Nierzetelne śledztwo, pochopne orzeczenie winy, zignorowanie i ZAGUBIENIE przez prokuraturę dowodów świadczących o niewinności oskarżonego. Oto realia pomorskiego wymiaru sprawiedliwości. Bezkarność i układ. Gdańska prokuratura i tamtejszy sąd doprowadziły do zniszczenia ks. Mirosława Bużana, oskarżonego o molestowanie piętnastolatki. Od 6 lat kapłan bezskutecznie walczy o swoje dobre imię. Mimo wielu dowodów świadczących o jego niewinności, zderza się z murem. Adwokat dziewczyny - Bolesław Senyszyn, mąż Joanny Senyszyn – żąda 170 tys. zł odszkodowania, a prokuratura odmawia księdzu ponownego wszczęcia postępowania. Co więcej, Prokuratura Krajowa, do której zwrócił się kapłan, odesłała jego pismo do rozpatrzenia przez prokuraturę w Gdańsku, która ma być sędzią w sprawie własnych zaniedbań. Gdzie tu prawo? Gdzie sprawiedliwość?
W 2009 roku ks. Mirosław Bużan padł ofiarą obrzydliwej intrygi. Został pomówiony przez 15-letnią Aleksandrę M. o podjęcie wobec niej „innych czynności seksualnych” i podanie jej alkoholu. Nie było, świadków, nie było dowodów, były jedynie pomówienia. Ksiądz, znający dziewczynę od przedszkola wszystkiemu zaprzeczył. W jego obronie stanęło ponad dwa tysiące parafian z niewielkiej podwejherowskiej miejscowości Bojano, gdzie przed laty ksiądz założył parafię, zbudował kościół, przedszkole i tchnął życie w lokalną społeczność. Parafianie skierowali do arcybiskupa list, w którym ręczyli za swojego proboszcza.
Prokuratura oparła się wyłącznie na zeznaniach dziewczyny, nie przesłuchując należycie świadków ze strony księdza, nie przeprowadzając rzetelnego rozpoznania sprawy, nie sięgając po bogatą kartotekę szkolną Aleksandry M. świadczącą o jej demoralizacji. Adwokatem dziewczyny jest Bolesław Senyszyn – mąż byłej posłanki SLD – Joanny Senyszyn. Za sprawą stoi lokalny biznesmen, który od lat groził księdzu, że zemści się na nim w odwecie za brak poparcia politycznego. To on miał podkupić rodzinę dziewczyny i razem z jej rodzicami ukartować plan. Dziewczyna poszła na plebanię już pod wpływem alkoholu. Prosiła księdza, żeby pilnie z nią porozmawiał, ponieważ ma silne myśli samobójcze. Po krótkiej rozmowie na plebanii złożyła na policji zgłoszenie o molestowaniu. Poświadczyli to jej rodzice. Tyle wystarczyło. Sąd wydał wyrok skazujący, biskup usnął księdza z parafii, a media okrzyknęły go pedofilem. Rodzina Aleksandry M. niedługo potem wyremontowała dom, choć do tej pory korzystała z pomocy instytucji charytatywnych. Ks. Mirosław Bużan został skazany w dwóch instancjach na rok i cztery miesiące z zawieszeniem na cztery lata. Czas kary minął, ale ksiądz nadal zmaga się z piętnem „pedofilii”, którą mu zarzucono. Od lat walczy o odzyskanie dobrego imienia. Do dziś świadczą za nim parafianie i znajomi.
Sprawę tę opisywaliśmy szczegółowo w tygodniku „wSieci” i na portalu Polityce.pl.
Ks. Mirosław Bużan nie dał za wygraną. Zdobył dowody swojej niewinności i przekazał je prokuraturze. Były nimi nagrania, na których dziewczyna przyznaje, że sprawa była ukartowana, że mówiła to, co jej kazali, a w rzeczywistości ksiądz jest niewinny. Prokuratura zażądała nie tylko kopii nagrań, ale także czterech dyktafonów, które zarejestrowały dźwięk. Otrzymała je, po czym ZGUBIŁA dowody i umorzyła sprawę. Ks. Bużan podjął kroki prawne w tej sprawie. Również bezskuteczne.
Do utraty dyktafonów mogło dojść po uprzednim zsunięciu się ich do kosza na śmieci, a następnie poprzez omyłkowe potraktowanie ich za odpady
— czytamy w beztroskim uzasadnieniu prokuratury Okręgowej w Słupsku, która umorzyła sprawę zagubienia dowodów. Prok. Paweł Wnuk stwierdził też, że:
utracone dyktafony nie przedstawiały znaczącej wartości materialnej, a ich utrata nie doprowadziła m.in. do utrudnienia lub prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku postępowania karnego.
Szokujące jest podejście prokuratury do dowodów. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę dalszy bieg sprawy. Warto także zaznaczyć, że w innej pomorskiej sprawie – prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego –prokuratura umorzyła postępowanie właśnie z uwagi na to, że nie było oryginalnych dowodów.
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku zgubiła więc dyktafony z nagraniami świadczącymi o niewinności księdza. Emerytowany pracownik SB, nie mający żadnej rzetelnej wiedzy fonoskopijnej, nie będący biegłym sądowym, wydał ekspertyzę o sfałszowaniu taśm, prokurator Aleksandra Badtke umorzyła śledztwo, a media kolejny raz okrzyknęły księdza winnym. Co ciekawe, pani Badtke została w niedługim czasie awansowana przez Andrzeja Seremeta na prokuratora Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.
Ks. Bużan zaskarżył sprawę zgubienia kluczowych dla niego dowodów. Skarga na nierzetelne prowadzenie śledztwa trafiła z Gdańska do Włocławka. Spodziewał się, że niezależna od Trojmiastaprokuratura spojrzy na sprawę przytomnie i bezstronnie. Nic podobnego! Włocławek wymalował Gdańskowi laurkę i zrezygnował z pogłębionych analiz. Pokrzywdzony ksiądz otrzymał postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa.
Po medialnym nagłośnieniu sprawy przez tygodnik „wSieci” i portal wPolityce.pl sprawa nabrała tempa. Ujawnione przez nas materiały obnażyły potężne nieprawidłowości w - zaskarżonym przez księdza - postępowaniu prokuratorskim. Zaznajomieni z publikacją eksperci, w tym posłowie RP, wypunktowali na antenie TVP błędy prokuratorskie. Po naszych publikacjach próbowano zastraszyć ks. Bużana. Pojawiały się m.in. doniesienia medialne, mające go zdyskredytować. Chwytano się także najbardziej gangsterskich metod, z podpaleniem włącznie.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nierzetelne śledztwo, pochopne orzeczenie winy, zignorowanie i ZAGUBIENIE przez prokuraturę dowodów świadczących o niewinności oskarżonego. Oto realia pomorskiego wymiaru sprawiedliwości. Bezkarność i układ. Gdańska prokuratura i tamtejszy sąd doprowadziły do zniszczenia ks. Mirosława Bużana, oskarżonego o molestowanie piętnastolatki. Od 6 lat kapłan bezskutecznie walczy o swoje dobre imię. Mimo wielu dowodów świadczących o jego niewinności, zderza się z murem. Adwokat dziewczyny - Bolesław Senyszyn, mąż Joanny Senyszyn – żąda 170 tys. zł odszkodowania, a prokuratura odmawia księdzu ponownego wszczęcia postępowania. Co więcej, Prokuratura Krajowa, do której zwrócił się kapłan, odesłała jego pismo do rozpatrzenia przez prokuraturę w Gdańsku, która ma być sędzią w sprawie własnych zaniedbań. Gdzie tu prawo? Gdzie sprawiedliwość?
W 2009 roku ks. Mirosław Bużan padł ofiarą obrzydliwej intrygi. Został pomówiony przez 15-letnią Aleksandrę M. o podjęcie wobec niej „innych czynności seksualnych” i podanie jej alkoholu. Nie było, świadków, nie było dowodów, były jedynie pomówienia. Ksiądz, znający dziewczynę od przedszkola wszystkiemu zaprzeczył. W jego obronie stanęło ponad dwa tysiące parafian z niewielkiej podwejherowskiej miejscowości Bojano, gdzie przed laty ksiądz założył parafię, zbudował kościół, przedszkole i tchnął życie w lokalną społeczność. Parafianie skierowali do arcybiskupa list, w którym ręczyli za swojego proboszcza.
Prokuratura oparła się wyłącznie na zeznaniach dziewczyny, nie przesłuchując należycie świadków ze strony księdza, nie przeprowadzając rzetelnego rozpoznania sprawy, nie sięgając po bogatą kartotekę szkolną Aleksandry M. świadczącą o jej demoralizacji. Adwokatem dziewczyny jest Bolesław Senyszyn – mąż byłej posłanki SLD – Joanny Senyszyn. Za sprawą stoi lokalny biznesmen, który od lat groził księdzu, że zemści się na nim w odwecie za brak poparcia politycznego. To on miał podkupić rodzinę dziewczyny i razem z jej rodzicami ukartować plan. Dziewczyna poszła na plebanię już pod wpływem alkoholu. Prosiła księdza, żeby pilnie z nią porozmawiał, ponieważ ma silne myśli samobójcze. Po krótkiej rozmowie na plebanii złożyła na policji zgłoszenie o molestowaniu. Poświadczyli to jej rodzice. Tyle wystarczyło. Sąd wydał wyrok skazujący, biskup usnął księdza z parafii, a media okrzyknęły go pedofilem. Rodzina Aleksandry M. niedługo potem wyremontowała dom, choć do tej pory korzystała z pomocy instytucji charytatywnych. Ks. Mirosław Bużan został skazany w dwóch instancjach na rok i cztery miesiące z zawieszeniem na cztery lata. Czas kary minął, ale ksiądz nadal zmaga się z piętnem „pedofilii”, którą mu zarzucono. Od lat walczy o odzyskanie dobrego imienia. Do dziś świadczą za nim parafianie i znajomi.
Sprawę tę opisywaliśmy szczegółowo w tygodniku „wSieci” i na portalu Polityce.pl.
Ks. Mirosław Bużan nie dał za wygraną. Zdobył dowody swojej niewinności i przekazał je prokuraturze. Były nimi nagrania, na których dziewczyna przyznaje, że sprawa była ukartowana, że mówiła to, co jej kazali, a w rzeczywistości ksiądz jest niewinny. Prokuratura zażądała nie tylko kopii nagrań, ale także czterech dyktafonów, które zarejestrowały dźwięk. Otrzymała je, po czym ZGUBIŁA dowody i umorzyła sprawę. Ks. Bużan podjął kroki prawne w tej sprawie. Również bezskuteczne.
Do utraty dyktafonów mogło dojść po uprzednim zsunięciu się ich do kosza na śmieci, a następnie poprzez omyłkowe potraktowanie ich za odpady
— czytamy w beztroskim uzasadnieniu prokuratury Okręgowej w Słupsku, która umorzyła sprawę zagubienia dowodów. Prok. Paweł Wnuk stwierdził też, że:
utracone dyktafony nie przedstawiały znaczącej wartości materialnej, a ich utrata nie doprowadziła m.in. do utrudnienia lub prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku postępowania karnego.
Szokujące jest podejście prokuratury do dowodów. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę dalszy bieg sprawy. Warto także zaznaczyć, że w innej pomorskiej sprawie – prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego –prokuratura umorzyła postępowanie właśnie z uwagi na to, że nie było oryginalnych dowodów.
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku zgubiła więc dyktafony z nagraniami świadczącymi o niewinności księdza. Emerytowany pracownik SB, nie mający żadnej rzetelnej wiedzy fonoskopijnej, nie będący biegłym sądowym, wydał ekspertyzę o sfałszowaniu taśm, prokurator Aleksandra Badtke umorzyła śledztwo, a media kolejny raz okrzyknęły księdza winnym. Co ciekawe, pani Badtke została w niedługim czasie awansowana przez Andrzeja Seremeta na prokuratora Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.
Ks. Bużan zaskarżył sprawę zgubienia kluczowych dla niego dowodów. Skarga na nierzetelne prowadzenie śledztwa trafiła z Gdańska do Włocławka. Spodziewał się, że niezależna od Trojmiastaprokuratura spojrzy na sprawę przytomnie i bezstronnie. Nic podobnego! Włocławek wymalował Gdańskowi laurkę i zrezygnował z pogłębionych analiz. Pokrzywdzony ksiądz otrzymał postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa.
Po medialnym nagłośnieniu sprawy przez tygodnik „wSieci” i portal wPolityce.pl sprawa nabrała tempa. Ujawnione przez nas materiały obnażyły potężne nieprawidłowości w - zaskarżonym przez księdza - postępowaniu prokuratorskim. Zaznajomieni z publikacją eksperci, w tym posłowie RP, wypunktowali na antenie TVP błędy prokuratorskie. Po naszych publikacjach próbowano zastraszyć ks. Bużana. Pojawiały się m.in. doniesienia medialne, mające go zdyskredytować. Chwytano się także najbardziej gangsterskich metod, z podpaleniem włącznie.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/313204-tylko-u-nas-porazajaca-historia-ksiedza-zniszczonego-przez-pomorska-prokurature-dowody-niewinnosci-zagubiono-prokurator-awansowala