W ostatnich tygodniach głośno było o sprawie odwołania przez szereg polskich uczelni wykładu Rebecci Kiessling, która chciała mówić o działaniach pro-life. Wokół całej sprawy narosło wiele nieporozumień i wątpliwości, głos zabierali przedstawiciele uczelni, a także minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Po opisaniu problemu do naszej redakcji zgłosili się przedstawiciele organizacji studenckich, którzy przekonują, że sprawa Kiessling to jedynie wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o problem blokady, a de facto czegoś na kształt cenzurowania inicjatyw związanych z polityką.
Ostatni odwołany wykład to tylko symbol, który wpisuje się w akcję, którą zaczęliśmy 2-3 lata temu, dotyczącej walki o wolność słowa na uczelniach. Wiele tematów czy prób organizowania konferencji na uniwersytetach jest blokowane – albo przynajmniej są podejmowane takie próby
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Michał Moskal, Przewodniczący Zarządu Krajowego Niezależnego Zrzeszenia Studentów.
Z relacji studentów wynika, że problem - choć znany od lat - nasila się w okresie przedwyborczym, a zwłaszcza kampanii przed wyborami. NZS już w 2014 roku - w gorączce zmagań przed głosowaniem samorządowym - zorganizowało akcję „Studiuję, głosuję”, by konfrontować studentów z poglądami polityków.
Reakcja?
W odpowiedzi od władz uczelni często otrzymywaliśmy sygnały, że jakikolwiek udział polityki w debatach jest niedopuszczalny. To jest podejście, z którym absolutnie się nie zgadzamy
— mówi Moskal.
Proceder blokowania debat jest znany przedstawicielom wielu uniwersytetów i szkół: mowa o uczelniach w Gdańsku, Lublinie, Krakowie… Decyzje odmowne były zazwyczaj argumentowane w następujący sposób: W związku z gorącym czasem politycznym uczelnia nie zgadza się na debaty, bo wpisywałoby to ją w oskarżenia o upartyjnienie.
Ale to wracało później – studenci UMCS w Londynie chcieli organizować debatę prezydencką, wszyscy kandydaci zostali zaproszeni, ale ostatecznie pomysły były blokowane na poziomie administracyjnym i technicznym.
Studenci czasem - jak na UMCS - otrzymywali nawet zgodę na przeprowadzenie wykładów, ale… musieli wynająć salę na warunkach komercyjnych – musieli wynająć salę, zapłacić, etc. To zatem również pytanie o podejście władz uczelni do studentów.
Często jest tak, że jeśli coś się dzieje w debacie publicznej, to uczelnie mają tendencję do wycofywania się z tematów, które mogą być kontrowersyjne. Jakby nie patrzeć, uczelnie też są miejscem, gdzie radykalizmy powinny się łagodzić, a przynajmniej powinno się o nich rozmawiać
— tłumaczy Moskal.
Inny zarzut i argument stosowany przez kierownictwo uczelni dotyczy „naukowego charakteru” debaty, którego - zdaniem rektorów i dziekanów - nie ma przy okazji politycznych dyskusji organizowanych przez studentów.
Jeśli są jakieś wątpliwości co do poziomu spotkania czy dyskusji, to takie spotkanie może poprowadzić pracownik naukowy uczelni. Nie ma chyba koła czy organizacji studenckiej, które by się na to nie zgodziły
— tłumaczą sami zainteresowani, podkreślając jednak, że także i ci pracownicy nie chcą godzić się na prowadzenie takich debat; właśnie z powodu obaw o oskarżenia o „upolitycznienie”.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W ostatnich tygodniach głośno było o sprawie odwołania przez szereg polskich uczelni wykładu Rebecci Kiessling, która chciała mówić o działaniach pro-life. Wokół całej sprawy narosło wiele nieporozumień i wątpliwości, głos zabierali przedstawiciele uczelni, a także minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Po opisaniu problemu do naszej redakcji zgłosili się przedstawiciele organizacji studenckich, którzy przekonują, że sprawa Kiessling to jedynie wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o problem blokady, a de facto czegoś na kształt cenzurowania inicjatyw związanych z polityką.
Ostatni odwołany wykład to tylko symbol, który wpisuje się w akcję, którą zaczęliśmy 2-3 lata temu, dotyczącej walki o wolność słowa na uczelniach. Wiele tematów czy prób organizowania konferencji na uniwersytetach jest blokowane – albo przynajmniej są podejmowane takie próby
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Michał Moskal, Przewodniczący Zarządu Krajowego Niezależnego Zrzeszenia Studentów.
Z relacji studentów wynika, że problem - choć znany od lat - nasila się w okresie przedwyborczym, a zwłaszcza kampanii przed wyborami. NZS już w 2014 roku - w gorączce zmagań przed głosowaniem samorządowym - zorganizowało akcję „Studiuję, głosuję”, by konfrontować studentów z poglądami polityków.
Reakcja?
W odpowiedzi od władz uczelni często otrzymywaliśmy sygnały, że jakikolwiek udział polityki w debatach jest niedopuszczalny. To jest podejście, z którym absolutnie się nie zgadzamy
— mówi Moskal.
Proceder blokowania debat jest znany przedstawicielom wielu uniwersytetów i szkół: mowa o uczelniach w Gdańsku, Lublinie, Krakowie… Decyzje odmowne były zazwyczaj argumentowane w następujący sposób: W związku z gorącym czasem politycznym uczelnia nie zgadza się na debaty, bo wpisywałoby to ją w oskarżenia o upartyjnienie.
Ale to wracało później – studenci UMCS w Londynie chcieli organizować debatę prezydencką, wszyscy kandydaci zostali zaproszeni, ale ostatecznie pomysły były blokowane na poziomie administracyjnym i technicznym.
Studenci czasem - jak na UMCS - otrzymywali nawet zgodę na przeprowadzenie wykładów, ale… musieli wynająć salę na warunkach komercyjnych – musieli wynająć salę, zapłacić, etc. To zatem również pytanie o podejście władz uczelni do studentów.
Często jest tak, że jeśli coś się dzieje w debacie publicznej, to uczelnie mają tendencję do wycofywania się z tematów, które mogą być kontrowersyjne. Jakby nie patrzeć, uczelnie też są miejscem, gdzie radykalizmy powinny się łagodzić, a przynajmniej powinno się o nich rozmawiać
— tłumaczy Moskal.
Inny zarzut i argument stosowany przez kierownictwo uczelni dotyczy „naukowego charakteru” debaty, którego - zdaniem rektorów i dziekanów - nie ma przy okazji politycznych dyskusji organizowanych przez studentów.
Jeśli są jakieś wątpliwości co do poziomu spotkania czy dyskusji, to takie spotkanie może poprowadzić pracownik naukowy uczelni. Nie ma chyba koła czy organizacji studenckiej, które by się na to nie zgodziły
— tłumaczą sami zainteresowani, podkreślając jednak, że także i ci pracownicy nie chcą godzić się na prowadzenie takich debat; właśnie z powodu obaw o oskarżenia o „upolitycznienie”.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/332863-tylko-u-nas-blokada-wykladu-kiessling-to-wierzcholek-gory-lodowej-problemu-czy-minister-gowin-zmieni-to-w-ustawie-20?strona=1