Długo wahałem się, czy napisać cokolwiek na temat akcji #metoo. To trudne, bowiem dotyka ona spraw, będących przyczyną autentycznego stresu, czy nawet traumy części uczestniczących w niej pań. Zdecydowałem się jednak, a to dlatego że jak dotąd medialne reakcje na nią są, moim zdaniem, jednostronne w sposób wręcz wybitny.
Jednostronne, bowiem reagujący w ogromnej większości nie dostrzegają, że akcja ta wykwitem ideologii radykalnie lewicowo-liberalnej, i służy realizowaniu jej celów.
Jakich celów? Powiedzmy najpierw, czemu akcja nie służy. Nie służy otóż efektywnemu zwalczaniu gwałtów. Dlaczego? Dlatego że prawdziwe gwałty są w jej ramach stawiane niemal na równi z wszelkimi, wielokrotnie liczniejszymi, niepożądanymi przez część pań zachowaniami o treści seksualnej. Giną w tym morzu, roztapiają się.
Jakie to są zachowania? Wszelkie, po prostu wszelkie. Od prób chamskiego obmacywania kompletnie nieznanych dziewczyn, aż po niechciany kontakt słowny, a nawet nie słowny, tylko dźwiękowy (słynny gwizd). Są tą kategorią objęte działania naprawdę bardzo różne. I ta wszechogarniająca skala potępienia daje do myślenia.
Ogromna większość zachowań, które inicjatorzy akcji chcieliby objąć anatemą, to bowiem nie gwałty, ani w jakiś sposób pokrewne im siłowe dotykanie, tylko każda mogąca być uznana za nieakceptowaną inicjowana przez mężczyznę próba fizycznego kontaktu z kobietą. To do nich mają odnosić się „wskazówki” dla facetów, którymi nagle zaroił się internet: „nie wiesz, czy ona tego chce? Zapytaj!”
Jest to otóż wskazówka absurdalna, o czym wie każdy mężczyzna, którego doświadczenie seksualne sięga lub przekracza dwa według skali od jednego do dziesięciu. Bo każdy taki facet doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że – zwłaszcza jeśli chodzi o pierwszy seks z daną partnerką – bardzo często naprawdę nie wie się, jaka będzie jej reakcja, dopóki się nie zacznie. Co więcej – partnerka też często tego nie wie, co przyzna każda kobieta mająca analogiczne doświadczenie erotyczne.
Innymi słowy: bywają sytuacje, w których jest oczywiste, że dziewczyna chce seksu, jak również takie, w których dla normalnego człowieka jest oczywiste, że nie chce. Ale pośrodku leży ogromny odsetek przypadków, w których tego nie wiadomo, sygnały nie są oczywiste, i dopiero test kontaktu fizycznego wyjaśnia, czego dama sama chce/na co się godzi.
Eliminacja takich zachowań mężczyzn jest więc nienaturalna, i niemożliwa.
Rozpętywanie zaś mającej ku temu zmierzać kampanii jest wyrazem typowej dla lewicy wiary, iż da się wyeliminować wszystkie sytuacje dla kogokolwiek uciążliwe. Otóż się nie da, a próba osiągnięcia tego z reguły skutkuje niezamierzonymi efektami, niosącymi zło i krzywdę na skalę znacznie większą niż to, z czym miano zamiar walczyć.
Ale nie znaczy to, aby wszystkie efekty kampanii #metoo” były jeśli nie niezamierzone, to przynajmniej niemożliwe do przewidzenia. Służy ona (co nie znaczy oczywiście, aby chciała tego każda uczestnicząca w niej pani) osiągnięciu dwóch celów.
Po pierwsze, jest wyrazem typowej dla lewicy tendencji - przyzwyczajania społeczeństw do poddawania się brutalnej społecznej inżynierii. Do uznawania za naturalne, że nagle medialna kampania może zacząć dyktować obywatelom, aby wyeliminowali ze swych zachowań to, co akurat w czwartek (bo już w piątek przyjść mogą nowe dyrektywy) nie spodobało się jakiemuś globalnemu kolektywowi mędrców.
I po drugie – ponieważ sugerowane przez kampanijne przesłanie pozytywne standardy postępowania w sytuacjach erotycznych są, jak napisałem wyżej, niemożliwe do spełnienia, to jej efektem, a dla niektórych zapewne również celem, ma być zastraszenie wszystkich mężczyzn i wtrącenie ich w poczucie winy. Ludźmi zastraszonymi i przepojonymi poczuciem winy steruje się łatwiej. A heteroseksualni mężczyźni są dla współczesnej radykalnej lewicy jednym z głównych wrogów w wymiarze społecznym (kto nie wierzy, niech zada sobie trud i postudiuje choćby reakcje amerykańskiej lewicy na zwycięstwo Trumpa). Wroga zaś trzeba obezwładnić. Najlepiej psychicznie.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Długo wahałem się, czy napisać cokolwiek na temat akcji #metoo. To trudne, bowiem dotyka ona spraw, będących przyczyną autentycznego stresu, czy nawet traumy części uczestniczących w niej pań. Zdecydowałem się jednak, a to dlatego że jak dotąd medialne reakcje na nią są, moim zdaniem, jednostronne w sposób wręcz wybitny.
Jednostronne, bowiem reagujący w ogromnej większości nie dostrzegają, że akcja ta wykwitem ideologii radykalnie lewicowo-liberalnej, i służy realizowaniu jej celów.
Jakich celów? Powiedzmy najpierw, czemu akcja nie służy. Nie służy otóż efektywnemu zwalczaniu gwałtów. Dlaczego? Dlatego że prawdziwe gwałty są w jej ramach stawiane niemal na równi z wszelkimi, wielokrotnie liczniejszymi, niepożądanymi przez część pań zachowaniami o treści seksualnej. Giną w tym morzu, roztapiają się.
Jakie to są zachowania? Wszelkie, po prostu wszelkie. Od prób chamskiego obmacywania kompletnie nieznanych dziewczyn, aż po niechciany kontakt słowny, a nawet nie słowny, tylko dźwiękowy (słynny gwizd). Są tą kategorią objęte działania naprawdę bardzo różne. I ta wszechogarniająca skala potępienia daje do myślenia.
Ogromna większość zachowań, które inicjatorzy akcji chcieliby objąć anatemą, to bowiem nie gwałty, ani w jakiś sposób pokrewne im siłowe dotykanie, tylko każda mogąca być uznana za nieakceptowaną inicjowana przez mężczyznę próba fizycznego kontaktu z kobietą. To do nich mają odnosić się „wskazówki” dla facetów, którymi nagle zaroił się internet: „nie wiesz, czy ona tego chce? Zapytaj!”
Jest to otóż wskazówka absurdalna, o czym wie każdy mężczyzna, którego doświadczenie seksualne sięga lub przekracza dwa według skali od jednego do dziesięciu. Bo każdy taki facet doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że – zwłaszcza jeśli chodzi o pierwszy seks z daną partnerką – bardzo często naprawdę nie wie się, jaka będzie jej reakcja, dopóki się nie zacznie. Co więcej – partnerka też często tego nie wie, co przyzna każda kobieta mająca analogiczne doświadczenie erotyczne.
Innymi słowy: bywają sytuacje, w których jest oczywiste, że dziewczyna chce seksu, jak również takie, w których dla normalnego człowieka jest oczywiste, że nie chce. Ale pośrodku leży ogromny odsetek przypadków, w których tego nie wiadomo, sygnały nie są oczywiste, i dopiero test kontaktu fizycznego wyjaśnia, czego dama sama chce/na co się godzi.
Eliminacja takich zachowań mężczyzn jest więc nienaturalna, i niemożliwa.
Rozpętywanie zaś mającej ku temu zmierzać kampanii jest wyrazem typowej dla lewicy wiary, iż da się wyeliminować wszystkie sytuacje dla kogokolwiek uciążliwe. Otóż się nie da, a próba osiągnięcia tego z reguły skutkuje niezamierzonymi efektami, niosącymi zło i krzywdę na skalę znacznie większą niż to, z czym miano zamiar walczyć.
Ale nie znaczy to, aby wszystkie efekty kampanii #metoo” były jeśli nie niezamierzone, to przynajmniej niemożliwe do przewidzenia. Służy ona (co nie znaczy oczywiście, aby chciała tego każda uczestnicząca w niej pani) osiągnięciu dwóch celów.
Po pierwsze, jest wyrazem typowej dla lewicy tendencji - przyzwyczajania społeczeństw do poddawania się brutalnej społecznej inżynierii. Do uznawania za naturalne, że nagle medialna kampania może zacząć dyktować obywatelom, aby wyeliminowali ze swych zachowań to, co akurat w czwartek (bo już w piątek przyjść mogą nowe dyrektywy) nie spodobało się jakiemuś globalnemu kolektywowi mędrców.
I po drugie – ponieważ sugerowane przez kampanijne przesłanie pozytywne standardy postępowania w sytuacjach erotycznych są, jak napisałem wyżej, niemożliwe do spełnienia, to jej efektem, a dla niektórych zapewne również celem, ma być zastraszenie wszystkich mężczyzn i wtrącenie ich w poczucie winy. Ludźmi zastraszonymi i przepojonymi poczuciem winy steruje się łatwiej. A heteroseksualni mężczyźni są dla współczesnej radykalnej lewicy jednym z głównych wrogów w wymiarze społecznym (kto nie wierzy, niech zada sobie trud i postudiuje choćby reakcje amerykańskiej lewicy na zwycięstwo Trumpa). Wroga zaś trzeba obezwładnić. Najlepiej psychicznie.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/363380-akcja-metoo-czyli-obezwladnianie-mezczyzny-jako-wroga-publicznego