Cały proces repatriacji został scentralizowany, jest instytucja pełnomocnika, który w sposób szczególny będzie się nad tym procesem pochylał, będą ośrodki dla repatriantów. Nie wystarczy bowiem kogoś ściągnąć i powiedzieć: „Rób sobie co chcesz”. Kiedy ci ludzie przyjadą, to dostaną pomoc, mieszkanie, nawet kieszonkowe, dopóki nie odnajdą się w nowej polskiej rzeczywistości
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Anna Schmidt-Rodziewicz (PiS), przewodnicząca sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą.
CZYTAJ TAKŻE: Szczerski: Kazachstan przykładem kraju uczciwie traktującego polską społeczność
wPolityce.pl: Jakie są realne szanse na pomoc Polakom z Kazachstanu. Czy można mówić, że problem repatriacji został w pełni rozwiązany?
Anna Schmidt- Rodziewicz: Uważam, że szanse są bardzo realne, temu służyła nowelizacja ustawy o repatriacji. Przecież tak naprawdę środowiska kresowe, a szczególnie właśnie nasi rodacy w Kazachstanie od wielu lat sygnalizowali, że ustawa, która funkcjonowała do tej pory była fikcyjna. Wszystko przez to, że nie było dobrze skonstruowanych narzędzi prawnych do tego, by te repatriacje faktycznie przeprowadzać. Jednym z nich była chociażby kiepsko rozwiązana sprawa środków finansowych, które płynęły do samorządów na mieszkania dla repatriantów. Teoretycznie mieliśmy narzędzie do tego, żeby naszych rodaków sprowadzać z zagranicy, ale w praktyce wyglądało to w ten sposób, że samorządy w sposób uznaniowy decydowały kogo chcą ściągnąć, a kogo nie. To powodowało z kolei, że do Polski trafiali tylko ludzie w tzw. wieku produkcyjnym. Jeżeli gmina poszukiwała powiedzmy murarza, czy informatyka, to sobie takich repatriantów ściągała.
Czyli tamten model w ogóle się nie sprawdził?
Nie do końca. Oczywiście sam fakt, że Polacy, którzy dostawali jakieś propozycje pod kątem zawodowym, a zazwyczaj właśnie tak to funkcjonowało, gmina się nimi opiekowała. W mojej ocenie, ale także rządu, pana prezydenta i innych posłów, którzy pochylali się nad tym, żeby tę ustawę znowelizować, to była fasadowa repatriacja, którą określiłabym bardziej mianem emigracji zarobkowej. Smutny proceder, że nasi rodacy musieli emigrować- tak to można kolokwialnie ująć- do własnego kraju w celach zarobkowych. A przecież założeniem repatriacji było ściągnięcie wszystkich rodaków, którzy chcą przyjechać. Komisja Łączności, poszczególne ministerstwa oraz Senat wspierają różne projekty, które mają na celu pomoc Polonii na świecie. Szczególnie na Wschodzie, bo tam sytuacja Polaków jest najtrudniejsza z uwagi nie tylko na uwarunkowania polityczne, jak np. reżim Łukaszenki na Białorusi, lecz także inne problemy, w tym finansowe. Umówmy się, to są bardzo biedni ludzie. Czytałam raport NIK, bodajże z 2014 r., który jest zatrważający.
Co Panią w nim uderzyło?
Przy ówczesnym tempie ściągania naszych rodaków do Polski ta repatriacja trwałaby wiele lat. Trzeba było znaleźć takie rozwiązania, które nie tylko dadzą im możliwość prawną na zasadzie: „Chcecie? Proszę bardzo wracajcie”, bo to się zawsze tak naprawdę potyka o pieniądze, czyli o brak możliwości finansowych „zainstalowania” się na terenie Polski. Nie dość, że to jest często bariera językowa, bo przecież w większości wypadków to są już potomkowie osób repatriowanych, które zostały wygnane z Polski, mentalna, bo te osoby wychowały się i żyły w innym kraju, a wreszcie bariery finansowe. Prawo, które funkcjonowało do tej pory dawało teoretycznie prawną możliwość powrotu, ale tak naprawdę zostawiało tych ludzi samych sobie. Jeszcze przed wyborami jako ugrupowanie mówiliśmy, że to wielka hańba dla naszego kraju, że Niemcy ściągali swoich rodaków, wiele krajów także, a Polska nie uruchomiła do tej pory żadnych narzędzi finansowo- prawnych, które by ten powrót umożliwiły.
Teraz to się zmieniło.
Tak. Cały proces repatriacji został scentralizowany, jest instytucja pełnomocnika, który w sposób szczególny będzie się nad tym procesem pochylał, będą ośrodki dla repatriantów. Nie wystarczy bowiem kogoś ściągnąć i powiedzieć: „Rób sobie co chcesz”. Kiedy ci ludzie przyjadą, to dostaną pomoc, mieszkanie, nawet kieszonkowe, dopóki nie odnajdą się w nowej polskiej rzeczywistości. Ważne jest to, że oni chcą wrócić do Polski, bo miłość do ojczyzny jest na Wschodzie szczególnie żywa i intensywna. Oni zostali wychowani w wierze katolickiej, kochają Polskę i są patriotami, tęsknią za nią i chcą być tutaj.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Cały proces repatriacji został scentralizowany, jest instytucja pełnomocnika, który w sposób szczególny będzie się nad tym procesem pochylał, będą ośrodki dla repatriantów. Nie wystarczy bowiem kogoś ściągnąć i powiedzieć: „Rób sobie co chcesz”. Kiedy ci ludzie przyjadą, to dostaną pomoc, mieszkanie, nawet kieszonkowe, dopóki nie odnajdą się w nowej polskiej rzeczywistości
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Anna Schmidt-Rodziewicz (PiS), przewodnicząca sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą.
CZYTAJ TAKŻE: Szczerski: Kazachstan przykładem kraju uczciwie traktującego polską społeczność
wPolityce.pl: Jakie są realne szanse na pomoc Polakom z Kazachstanu. Czy można mówić, że problem repatriacji został w pełni rozwiązany?
Anna Schmidt- Rodziewicz: Uważam, że szanse są bardzo realne, temu służyła nowelizacja ustawy o repatriacji. Przecież tak naprawdę środowiska kresowe, a szczególnie właśnie nasi rodacy w Kazachstanie od wielu lat sygnalizowali, że ustawa, która funkcjonowała do tej pory była fikcyjna. Wszystko przez to, że nie było dobrze skonstruowanych narzędzi prawnych do tego, by te repatriacje faktycznie przeprowadzać. Jednym z nich była chociażby kiepsko rozwiązana sprawa środków finansowych, które płynęły do samorządów na mieszkania dla repatriantów. Teoretycznie mieliśmy narzędzie do tego, żeby naszych rodaków sprowadzać z zagranicy, ale w praktyce wyglądało to w ten sposób, że samorządy w sposób uznaniowy decydowały kogo chcą ściągnąć, a kogo nie. To powodowało z kolei, że do Polski trafiali tylko ludzie w tzw. wieku produkcyjnym. Jeżeli gmina poszukiwała powiedzmy murarza, czy informatyka, to sobie takich repatriantów ściągała.
Czyli tamten model w ogóle się nie sprawdził?
Nie do końca. Oczywiście sam fakt, że Polacy, którzy dostawali jakieś propozycje pod kątem zawodowym, a zazwyczaj właśnie tak to funkcjonowało, gmina się nimi opiekowała. W mojej ocenie, ale także rządu, pana prezydenta i innych posłów, którzy pochylali się nad tym, żeby tę ustawę znowelizować, to była fasadowa repatriacja, którą określiłabym bardziej mianem emigracji zarobkowej. Smutny proceder, że nasi rodacy musieli emigrować- tak to można kolokwialnie ująć- do własnego kraju w celach zarobkowych. A przecież założeniem repatriacji było ściągnięcie wszystkich rodaków, którzy chcą przyjechać. Komisja Łączności, poszczególne ministerstwa oraz Senat wspierają różne projekty, które mają na celu pomoc Polonii na świecie. Szczególnie na Wschodzie, bo tam sytuacja Polaków jest najtrudniejsza z uwagi nie tylko na uwarunkowania polityczne, jak np. reżim Łukaszenki na Białorusi, lecz także inne problemy, w tym finansowe. Umówmy się, to są bardzo biedni ludzie. Czytałam raport NIK, bodajże z 2014 r., który jest zatrważający.
Co Panią w nim uderzyło?
Przy ówczesnym tempie ściągania naszych rodaków do Polski ta repatriacja trwałaby wiele lat. Trzeba było znaleźć takie rozwiązania, które nie tylko dadzą im możliwość prawną na zasadzie: „Chcecie? Proszę bardzo wracajcie”, bo to się zawsze tak naprawdę potyka o pieniądze, czyli o brak możliwości finansowych „zainstalowania” się na terenie Polski. Nie dość, że to jest często bariera językowa, bo przecież w większości wypadków to są już potomkowie osób repatriowanych, które zostały wygnane z Polski, mentalna, bo te osoby wychowały się i żyły w innym kraju, a wreszcie bariery finansowe. Prawo, które funkcjonowało do tej pory dawało teoretycznie prawną możliwość powrotu, ale tak naprawdę zostawiało tych ludzi samych sobie. Jeszcze przed wyborami jako ugrupowanie mówiliśmy, że to wielka hańba dla naszego kraju, że Niemcy ściągali swoich rodaków, wiele krajów także, a Polska nie uruchomiła do tej pory żadnych narzędzi finansowo- prawnych, które by ten powrót umożliwiły.
Teraz to się zmieniło.
Tak. Cały proces repatriacji został scentralizowany, jest instytucja pełnomocnika, który w sposób szczególny będzie się nad tym procesem pochylał, będą ośrodki dla repatriantów. Nie wystarczy bowiem kogoś ściągnąć i powiedzieć: „Rób sobie co chcesz”. Kiedy ci ludzie przyjadą, to dostaną pomoc, mieszkanie, nawet kieszonkowe, dopóki nie odnajdą się w nowej polskiej rzeczywistości. Ważne jest to, że oni chcą wrócić do Polski, bo miłość do ojczyzny jest na Wschodzie szczególnie żywa i intensywna. Oni zostali wychowani w wierze katolickiej, kochają Polskę i są patriotami, tęsknią za nią i chcą być tutaj.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/356717-do-polski-moze-powrocic-kilkadziesiat-tysiecy-repatriantow-schmidt-rodziewicz-szanse-sa-bardzo-realne-nasz-wywiad