Dwa lata temu – 13 listopada 2015 r. – w stolicy Francji doszło do serii tragicznych ataków, dokonanych przez islamskich terrorystów. Zginęło 130 osób, a setki zostały rannych. Czy można się dziwić, że wielu Europejczyków odebrało to jako fiasko polityki migracyjnej i efekt pobłażliwości wobec muzułmańskiego radykalizmu?
Tydzień po tych tragicznych wydarzeniach w Paryżu w wielu miejscach w Polsce zorganizowano pochody przeciwko islamizacji, której krwawe owoce były widoczne jak na dłoni. Można oczywiście dyskutować, czy ostre hasła, jakie podnieśli ich uczestnicy, nie były przesadzone, ale nie ma wątpliwości, że wymiar sprawiedliwości przekroczył granicę absurdu. Niektórym manifestantom, którzy wyrażali swój sprzeciw wobec islamizacji w Europie, postawiono bowiem zarzuty… „nawoływania do nienawiści na tle wyznania religijnego”!
Adwokat Bartosz Sawicki – obrońca jednego z uczestników gdańskiego pochodu - w rozmowie z portalem wPolityce.pl opowiedział o tej kuriozalnej sprawie, w której polityczna poprawność zdaje się być ważniejsza niż zdrowy rozsądek.
Nie możemy przecież abstrahować od kontekstu sprawy – mieliśmy tu do czynienia z reakcją na przekazywane za pośrednictwem mediów krwawe obrazy z zamachów terrorystycznych w Paryżu. Można oczywiście twierdzić, że jedyną formą protestu w takiej sytuacji winno być rysowanie kredkami ulic i czekanie na następny zamach, ale moim zdaniem nie można odmówić obywatelom prawa do głośniejszego i dosadniejszego wyrażania swojego sprzeciwu. Nawet jeśli mamy tu jakąś wulgarność, to czy w kontekście krwi i zabitych, których pokazywano w mediach parę dni wcześniej, nie jest to wulgarność w pewien sposób uzasadniona emocjami?
— mówił adw. Bartosz Sawicki.
wPolityce.pl: Czy mógłby Pan Mecenas opowiedzieć, jak to się stało, że Panu klientowi postawiono zarzuty nawoływania do nienawiści na tle religijnym?
Adw. Bartosz Sawicki: Przede wszystkim chciałbym spojrzeć na temat bardziej ogólnie, bo gdyby dotyczył jedynie mojego klienta, nie byłby chyba godny uwagi. Sytuacja ma jednak charakter powszechny, wydaje mi się że jest to już jakaś zorganizowana akcja. Mój klient uczestniczył w demonstracji, która została zorganizowana po zamachach w Paryżu, które miały miejsce 13 listopada 2015 roku. Podczas tej demonstracji, w której notabene uczestniczyły przeróżne środowiska – od fanów Korwin-Mikkego, przez zwykłych mieszkańców, czy kibiców, po narodowców z ONR – wznoszono między innymi hasła „J…ć islam” oraz „A na drzewach zamiast liści, będą wisieć islamiści”. To, że policja zainteresowała się treścią tych haseł, byłoby może śmieszne, ale takie działania, jak się okazało, mają charakter powszechny. Co chwilę dowiaduję się o kolejnych osobach ściganych za udział w tej demonstracji, jak i o innych analogicznych sprawach, które miały miejsce na przykład w Olsztynie czy w Gorzowie. To zaczyna być przerażające.
W sprawie pojawia się sprzeczne rozumienie pojęć „islam” i „islamizm”. Pan, jako obrońca zwraca uwagę, że hasła nie dotyczyły wyznania (muzułmanów, mahometan) ale ideologii islamu i islamizmu jako radykalnej doktryny politycznej?
Jeżeli w mediach powszechnie zdarza się, iż komentator podkreśla, że islam to ideologia, to dlaczego mój klient nie może rozumieć islamu w ten sposób? Pani Miriam Shaded, której nie można odmówić wiedzy o islamie, niemal przy każdym publicznym występie podkreśla, że odnosi się do islamu jako ideologii politycznej, a nie jako do religii. Wielu polityków porównuje nawet islam do ideologii nazizmu i komunizmu - Newt Gingrich, duńscy konserwatyści tacy jak Søren Pape Poulsen, przedstawiciele święcącej triumfy w ostatnich wyborach do Bundestagu partii AfD (Nicolaus Fest), Heinz-Christian Strache z Austriackej Partii Wolności (FPOe), czeska prawnik która taką wypowiedź sformułowała nawet w czeskim parlamencie - Klara Samkova, czy znany holenderski polityk Geert Wilders, który porównał Koran do „Mein Kampf”. I tutaj nie jest istotne to, czy są to politycy skrajni, czy radykałowie, skoro są cytowani przez media. Nie jest też istotne czy faktycznie tak jest, że islam to ideologia polityczna, bo w prawie karnym liczy się zamiar sprawcy. A ten jest chyba oczywisty, jeśli odniesiemy się do tego, że demonstracja i wznoszone hasła były bezpośrednią reakcją na zamachy w Paryżu. Przecież ciągle się nam powtarza, że zamachowcy nie mają nic wspólnego z islamem jako religią, że terroryści to islamscy radykałowie polityczni, bądźmy więc tu konsekwentni.
Co do pojęcia „islamizm” to sprawa jest jeszcze bardziej oczywista, bo to pojęcie, które dawniej oznaczało naukowca badającego religię muzułmańską, obecnie jest używane powszechnie tylko w jednym kontekście – jako określenie islamskich terrorystów. Gdy jednak śledziłem analogiczne sprawy dostrzegłem na przykład, że sąd w Olsztynie oddalił wniosek dowodowy dotyczący przeprowadzenia opinii biegłego językoznawcy. Stwierdził, że słowo „islamista” ma oczywiste znaczenie, po czym – jak można wnioskować z treści wyroku – uznał je za tożsame ze słowem „muzułmanin”. To już jest moim zdaniem karygodne naginanie rzeczywistości.
A czy słowa „j…ć islam” i „a na drzewach zamiast liści będą wisieć islamiści” nie są Pana zdaniem naganne i niedopuszczalne?
Dziwne, że identyczne hasła, dotyczące na przykład „katoli”, publikowane są od miesięcy w internecie i nie tylko nie mamy do czynienia ze ściganiem sprawców, ale nawet nikt nie zadba o usunięcie tych wulgaryzmów. Odnosząc się mojej sprawy, to oczywiste, że – zwłaszcza pierwsze stwierdzenie – jest naganne. Pewnie gdyby mój klient otrzymał mandat za używanie słów wulgarnych w miejscu publicznym, to nie mielibyśmy w ogóle okazji do tej rozmowy, tutaj jednak mamy do czynienia z bardzo poważnym zarzutem dotyczącym nawoływania do nienawiści na tle religijnym i masowej akcji ścigania osób sprzeciwiających się islamizacji Europy.
Z drugiej strony jednakże, zgodnie z zasadą extrema malis – extrema remedia, taka reakcja społeczna jest w mojej ocenie jeśli nie uzasadniona, to zupełnie zrozumiała. Znowu nie możemy przecież abstrahować od kontekstu sprawy – mieliśmy tu do czynienia z reakcją na przekazywane za pośrednictwem mediów krwawe obrazy z zamachów terrorystycznych w Paryżu. Można oczywiście twierdzić, że jedyną formą protestu w takiej sytuacji winno być rysowanie kredkami ulic i czekanie na następny zamach, ale moim zdaniem nie można odmówić obywatelom prawa do głośniejszego i dosadniejszego wyrażania swojego sprzeciwu. Nawet jeśli mamy tu jakąś wulgarność, to czy w kontekście krwi i zabitych, których pokazywano w mediach parę dni wcześniej, nie jest to wulgarność w pewien sposób uzasadniona emocjami?
I zupełnie na marginesie postawić należy pytanie, czy użycie wulgaryzmów samo w sobie stanowi nawoływanie do nienawiści? Wulgarne słowo, o którym tu mówimy, oprócz oczywistego rozumienia seksualnego, zgodnie z tym co odnalazłem w słownikach, oznacza przede wszystkim „lekceważenie”, czy nawet „obojętność”. Jeśli sąd ma co do tego wątpliwości, zawsze może powołać biegłego do spraw języka polskiego, który opisze wszystkie znaczenia interesujących nas słów. W zamian za to jednak przeprowadza się niezwykle kosztowne opinie biegłych, które koncentrują się na identyfikacji uczestników manifestacji, czy na czytaniu z ruchu ich ust. Nad kwestią językową przechodzi się do porządku dziennego, tak, jakby fakt wypełnienia znamion czynu zabronionego przez oskarżonych był tutaj oczywisty. I znowu widzimy, że zarzut jest naprawdę z każdej strony naciągany. Możemy nawet uznać, że używanie wulgarnych słów ma na celu obrażenie kogoś lub czegoś, ale automatyczne przejście do zarzutu „nawoływania do nienawiści” to nadużycie karnoprawne. W końcu dochodzimy tutaj do muru, do stwierdzenia, że każda forma protestu przeciwko islamowi, islamizacji czy islamistom może być poczytana za „nawoływanie do nienawiści na tle religijnym”.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dwa lata temu – 13 listopada 2015 r. – w stolicy Francji doszło do serii tragicznych ataków, dokonanych przez islamskich terrorystów. Zginęło 130 osób, a setki zostały rannych. Czy można się dziwić, że wielu Europejczyków odebrało to jako fiasko polityki migracyjnej i efekt pobłażliwości wobec muzułmańskiego radykalizmu?
Tydzień po tych tragicznych wydarzeniach w Paryżu w wielu miejscach w Polsce zorganizowano pochody przeciwko islamizacji, której krwawe owoce były widoczne jak na dłoni. Można oczywiście dyskutować, czy ostre hasła, jakie podnieśli ich uczestnicy, nie były przesadzone, ale nie ma wątpliwości, że wymiar sprawiedliwości przekroczył granicę absurdu. Niektórym manifestantom, którzy wyrażali swój sprzeciw wobec islamizacji w Europie, postawiono bowiem zarzuty… „nawoływania do nienawiści na tle wyznania religijnego”!
Adwokat Bartosz Sawicki – obrońca jednego z uczestników gdańskiego pochodu - w rozmowie z portalem wPolityce.pl opowiedział o tej kuriozalnej sprawie, w której polityczna poprawność zdaje się być ważniejsza niż zdrowy rozsądek.
Nie możemy przecież abstrahować od kontekstu sprawy – mieliśmy tu do czynienia z reakcją na przekazywane za pośrednictwem mediów krwawe obrazy z zamachów terrorystycznych w Paryżu. Można oczywiście twierdzić, że jedyną formą protestu w takiej sytuacji winno być rysowanie kredkami ulic i czekanie na następny zamach, ale moim zdaniem nie można odmówić obywatelom prawa do głośniejszego i dosadniejszego wyrażania swojego sprzeciwu. Nawet jeśli mamy tu jakąś wulgarność, to czy w kontekście krwi i zabitych, których pokazywano w mediach parę dni wcześniej, nie jest to wulgarność w pewien sposób uzasadniona emocjami?
— mówił adw. Bartosz Sawicki.
wPolityce.pl: Czy mógłby Pan Mecenas opowiedzieć, jak to się stało, że Panu klientowi postawiono zarzuty nawoływania do nienawiści na tle religijnym?
Adw. Bartosz Sawicki: Przede wszystkim chciałbym spojrzeć na temat bardziej ogólnie, bo gdyby dotyczył jedynie mojego klienta, nie byłby chyba godny uwagi. Sytuacja ma jednak charakter powszechny, wydaje mi się że jest to już jakaś zorganizowana akcja. Mój klient uczestniczył w demonstracji, która została zorganizowana po zamachach w Paryżu, które miały miejsce 13 listopada 2015 roku. Podczas tej demonstracji, w której notabene uczestniczyły przeróżne środowiska – od fanów Korwin-Mikkego, przez zwykłych mieszkańców, czy kibiców, po narodowców z ONR – wznoszono między innymi hasła „J…ć islam” oraz „A na drzewach zamiast liści, będą wisieć islamiści”. To, że policja zainteresowała się treścią tych haseł, byłoby może śmieszne, ale takie działania, jak się okazało, mają charakter powszechny. Co chwilę dowiaduję się o kolejnych osobach ściganych za udział w tej demonstracji, jak i o innych analogicznych sprawach, które miały miejsce na przykład w Olsztynie czy w Gorzowie. To zaczyna być przerażające.
W sprawie pojawia się sprzeczne rozumienie pojęć „islam” i „islamizm”. Pan, jako obrońca zwraca uwagę, że hasła nie dotyczyły wyznania (muzułmanów, mahometan) ale ideologii islamu i islamizmu jako radykalnej doktryny politycznej?
Jeżeli w mediach powszechnie zdarza się, iż komentator podkreśla, że islam to ideologia, to dlaczego mój klient nie może rozumieć islamu w ten sposób? Pani Miriam Shaded, której nie można odmówić wiedzy o islamie, niemal przy każdym publicznym występie podkreśla, że odnosi się do islamu jako ideologii politycznej, a nie jako do religii. Wielu polityków porównuje nawet islam do ideologii nazizmu i komunizmu - Newt Gingrich, duńscy konserwatyści tacy jak Søren Pape Poulsen, przedstawiciele święcącej triumfy w ostatnich wyborach do Bundestagu partii AfD (Nicolaus Fest), Heinz-Christian Strache z Austriackej Partii Wolności (FPOe), czeska prawnik która taką wypowiedź sformułowała nawet w czeskim parlamencie - Klara Samkova, czy znany holenderski polityk Geert Wilders, który porównał Koran do „Mein Kampf”. I tutaj nie jest istotne to, czy są to politycy skrajni, czy radykałowie, skoro są cytowani przez media. Nie jest też istotne czy faktycznie tak jest, że islam to ideologia polityczna, bo w prawie karnym liczy się zamiar sprawcy. A ten jest chyba oczywisty, jeśli odniesiemy się do tego, że demonstracja i wznoszone hasła były bezpośrednią reakcją na zamachy w Paryżu. Przecież ciągle się nam powtarza, że zamachowcy nie mają nic wspólnego z islamem jako religią, że terroryści to islamscy radykałowie polityczni, bądźmy więc tu konsekwentni.
Co do pojęcia „islamizm” to sprawa jest jeszcze bardziej oczywista, bo to pojęcie, które dawniej oznaczało naukowca badającego religię muzułmańską, obecnie jest używane powszechnie tylko w jednym kontekście – jako określenie islamskich terrorystów. Gdy jednak śledziłem analogiczne sprawy dostrzegłem na przykład, że sąd w Olsztynie oddalił wniosek dowodowy dotyczący przeprowadzenia opinii biegłego językoznawcy. Stwierdził, że słowo „islamista” ma oczywiste znaczenie, po czym – jak można wnioskować z treści wyroku – uznał je za tożsame ze słowem „muzułmanin”. To już jest moim zdaniem karygodne naginanie rzeczywistości.
A czy słowa „j…ć islam” i „a na drzewach zamiast liści będą wisieć islamiści” nie są Pana zdaniem naganne i niedopuszczalne?
Dziwne, że identyczne hasła, dotyczące na przykład „katoli”, publikowane są od miesięcy w internecie i nie tylko nie mamy do czynienia ze ściganiem sprawców, ale nawet nikt nie zadba o usunięcie tych wulgaryzmów. Odnosząc się mojej sprawy, to oczywiste, że – zwłaszcza pierwsze stwierdzenie – jest naganne. Pewnie gdyby mój klient otrzymał mandat za używanie słów wulgarnych w miejscu publicznym, to nie mielibyśmy w ogóle okazji do tej rozmowy, tutaj jednak mamy do czynienia z bardzo poważnym zarzutem dotyczącym nawoływania do nienawiści na tle religijnym i masowej akcji ścigania osób sprzeciwiających się islamizacji Europy.
Z drugiej strony jednakże, zgodnie z zasadą extrema malis – extrema remedia, taka reakcja społeczna jest w mojej ocenie jeśli nie uzasadniona, to zupełnie zrozumiała. Znowu nie możemy przecież abstrahować od kontekstu sprawy – mieliśmy tu do czynienia z reakcją na przekazywane za pośrednictwem mediów krwawe obrazy z zamachów terrorystycznych w Paryżu. Można oczywiście twierdzić, że jedyną formą protestu w takiej sytuacji winno być rysowanie kredkami ulic i czekanie na następny zamach, ale moim zdaniem nie można odmówić obywatelom prawa do głośniejszego i dosadniejszego wyrażania swojego sprzeciwu. Nawet jeśli mamy tu jakąś wulgarność, to czy w kontekście krwi i zabitych, których pokazywano w mediach parę dni wcześniej, nie jest to wulgarność w pewien sposób uzasadniona emocjami?
I zupełnie na marginesie postawić należy pytanie, czy użycie wulgaryzmów samo w sobie stanowi nawoływanie do nienawiści? Wulgarne słowo, o którym tu mówimy, oprócz oczywistego rozumienia seksualnego, zgodnie z tym co odnalazłem w słownikach, oznacza przede wszystkim „lekceważenie”, czy nawet „obojętność”. Jeśli sąd ma co do tego wątpliwości, zawsze może powołać biegłego do spraw języka polskiego, który opisze wszystkie znaczenia interesujących nas słów. W zamian za to jednak przeprowadza się niezwykle kosztowne opinie biegłych, które koncentrują się na identyfikacji uczestników manifestacji, czy na czytaniu z ruchu ich ust. Nad kwestią językową przechodzi się do porządku dziennego, tak, jakby fakt wypełnienia znamion czynu zabronionego przez oskarżonych był tutaj oczywisty. I znowu widzimy, że zarzut jest naprawdę z każdej strony naciągany. Możemy nawet uznać, że używanie wulgarnych słów ma na celu obrażenie kogoś lub czegoś, ale automatyczne przejście do zarzutu „nawoływania do nienawiści” to nadużycie karnoprawne. W końcu dochodzimy tutaj do muru, do stwierdzenia, że każda forma protestu przeciwko islamowi, islamizacji czy islamistom może być poczytana za „nawoływanie do nienawiści na tle religijnym”.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/366816-nasz-wywiad-gdanski-sad-chce-ukarac-za-protest-przeciw-islamizacji-adw-sawicki-proba-obrony-wlasnej-cywilizacji-uwazana-jest-za-nawolywanie-do-nienawisci?strona=1