Odrodzenie poczucia narodowej wspólnoty, radość z faktu bycia Polakiem, manifestowanie tego 11 listopada, to przejaw czegoś, co jest w głębszym planie czymś bardzo racjonalnym. Ale o tym później…
Po 10 kwietnia kosmopolityczna elita liberalno-lewicowa usiłowała przeprowadzić domorosłą psychoanalizę narodowi dotkniętemu „smoleńskim obłędem”. Nie udało się. To zmobilizowało konserwatywną, republikańską i narodową kontrelitę do działania. Zamach w Smoleńsku uruchomił u dużej części Polaków instynkt samozachowawczy, bo świadomość, że jest się Polakiem to nie przekleństwo, nie nienormalność ale egzystencjalna tarcza obronna, której nie wolno stracić.
Dlatego moje rozbawienie budzą teraz deklaracje kodowców i środowisk liberalnych o przywiązaniu do wartości patriotycznych. Nagle polskość jest trendy. Czekam, kiedy Kijowski i jego akolici przebiorą się w mundury legionistów. Przypominam sobie tytuł jednego wywiadu udzielonego w latach dziewięćdziesiątych „Kurierowi Czytelniczemu” przez Adama Michnika „Mówię to jako szlachcic sarmata”. Zdolność adaptacji jest cechą ludzi o mentalności protototalitarnej, rewolucjonistów ze szkoły Lwa Trockiego. Gdy trzeba upodabniamy się do podłoża i czekamy na lepsze warunki do robienia rewolucji, czyli zamętu i niszczenia tradycyjnego porządku aksjologicznego.
Trudno będzie zapomnieć i przejść do porządku dziennego nad tym, co działo się w Polsce po 10 kwietnia 2010. W szczególności mam na myśli „bachanalie” na Krakowskim Przedmieściu i kpiny z pochówków tych, którzy zginęli w Smoleńsku. Mieliśmy wtedy do czynienia z atakiem nie tylko w samo jądro narodowej tożsamości, ale z czymś znacznie głębszym, atakiem w cały porządek aksjologiczny, w fundament człowieczeństwa. Działo się tak dlatego że ludzie byli dosłownie ogłuszeni tym, co stało się w Smoleńsku. Co zostało z premedytacją wykorzystane i to sprawnie. Chodziło o wywołanie chaosu, który ma zachwiać podwalinami, aby nic już nie było pewne. Jeśli ktoś decyduje się na żarty z pochówku zmarłych, znieważa i upokarza modlących się, wywołuje ciemne widowisko, w którym motłoch rozkoszuje się własną rozwiązłością, to znaczy, że chce zniszczyć podwaliny człowieczeństwa. Trzeba pamiętać, że ten kto się na to poważył, ten przed niczym się nie cofnie. Trzeba o tym pamiętać!
Trzeba też pamiętać, właśnie 11 listopada, że nie było by tego narodowego przebudzenia bez tragedii 10 kwietnia. Napisałem onegdaj, że komu jest obojętne śledztwo smoleńskie, akceptuje kłamstwa i nadużycia urzędników poprzedniej ekipy, wypisuje się z narodu politycznego. Kto demonstruje lekceważenie, szyderstwo, demonstracyjny brak zainteresowania, co stało się z Prezydentem, decyduje się na rezygnację z bycia Polakiem.
Przestaje być Polakiem w sensie politycznym, choć etnicznie może być Polakiem z rodowodem od Piasta Kołodzieja. Dlaczego to tak jest istotne? Bo Prezydent, który zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, to emanacja narodu politycznego, nowoczesne wcielenie króla.
Tego wypisania dokonali przedstawiciele lewicowo-liberalnej opcji, albo nigdy w sensie politycznym nimi nie byli. Byli oni i są przeważnie internacjonalistami. Słowo naród wywołuje u nich alergię, a wszystko co narodowe, kojarzy im się z Hitlerem. A tu proszę, pojawili się na pogrzebie Inki, chodzą świętować 11 listopada!
Reductio ad Hitlerum - figura retoryczna stosowana przez lewactwo, to stalinowska kalka stygmatyzowania wszystkiego co nielewackie.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Odrodzenie poczucia narodowej wspólnoty, radość z faktu bycia Polakiem, manifestowanie tego 11 listopada, to przejaw czegoś, co jest w głębszym planie czymś bardzo racjonalnym. Ale o tym później…
Po 10 kwietnia kosmopolityczna elita liberalno-lewicowa usiłowała przeprowadzić domorosłą psychoanalizę narodowi dotkniętemu „smoleńskim obłędem”. Nie udało się. To zmobilizowało konserwatywną, republikańską i narodową kontrelitę do działania. Zamach w Smoleńsku uruchomił u dużej części Polaków instynkt samozachowawczy, bo świadomość, że jest się Polakiem to nie przekleństwo, nie nienormalność ale egzystencjalna tarcza obronna, której nie wolno stracić.
Dlatego moje rozbawienie budzą teraz deklaracje kodowców i środowisk liberalnych o przywiązaniu do wartości patriotycznych. Nagle polskość jest trendy. Czekam, kiedy Kijowski i jego akolici przebiorą się w mundury legionistów. Przypominam sobie tytuł jednego wywiadu udzielonego w latach dziewięćdziesiątych „Kurierowi Czytelniczemu” przez Adama Michnika „Mówię to jako szlachcic sarmata”. Zdolność adaptacji jest cechą ludzi o mentalności protototalitarnej, rewolucjonistów ze szkoły Lwa Trockiego. Gdy trzeba upodabniamy się do podłoża i czekamy na lepsze warunki do robienia rewolucji, czyli zamętu i niszczenia tradycyjnego porządku aksjologicznego.
Trudno będzie zapomnieć i przejść do porządku dziennego nad tym, co działo się w Polsce po 10 kwietnia 2010. W szczególności mam na myśli „bachanalie” na Krakowskim Przedmieściu i kpiny z pochówków tych, którzy zginęli w Smoleńsku. Mieliśmy wtedy do czynienia z atakiem nie tylko w samo jądro narodowej tożsamości, ale z czymś znacznie głębszym, atakiem w cały porządek aksjologiczny, w fundament człowieczeństwa. Działo się tak dlatego że ludzie byli dosłownie ogłuszeni tym, co stało się w Smoleńsku. Co zostało z premedytacją wykorzystane i to sprawnie. Chodziło o wywołanie chaosu, który ma zachwiać podwalinami, aby nic już nie było pewne. Jeśli ktoś decyduje się na żarty z pochówku zmarłych, znieważa i upokarza modlących się, wywołuje ciemne widowisko, w którym motłoch rozkoszuje się własną rozwiązłością, to znaczy, że chce zniszczyć podwaliny człowieczeństwa. Trzeba pamiętać, że ten kto się na to poważył, ten przed niczym się nie cofnie. Trzeba o tym pamiętać!
Trzeba też pamiętać, właśnie 11 listopada, że nie było by tego narodowego przebudzenia bez tragedii 10 kwietnia. Napisałem onegdaj, że komu jest obojętne śledztwo smoleńskie, akceptuje kłamstwa i nadużycia urzędników poprzedniej ekipy, wypisuje się z narodu politycznego. Kto demonstruje lekceważenie, szyderstwo, demonstracyjny brak zainteresowania, co stało się z Prezydentem, decyduje się na rezygnację z bycia Polakiem.
Przestaje być Polakiem w sensie politycznym, choć etnicznie może być Polakiem z rodowodem od Piasta Kołodzieja. Dlaczego to tak jest istotne? Bo Prezydent, który zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, to emanacja narodu politycznego, nowoczesne wcielenie króla.
Tego wypisania dokonali przedstawiciele lewicowo-liberalnej opcji, albo nigdy w sensie politycznym nimi nie byli. Byli oni i są przeważnie internacjonalistami. Słowo naród wywołuje u nich alergię, a wszystko co narodowe, kojarzy im się z Hitlerem. A tu proszę, pojawili się na pogrzebie Inki, chodzą świętować 11 listopada!
Reductio ad Hitlerum - figura retoryczna stosowana przez lewactwo, to stalinowska kalka stygmatyzowania wszystkiego co nielewackie.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/315281-narod-a-prawa-czlowieka-nagle-polskosc-jest-trendy-czekam-kiedy-kijowski-i-jego-akolici-przebiora-sie-w-mundury-legionistow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.