerwonym szalikiem.
To bez wątpienia najpopularniejsza dyscyplina w Polsce, ale i chyba na świecie. Masz rację, futbol działa na wyobraźnię. To prosta gra, wystarczy piłka i kawałek miejsca i można kopać. A jakie są emocje! No i przy piłce można przeżywać niemal biblijne sceny, jak walkę Dawida z Goliatem. W siatkówce, czy piłce ręcznej bardzo rzadko dochodzi do sensacji, gdy jakaś słabsza drużyna wygrywa z potentatem. A w futbolu to jest możliwe. Absolutny słabeusz, ludzie za których nie dałbyś złamanego grosza, potrafią się wznieść na wyżyny i wygrać z murowanym faworytem.
Czasem jednak piłka nożna traktowana jest jak coś więcej niż sport…
W czasach komuny to był sposób na odreagowywanie rzeczywistości politycznej. Piłka, chcąc nie chcąc wiąże się z naszą historią. Zauważ, jak do dzisiaj traktowane są mecze z Rosją, czy z Niemcami. Pamiętam mecz Polska - Rosja podczas Euro 2012, emocje, także pozasportowe sięgały zenitu. Piłka nożna to w pewnym sensie rodzaj współczesnej pokojowej wojny. Oczywiście nie należy z tym przesadzać. Ktoś, kto traktuje futbol jak coś więcej niż sport - przesadza. Bo, z jednej strony, zwycięstwo z takim rywalem pozwala na dumę z własnego narodu, ale z drugiej leczy tylko jakieś nasze kompleksy.
Rozmawiamy przed pierwszym meczem Polaków na Euro 2016. Jesteśmy Dawidami, Goliatami, czy gdzieś pośrodku?
Nie jesteśmy ani na samej górze, ani na samym dole. Mamy drużynę, która ma szanse odnieść wielki sukces. Piłkarze muszą mieć świadomość jak wiele milionów ludzi pokłada w nich swoje nadzieje. Myślę, że to ich nie sparaliżuje, tylko poniesie. Najtrudniejszy będzie ten pierwszy mecz, czyli z Irlandią Północną. Bardzo liczę na nasze zwycięstwo, typuję 2:1.
Rozmawiał Marcin Wikło
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/296312-bogdan-rymanowski-autor-ksiazki-gracze-futbol-pozwala-na-przezywanie-biblijnych-emocji-dawid-moze-pokonac-goliata-nasz-wywiad?strona=2