Wydaje się, że wśród obrońców życia panuje jakiś spór. Cel jest ten sam – ochrona życia – ale różne organizacje, fundacje mają chyba problem z porozumieniem się, co do sposobu chronienia życia?
Można to określić jako zgorszenie publiczne. To absolutnie niedopuszczalne. Nie powinniśmy się dzielić. Nie powinniśmy dać się dzielić. Trzeba porzucić własne – czasami nawet egoistyczne – przekonanie o wyższości jednych osób nad drugimi. Nie chciałbym, żeby padło tutaj słowo „pycha”, ale ono w jakimś stopniu przejawia się w tle. Powinniśmy służyć ludziom. Powinniśmy zacząć rozmawiać, zjednoczyć się i działać wspólnie dla wspólnego dobra, dla ochrony zdrowia i życia człowieka, dla ochrony macierzyństwa. , także ochrony położnictwa, jako medycyny macierzyństwa. Myślę, że jest to możliwe. Różnimy się, jeżeli chodzi o metody dochodzenia do zakładanych celów, ale może nie jest to takie złe? Bo jeżeli gramy na różnych fortepianach, to efekt może być dobry. W orkiestrze symfonicznej każdy muzyk ma inną partyturę, każdy gra coś innego, a razem tworzą przepiękny utwór. Możemy się różnić co do metod, ale nie powinniśmy tracić z pola widzenia wspólnego dobra, jakim jest życie, zdrowie matki i dziecka.
Roztropność jest ważna, ale ważne jest też, żeby nie zagubić entuzjazmu, poświęcenia, chęci dania coś z siebie – zwłaszcza młodych ludzi, wolontariuszy różnych fundacji. Nie można tych ludzi stracić. Oni nie mogą mieć wrażenia, że ich cały wysiłek w zebraniu pół miliona podpisów poszedł na marne. Tak nie może być. Chociażby w tym celu trzeba szukać porozumienia i zarysować perspektywę, kiedy program poprawy świadomości społeczeństwa zacznie być realizowany, kiedy będzie postawiona w Sejmie sprawa aborcji eugenicznej, o czym wspominał pan wiceminister Patryk Jaki. Musi być przekazana realna perspektywa, a nie tylko puste obietnice.
Co powiedziałby Pan osobie, która chciałaby włączyć się w ochronę życia?
My – w miarę zdrowi – członkowie naszej społeczności polskiej, nie powinniśmy tracić z pola widzenia tych, którzy są bezbronni, i którzy czasami są chorzy, mają się źle. Dotyczy to osób będących u krańca swojego życia, które czują zbliżający się koniec. Te osoby powinniśmy objąć opieką i chronić przed zakusami wprowadzenia w Polsce ustawy o eutanazji. Podobnie powinniśmy z miłością witać w naszym społeczeństwie współobywateli, którzy są jeszcze w łonach matek, a dzięki postępowi i wiedzy medycznej dowiedzieliśmy się, że urodzą się chorzy i niepełnosprawni. Również i tym ludziom oferujmy pomoc, miłość, wsparcie – dla nich i dla ich rodzin – w imię solidarności. Nawiążmy do hasła solidarności w tym właśnie aspekcie.
Które sytuacje w Pana karierze lekarskiej były utwierdzeniem w słuszności obranej drogi?
Takich sytuacji było bardzo wiele. Kiedyś miałem inne zdanie na temat o którym mówimy . Nie wypieram tego ze swojej świadomości. Staram się z nią żyć i myślę, że jest to dobry sposób na kształtowanie postawy służby . Jeśli chodzi o wydarzenia i okoliczności, który wpłynęły na zmianę moich poglądów to na pewno wielki wpływ mieli moi Rodzice, pan profesor Michał Troszyński, obecnie 96-letni nestor polskiego położnictwa i ginekologii, mój wychowawca i mistrz. Na pewno też same pacjentki uczyły mnie tego, jak podchodzić do ich nienarodzonych dzieci. Na przykład jedna z pacjentek powiedziała, że chciałaby urodzić niepełnosprawne dziecko po to, aby cała rodzina mogła się z nim pożegnać, aby to dziecko mogło zostać ochrzczone zanim umrze. Ta kobieta otworzyła mi oczy na wiele spraw. Ta sprawa była też powodem wyrzucenia mnie z Kliniki Instytutu Matki i Dziecka w swoim czasie. To także inna kobieta, która w czasie ciąży po czterech cięciach cesarskich przyjeżdżała do mnie, do Warszawy ze Śląska na wizyty kontrolne , ponieważ nie mogła dać sobie rady z użalaniem się lekarzy nad jej „głupotą”, że czwórka dzieci jej nie wystarczy, że chce mieć piąte. Mówili jej, że jest nie mądra, że istnieje antykoncepcja. A ona właśnie chciała mieć piąte dziecko, chciała zaryzykować troszkę swoim zdrowiem i życiem, bo chciała jeszcze raz być matką. W relacjach z pacjentami lekarz uczy się, jakie są ich oczekiwania, jak wychodzić naprzeciw ich problemom medycznym i duchowym. Jako lekarze nie powinniśmy dyrektywnie zarządzać naszymi pacjentkami. Naszym obowiązkiem jest dopomóc pacjentkom w realizacji ich planów prokreacyjnych. Oczywiście, lekarz także jest człowiekiem i nie jest przeźroczystą, bezduszną osobą, która jest pozbawiona jakichkolwiek odczuć, myśli czy poglądów. One także się liczą w wykonywaniu zawodu czy powołania.
Rozmawiała Weronika Tomaszewska
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wydaje się, że wśród obrońców życia panuje jakiś spór. Cel jest ten sam – ochrona życia – ale różne organizacje, fundacje mają chyba problem z porozumieniem się, co do sposobu chronienia życia?
Można to określić jako zgorszenie publiczne. To absolutnie niedopuszczalne. Nie powinniśmy się dzielić. Nie powinniśmy dać się dzielić. Trzeba porzucić własne – czasami nawet egoistyczne – przekonanie o wyższości jednych osób nad drugimi. Nie chciałbym, żeby padło tutaj słowo „pycha”, ale ono w jakimś stopniu przejawia się w tle. Powinniśmy służyć ludziom. Powinniśmy zacząć rozmawiać, zjednoczyć się i działać wspólnie dla wspólnego dobra, dla ochrony zdrowia i życia człowieka, dla ochrony macierzyństwa. , także ochrony położnictwa, jako medycyny macierzyństwa. Myślę, że jest to możliwe. Różnimy się, jeżeli chodzi o metody dochodzenia do zakładanych celów, ale może nie jest to takie złe? Bo jeżeli gramy na różnych fortepianach, to efekt może być dobry. W orkiestrze symfonicznej każdy muzyk ma inną partyturę, każdy gra coś innego, a razem tworzą przepiękny utwór. Możemy się różnić co do metod, ale nie powinniśmy tracić z pola widzenia wspólnego dobra, jakim jest życie, zdrowie matki i dziecka.
Roztropność jest ważna, ale ważne jest też, żeby nie zagubić entuzjazmu, poświęcenia, chęci dania coś z siebie – zwłaszcza młodych ludzi, wolontariuszy różnych fundacji. Nie można tych ludzi stracić. Oni nie mogą mieć wrażenia, że ich cały wysiłek w zebraniu pół miliona podpisów poszedł na marne. Tak nie może być. Chociażby w tym celu trzeba szukać porozumienia i zarysować perspektywę, kiedy program poprawy świadomości społeczeństwa zacznie być realizowany, kiedy będzie postawiona w Sejmie sprawa aborcji eugenicznej, o czym wspominał pan wiceminister Patryk Jaki. Musi być przekazana realna perspektywa, a nie tylko puste obietnice.
Co powiedziałby Pan osobie, która chciałaby włączyć się w ochronę życia?
My – w miarę zdrowi – członkowie naszej społeczności polskiej, nie powinniśmy tracić z pola widzenia tych, którzy są bezbronni, i którzy czasami są chorzy, mają się źle. Dotyczy to osób będących u krańca swojego życia, które czują zbliżający się koniec. Te osoby powinniśmy objąć opieką i chronić przed zakusami wprowadzenia w Polsce ustawy o eutanazji. Podobnie powinniśmy z miłością witać w naszym społeczeństwie współobywateli, którzy są jeszcze w łonach matek, a dzięki postępowi i wiedzy medycznej dowiedzieliśmy się, że urodzą się chorzy i niepełnosprawni. Również i tym ludziom oferujmy pomoc, miłość, wsparcie – dla nich i dla ich rodzin – w imię solidarności. Nawiążmy do hasła solidarności w tym właśnie aspekcie.
Które sytuacje w Pana karierze lekarskiej były utwierdzeniem w słuszności obranej drogi?
Takich sytuacji było bardzo wiele. Kiedyś miałem inne zdanie na temat o którym mówimy . Nie wypieram tego ze swojej świadomości. Staram się z nią żyć i myślę, że jest to dobry sposób na kształtowanie postawy służby . Jeśli chodzi o wydarzenia i okoliczności, który wpłynęły na zmianę moich poglądów to na pewno wielki wpływ mieli moi Rodzice, pan profesor Michał Troszyński, obecnie 96-letni nestor polskiego położnictwa i ginekologii, mój wychowawca i mistrz. Na pewno też same pacjentki uczyły mnie tego, jak podchodzić do ich nienarodzonych dzieci. Na przykład jedna z pacjentek powiedziała, że chciałaby urodzić niepełnosprawne dziecko po to, aby cała rodzina mogła się z nim pożegnać, aby to dziecko mogło zostać ochrzczone zanim umrze. Ta kobieta otworzyła mi oczy na wiele spraw. Ta sprawa była też powodem wyrzucenia mnie z Kliniki Instytutu Matki i Dziecka w swoim czasie. To także inna kobieta, która w czasie ciąży po czterech cięciach cesarskich przyjeżdżała do mnie, do Warszawy ze Śląska na wizyty kontrolne , ponieważ nie mogła dać sobie rady z użalaniem się lekarzy nad jej „głupotą”, że czwórka dzieci jej nie wystarczy, że chce mieć piąte. Mówili jej, że jest nie mądra, że istnieje antykoncepcja. A ona właśnie chciała mieć piąte dziecko, chciała zaryzykować troszkę swoim zdrowiem i życiem, bo chciała jeszcze raz być matką. W relacjach z pacjentami lekarz uczy się, jakie są ich oczekiwania, jak wychodzić naprzeciw ich problemom medycznym i duchowym. Jako lekarze nie powinniśmy dyrektywnie zarządzać naszymi pacjentkami. Naszym obowiązkiem jest dopomóc pacjentkom w realizacji ich planów prokreacyjnych. Oczywiście, lekarz także jest człowiekiem i nie jest przeźroczystą, bezduszną osobą, która jest pozbawiona jakichkolwiek odczuć, myśli czy poglądów. One także się liczą w wykonywaniu zawodu czy powołania.
Rozmawiała Weronika Tomaszewska
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/320778-prof-chazan-o-srodowisku-pro-life-powinnismy-zaczac-rozmawiac-zjednoczyc-sie-i-dzialac-wspolnie-dla-ochrony-zdrowia-i-zycia-czlowieka-nasz-wywiad?strona=3