W przypadku noworodka z białogardzkiego szpitala nie było podstaw do zgłaszania sprawy sądowi rodzinnemu; zabrakło cierpliwości i spokojnej rozmowy personelu z rodzicami
— ocenia, w rozmowie z PAP, konsultant krajowy w dziedzinie neonatologii prof. Ewa Helwich.
CZYTAJ TAKŻE: Policja weryfikuje każdą informację nt. zabrania noworodka ze szpitala. Rodzice wciąż są poszukiwani
Dodała, że gdy rodzice odmawiają zaszczepienia dziecka wystarczy zawiadomienie stacji sanepidu, sąd rodzinny powinien wkraczać, gdy brak zgody opiekunów na wykonanie procedury medycznej może zagrażać życiu dziecka.
W czwartek, w białogardzkim szpitalu urodziła się dziewczynka w 36. tygodniu ciąży. Według ordynatora oddziału położniczo-ginekologicznego, rodzice nie wyrażali zgody na podejmowanie przez personel medyczny podstawowych czynności medycznych wobec noworodka. Z tego powodu zawiadomiony został sąd rodzinny i na terenie szpitala została przeprowadzona rozprawa sądowa. Sąd orzekł o częściowym ograniczeniu rodzicom władzy rodzicielskiej w zakresie udzielanych świadczeń medycznych. Gdy pracownik sądu dostarczył do szpitala pismo z postanowieniem sądu, rodzice z dzieckiem opuścili placówkę. Pary od piątku poszukuje zachodniopomorska policja. Prokuratura wszczęła w poniedziałek śledztwo w tej sprawie.
Z tego co wiem, od konsultanta wojewódzkiego z Zachodniopomorskiego, to dziecko to był, jak my to mówimy „duży wcześniak”, czyli dziecko urodzone przed ukończeniem 37. tygodnia ciąży, w związku z czym kwalifikowane jako urodzone przedwcześnie, ale blisko terminu. To nie był taki wcześniak, który by koniecznie wymagał inkubatora, aparatury nadzorującej
— powiedziała w poniedziałek PAP prof. Helwich.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: „Stanowczy sprzeciw wobec sposobu, w jaki potraktowano rodziców noworodka w Białogardzie”. Oświadczenie Fund. Rzecznik Praw Rodziców
Jak zaznaczyła, szpital w Białogardzie jest placówką o I poziomie referencji i nie mógłby przyjąć porodu bardzo przedwczesnego, „ponieważ to wymaga dużej fachowości, wymaga specjalnego oddziału intensywnej terapii dla noworodka”.
Rodzice rzeczywiście nie chcieli się zgodzić na żadne procedury. Nie chcieli, żeby dziecko było położone pod promiennikiem ciepła, bo promieniowanie może szkodzić, ale zostało położone na pierś mamy i ogrzane przez mamę zaraz po urodzeniu - to bardzo dobrze
— oceniła profesor.
Potem była scysja dotycząca podania witaminy K. W sytuacji kiedy rodzice nie życzą sobie iniekcji można tę witaminę podać doustnie. Z tego, co zdołałam się dowiedzieć, to rodzice obawiali się, że np. w witaminie K jest rtęć
— mówiła Helwich.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W przypadku noworodka z białogardzkiego szpitala nie było podstaw do zgłaszania sprawy sądowi rodzinnemu; zabrakło cierpliwości i spokojnej rozmowy personelu z rodzicami
— ocenia, w rozmowie z PAP, konsultant krajowy w dziedzinie neonatologii prof. Ewa Helwich.
CZYTAJ TAKŻE: Policja weryfikuje każdą informację nt. zabrania noworodka ze szpitala. Rodzice wciąż są poszukiwani
Dodała, że gdy rodzice odmawiają zaszczepienia dziecka wystarczy zawiadomienie stacji sanepidu, sąd rodzinny powinien wkraczać, gdy brak zgody opiekunów na wykonanie procedury medycznej może zagrażać życiu dziecka.
W czwartek, w białogardzkim szpitalu urodziła się dziewczynka w 36. tygodniu ciąży. Według ordynatora oddziału położniczo-ginekologicznego, rodzice nie wyrażali zgody na podejmowanie przez personel medyczny podstawowych czynności medycznych wobec noworodka. Z tego powodu zawiadomiony został sąd rodzinny i na terenie szpitala została przeprowadzona rozprawa sądowa. Sąd orzekł o częściowym ograniczeniu rodzicom władzy rodzicielskiej w zakresie udzielanych świadczeń medycznych. Gdy pracownik sądu dostarczył do szpitala pismo z postanowieniem sądu, rodzice z dzieckiem opuścili placówkę. Pary od piątku poszukuje zachodniopomorska policja. Prokuratura wszczęła w poniedziałek śledztwo w tej sprawie.
Z tego co wiem, od konsultanta wojewódzkiego z Zachodniopomorskiego, to dziecko to był, jak my to mówimy „duży wcześniak”, czyli dziecko urodzone przed ukończeniem 37. tygodnia ciąży, w związku z czym kwalifikowane jako urodzone przedwcześnie, ale blisko terminu. To nie był taki wcześniak, który by koniecznie wymagał inkubatora, aparatury nadzorującej
— powiedziała w poniedziałek PAP prof. Helwich.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: „Stanowczy sprzeciw wobec sposobu, w jaki potraktowano rodziców noworodka w Białogardzie”. Oświadczenie Fund. Rzecznik Praw Rodziców
Jak zaznaczyła, szpital w Białogardzie jest placówką o I poziomie referencji i nie mógłby przyjąć porodu bardzo przedwczesnego, „ponieważ to wymaga dużej fachowości, wymaga specjalnego oddziału intensywnej terapii dla noworodka”.
Rodzice rzeczywiście nie chcieli się zgodzić na żadne procedury. Nie chcieli, żeby dziecko było położone pod promiennikiem ciepła, bo promieniowanie może szkodzić, ale zostało położone na pierś mamy i ogrzane przez mamę zaraz po urodzeniu - to bardzo dobrze
— oceniła profesor.
Potem była scysja dotycząca podania witaminy K. W sytuacji kiedy rodzice nie życzą sobie iniekcji można tę witaminę podać doustnie. Z tego, co zdołałam się dowiedzieć, to rodzice obawiali się, że np. w witaminie K jest rtęć
— mówiła Helwich.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/358299-nie-bylo-podstaw-do-wzywania-sadu-rodzinnego-ws-noworodka-z-bialogardu-zabraklo-rozmowy?strona=1