Nasza wiedza na temat arsenału środków, jakimi posługują dzisiejsi agresorzy, jak choćby Rosja, jest dużo większa niż kilka lat temu, ale nie potrafimy wykorzystać tych doświadczeń
— mówi portalowi wPolityce.pl nadkom. Dariusz Loranty, ekspert ds. bezpieczeństwa.
wPolityce.pl: W kontekście zagrożenia ze strony „zielonych ludzików” często mówi się o sprawności działań służb specjalnych czy wojska. Jak w tej sytuacji rysuje się rola samorządu? Czy lokalni włodarze wiedzieliby, jak sprostać niecodziennemu wyzwaniu?
nadkom. Dariusz Loranty, ekspert ds. bezpieczeństwa: Niestety, ale z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że nie. Mimo że zdolność militarna RP się poprawia. Nasza wiedza na temat arsenału środków, jakimi posługują dzisiejsi agresorzy, jak choćby Rosja, jest dużo większa niż kilka lat temu, ale nie potrafimy wykorzystać tych doświadczeń. Łatwo zapominamy, że w przypadku konfliktów asymetrycznych działania konwencjonalne mają znaczenie, ale jeszcze większą rolę odgrywają działania nieregularne.
Powołano jednak Wojska Obrony Terytorialnej. Jak ocenia Pan powstanie tej formacji?
Bardzo dobrze, ale jest to dopiero pierwszy krok, a raczej pół kroku, bo najważniejszą zaletą WOT jest operowanie w dobrze znanym przez żołnierzy terenie i ścisłe współdziałanie z pozamilitarnymi strukturami układu obronnego, w tym władzami samorządowymi. Niestety zdarza się że w samorządach jest bardzo dużo ludzi, którzy nie mają elementarnej wiedzy na temat bezpieczeństwa i obronności państwa, a także świadomości co do znaczenia tych kwestii. Podam przykład, jeszcze sprzed decyzji o powołaniu WOT. Jesienią 2014 r. Katedra Bezpieczeństwa Narodowego Wyższej Szkoły Biznesu i Przedsiębiorczości w Ostrowcu Świętokrzyskim, gdzie jestem starszym wykładowcą, zorganizowała wspólnie ze Stowarzyszeniem ObronaNarodowa.pl profesjonalne ogólnopolskie ćwiczenia organizacji proobronnych pod patronatem ówczesnego szefa BBN. Ponad 200 uczestników, profesjonalny sprzęt, obserwatorzy z MON, generalicja, a gdzie był prezydent miasta? Wybrał się na urlop. Natomiast jego zastępca – to nie jest żart – zamiast obserwacji ćwiczeń wybrał spotkanie autorskie z Marią Czubaszek. I to właśnie tacy ludzie – choć personalnie już nie ci sami – mają w przypadku kryzysu realizować poważne zadania związane z bezpieczeństwem i obronnością.
To jednak pojedynczy przypadek. Trudno na jego podstawie formułować ogólną tezę.
Oczywiście, wielu wójtów, prezydentów, starostów rozumie potrzebę profesjonalnego działania w sytuacji zagrożenia. Jako doradca starosty wołomińskiego mogę wskazać szereg dobrych praktyk, jakie mają miejsce w niektórych samorządach, szczególnie podwarszawskich. Może to z powodu bliskości władzy rządowej lub mediów centralnych… Ale nie zmienia to ogólnego stanu rzeczy i faktu, że nawet ci samorządowcy, którzy rozumieją swoje powinności w czasie zagrożeń, często nie mają wiedzy i instrumentów do właściwego działania.
Diagnozę już mamy. A lekarstwa?
Niewątpliwie należy dostosować ramy prawne, znowelizować i ujednolicić szereg aktów normatywnych, ale moim zdaniem największy problem tkwi w tym, że nawet te ,które istnieją, nie są w praktyce przestrzegane. Dochodzi przy tym do karygodnych przykładów lekceważenia kwestii bezpieczeństwa i obronności – np. prezydent czy burmistrz pewnego miasta, z naruszeniem ustawy o zarządzaniu kryzysowym, zmniejsza rezerwę celową na zadania gminy z zakresu zarządzania kryzysowego.
Wróćmy do tematu wojny hybrydowej. Jakich zagrożeń powinniśmy się najbardziej obawiać?
Zacznę od tego, nawet jeżeli to prawdopodobieństwo jest relatywnie niewielkie, nie można go wyeliminować. Kto kilka lat temu przewidywał, że prorosyjscy separatyści pojawią się Odessie, która w prostej linii położona jest niecałe 200 km od zewnętrznej granicy Unii Europejskiej? Dziś całkiem serio rozważa się scenariusz wojny hybrydowej przeciwko krajom bałtyckim. We wspomnianych ćwiczeniach w Ostrowcu Świętokrzyskim scenariusz gry wojennej zakładał aktywność „zielonych ludzików” – wolałbym, żebyśmy dziś omawiali teoretyczne zagrożenia, by jutro być przygotowanymi na najmniej oczywisty scenariusz. A wracając do pytania – myślę, że jest szereg zagrożeń, które są zupełnie realne w otaczającej nas rzeczywistości. Myślę tu zwłaszcza o zamachach terrorystycznych, na które nie jesteśmy przygotowani, choć wprowadzona niedawno ustawa terrorystyczna jest drobnym kroczkiem w tym kierunku. Nie mówię o świetnie strzeżonych imprezach, typu szczyt NATO czy wizyta papieska, ale o – przepraszam za wyrażenie – prozaicznym akcie terroru, dokonanym bez związku z jakimś doniosłym wydarzeniem. Załóżmy, że zamachowiec atakuje w miejscu kultu religijnego, a przypomnijmy że kościoły w Polsce, w przeciwieństwie do tych we Francji czy w Niemczech, nie stoją puste i są naturalnym miejscem dla dokonania zamachu. I tu powstaje pierwszy problem – mało który ksiądz dba o zabezpieczenie wyjścia ewakuacyjnego. A jeżeli już ludność zostanie ewakuowana powstaje chaos kompetencyjny. Podaję inny hipotetyczny przykład – zamach terrorystyczny, np. na pociąg, na styku dwóch lub trzech województw. Obawiam się, że byłby problem ze wskazaniem szpitala, do którego należy transportować rannych.
Czy nie jest jednak tak, że nasza czujność została uśpiona przez ostatnie – relatywnie spokojnie – 25 lat? W takiej sytuacji trudno wskazywać winowajców braku odpowiednich schematów. Ale zagrożenia to nie jest kwestia ostatnich lat. Dziś mówimy o wojnie hybrydowej, natomiast weźmy przykład klęsk żywiołowych i wieloletnich zaniedbań ze strony administracji rządowej i samorządowej. W sytuacjach dopiero powódź czy pożar uwidaczniały wieloletnie zaniedbania.
Winna jest mentalność polskich urzędników?
Pozwolę sobie na ogólną uwagę, że system, w którym wójt, burmistrz czy prezydent nie odpowiada przed nikim poza swoimi wyborcami. Chyba, że przed wymiarem sprawiedliwości, jeżeli w ewidentny sposób łamie prawo, prowadzi do patologizacji systemu politycznego. Szczególnie widać to na przykładzie mniejszych miejscowości, gdzie system korupcji politycznej jest do tego stopnia rozwinięty, że przyjmowany jest za coś naturalnego i nikogo nie dziwi. Wójt czy burmistrz jest w stanie stworzyć układ klientalny, w którym - niezależnie od jakości rządzenia - jest sobie w stanie zapewnić reelekcję dzięki tym, którym dał pracę, tym, którym pracę gwarantuje i tym, którym pracę obiecał – włączając rodziny.
Niestety, ale z przykrością trzeba stwierdzić, że aktywność samorządowców to dziś w 90 proc. dbanie o właściwy PR, za którym często nie idzie ani profesjonalizm, ani poważne podejście do sprawowanej funkcji. Obserwuję z pewnego dystansu mój rodzinny Ostrowiec Świętokrzyski i z zewnątrz łatwiej jest dostrzec pewne rzeczy. Moje negatywne opinie na temat kondycji samorządów w większości znajdują potwierdzenie. Zamiast planowania strategicznego mamy przede wszystkim propagandę, a po drugie niepotrzebną wojenkę między gminą a powiatem.
Jakiej rady udzieliłby Pan staroście i prezydentowi miasta?
Staroście, żeby ustąpił dla dobra ostrowieckiej prawicy, natomiast prezydentowi, żeby zaczął poważnie traktować zarządzanie rozwojem lokalnym. A oprócz tego zawsze chętnie udzielam rad w dziedzinie, w której czuję się specjalistą, czyli w tworzeniu i zarządzaniu systemami bezpieczeństwa.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nasza wiedza na temat arsenału środków, jakimi posługują dzisiejsi agresorzy, jak choćby Rosja, jest dużo większa niż kilka lat temu, ale nie potrafimy wykorzystać tych doświadczeń
— mówi portalowi wPolityce.pl nadkom. Dariusz Loranty, ekspert ds. bezpieczeństwa.
wPolityce.pl: W kontekście zagrożenia ze strony „zielonych ludzików” często mówi się o sprawności działań służb specjalnych czy wojska. Jak w tej sytuacji rysuje się rola samorządu? Czy lokalni włodarze wiedzieliby, jak sprostać niecodziennemu wyzwaniu?
nadkom. Dariusz Loranty, ekspert ds. bezpieczeństwa: Niestety, ale z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że nie. Mimo że zdolność militarna RP się poprawia. Nasza wiedza na temat arsenału środków, jakimi posługują dzisiejsi agresorzy, jak choćby Rosja, jest dużo większa niż kilka lat temu, ale nie potrafimy wykorzystać tych doświadczeń. Łatwo zapominamy, że w przypadku konfliktów asymetrycznych działania konwencjonalne mają znaczenie, ale jeszcze większą rolę odgrywają działania nieregularne.
Powołano jednak Wojska Obrony Terytorialnej. Jak ocenia Pan powstanie tej formacji?
Bardzo dobrze, ale jest to dopiero pierwszy krok, a raczej pół kroku, bo najważniejszą zaletą WOT jest operowanie w dobrze znanym przez żołnierzy terenie i ścisłe współdziałanie z pozamilitarnymi strukturami układu obronnego, w tym władzami samorządowymi. Niestety zdarza się że w samorządach jest bardzo dużo ludzi, którzy nie mają elementarnej wiedzy na temat bezpieczeństwa i obronności państwa, a także świadomości co do znaczenia tych kwestii. Podam przykład, jeszcze sprzed decyzji o powołaniu WOT. Jesienią 2014 r. Katedra Bezpieczeństwa Narodowego Wyższej Szkoły Biznesu i Przedsiębiorczości w Ostrowcu Świętokrzyskim, gdzie jestem starszym wykładowcą, zorganizowała wspólnie ze Stowarzyszeniem ObronaNarodowa.pl profesjonalne ogólnopolskie ćwiczenia organizacji proobronnych pod patronatem ówczesnego szefa BBN. Ponad 200 uczestników, profesjonalny sprzęt, obserwatorzy z MON, generalicja, a gdzie był prezydent miasta? Wybrał się na urlop. Natomiast jego zastępca – to nie jest żart – zamiast obserwacji ćwiczeń wybrał spotkanie autorskie z Marią Czubaszek. I to właśnie tacy ludzie – choć personalnie już nie ci sami – mają w przypadku kryzysu realizować poważne zadania związane z bezpieczeństwem i obronnością.
To jednak pojedynczy przypadek. Trudno na jego podstawie formułować ogólną tezę.
Oczywiście, wielu wójtów, prezydentów, starostów rozumie potrzebę profesjonalnego działania w sytuacji zagrożenia. Jako doradca starosty wołomińskiego mogę wskazać szereg dobrych praktyk, jakie mają miejsce w niektórych samorządach, szczególnie podwarszawskich. Może to z powodu bliskości władzy rządowej lub mediów centralnych… Ale nie zmienia to ogólnego stanu rzeczy i faktu, że nawet ci samorządowcy, którzy rozumieją swoje powinności w czasie zagrożeń, często nie mają wiedzy i instrumentów do właściwego działania.
Diagnozę już mamy. A lekarstwa?
Niewątpliwie należy dostosować ramy prawne, znowelizować i ujednolicić szereg aktów normatywnych, ale moim zdaniem największy problem tkwi w tym, że nawet te ,które istnieją, nie są w praktyce przestrzegane. Dochodzi przy tym do karygodnych przykładów lekceważenia kwestii bezpieczeństwa i obronności – np. prezydent czy burmistrz pewnego miasta, z naruszeniem ustawy o zarządzaniu kryzysowym, zmniejsza rezerwę celową na zadania gminy z zakresu zarządzania kryzysowego.
Wróćmy do tematu wojny hybrydowej. Jakich zagrożeń powinniśmy się najbardziej obawiać?
Zacznę od tego, nawet jeżeli to prawdopodobieństwo jest relatywnie niewielkie, nie można go wyeliminować. Kto kilka lat temu przewidywał, że prorosyjscy separatyści pojawią się Odessie, która w prostej linii położona jest niecałe 200 km od zewnętrznej granicy Unii Europejskiej? Dziś całkiem serio rozważa się scenariusz wojny hybrydowej przeciwko krajom bałtyckim. We wspomnianych ćwiczeniach w Ostrowcu Świętokrzyskim scenariusz gry wojennej zakładał aktywność „zielonych ludzików” – wolałbym, żebyśmy dziś omawiali teoretyczne zagrożenia, by jutro być przygotowanymi na najmniej oczywisty scenariusz. A wracając do pytania – myślę, że jest szereg zagrożeń, które są zupełnie realne w otaczającej nas rzeczywistości. Myślę tu zwłaszcza o zamachach terrorystycznych, na które nie jesteśmy przygotowani, choć wprowadzona niedawno ustawa terrorystyczna jest drobnym kroczkiem w tym kierunku. Nie mówię o świetnie strzeżonych imprezach, typu szczyt NATO czy wizyta papieska, ale o – przepraszam za wyrażenie – prozaicznym akcie terroru, dokonanym bez związku z jakimś doniosłym wydarzeniem. Załóżmy, że zamachowiec atakuje w miejscu kultu religijnego, a przypomnijmy że kościoły w Polsce, w przeciwieństwie do tych we Francji czy w Niemczech, nie stoją puste i są naturalnym miejscem dla dokonania zamachu. I tu powstaje pierwszy problem – mało który ksiądz dba o zabezpieczenie wyjścia ewakuacyjnego. A jeżeli już ludność zostanie ewakuowana powstaje chaos kompetencyjny. Podaję inny hipotetyczny przykład – zamach terrorystyczny, np. na pociąg, na styku dwóch lub trzech województw. Obawiam się, że byłby problem ze wskazaniem szpitala, do którego należy transportować rannych.
Czy nie jest jednak tak, że nasza czujność została uśpiona przez ostatnie – relatywnie spokojnie – 25 lat? W takiej sytuacji trudno wskazywać winowajców braku odpowiednich schematów. Ale zagrożenia to nie jest kwestia ostatnich lat. Dziś mówimy o wojnie hybrydowej, natomiast weźmy przykład klęsk żywiołowych i wieloletnich zaniedbań ze strony administracji rządowej i samorządowej. W sytuacjach dopiero powódź czy pożar uwidaczniały wieloletnie zaniedbania.
Winna jest mentalność polskich urzędników?
Pozwolę sobie na ogólną uwagę, że system, w którym wójt, burmistrz czy prezydent nie odpowiada przed nikim poza swoimi wyborcami. Chyba, że przed wymiarem sprawiedliwości, jeżeli w ewidentny sposób łamie prawo, prowadzi do patologizacji systemu politycznego. Szczególnie widać to na przykładzie mniejszych miejscowości, gdzie system korupcji politycznej jest do tego stopnia rozwinięty, że przyjmowany jest za coś naturalnego i nikogo nie dziwi. Wójt czy burmistrz jest w stanie stworzyć układ klientalny, w którym - niezależnie od jakości rządzenia - jest sobie w stanie zapewnić reelekcję dzięki tym, którym dał pracę, tym, którym pracę gwarantuje i tym, którym pracę obiecał – włączając rodziny.
Niestety, ale z przykrością trzeba stwierdzić, że aktywność samorządowców to dziś w 90 proc. dbanie o właściwy PR, za którym często nie idzie ani profesjonalizm, ani poważne podejście do sprawowanej funkcji. Obserwuję z pewnego dystansu mój rodzinny Ostrowiec Świętokrzyski i z zewnątrz łatwiej jest dostrzec pewne rzeczy. Moje negatywne opinie na temat kondycji samorządów w większości znajdują potwierdzenie. Zamiast planowania strategicznego mamy przede wszystkim propagandę, a po drugie niepotrzebną wojenkę między gminą a powiatem.
Jakiej rady udzieliłby Pan staroście i prezydentowi miasta?
Staroście, żeby ustąpił dla dobra ostrowieckiej prawicy, natomiast prezydentowi, żeby zaczął poważnie traktować zarządzanie rozwojem lokalnym. A oprócz tego zawsze chętnie udzielam rad w dziedzinie, w której czuję się specjalistą, czyli w tworzeniu i zarządzaniu systemami bezpieczeństwa.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/353068-nasz-wywiad-zielone-ludziki-pojawia-sie-w-polsce-ekspert-powstanie-wot-to-dobry-krok-samorzadowcom-brakuje-jednak-wiedzy