No, więc poszłam na kompromis. Aborcyjny – można powiedzieć. Będę dziś robiła tylko to, co muszę. Czyli pójdę na autobus, skasuję bilet i pojadę do roboty, z której natychmiast wyjdę, żeby nie było żadnych wątpliwości, że tylko strajkować przyjechałam. Jak Henia Krzywonos albo inna bohaterka naszej histerii, która toczy się na naszych oczach. Więc lecę bilet kupić i fajki, bo mnie tylko fajka w takich sytuacjach uspokaja, a na kiosku kartka, że d… zbita, bo dziś strajk i pani sobie wyszła. Menda jedna. To znaczy – menda i niemenda, bo dobrej sprawie służy, ale jak my, baby z osiedla, mamy na strajk dojechać bez biletów? No, nic, wsiadam do autobusu, może kanara nie będzie.
Ale był. To znaczy – była. „Bilecik poproszę” – wali do mnie od razu babsko niewyżyte. „Nie mam” – rzucam jej z godnością, „A pani to dzisiaj przypadkiem nie powinna strajkować”? – pytam, bo już mi się ciśnienie podniosło. „Powinnam” – odpowiada – „I strajkuję”. „To ja nie mam biletu, bo kioskarka na ulicę poszła…”. „A, to karę muszę wypisać” – rzuca tamta, jakby już po solidarności żeńskiej nawet waciki nie zostały. „Bo ja normalnie - mówi - to ten autobus prowadzę, ale dzisiaj, pani rozumie, musiałam chłopa za kółkiem posadzić, a sama zastępuję strajkującą koleżankę kontrolerkę. Niestety, chłop uprawnień na autobus nie ma, więc jak go policja zatrzyma, to wszyscy leżymy. To znaczy stoimy. Ale liczę, że może trafi na policjantkę, bo jakby strajkowała, to może mu odpuści?”.
Ale karę wypisała. I z czego ja to zapłacę, jak ja już w Internecie nowe kozaki w czterech kolorach zamówiłam? No, nic, jadę do firmy i biorę się do roboty. Bo mi się ten strajk przestaje kalkulować. Zaostrzyć przepisy – i tak nie zaostrzą, a jeszcze chwila i taki się burdel wszędzie zrobi, że już nikt nie będzie wiedział, czy strajkuje, czy pracuje. Tak jak te paniusie z Nowoczesnej, które twierdziły, że przyłączają się do strajku, a agitowały podczas niego dokładnie tak samo, jak każdego dnia.
Więc ja bym następnym razem proponowała jednak coś na kształt strajku włoskiego. Będziemy wtedy robić, owszem, ale tylko to, co nam faceci każą. No, tak, ale przecież ten dzisiejszy też wymyślili oni.
Ja chyba zwariuję.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
No, więc poszłam na kompromis. Aborcyjny – można powiedzieć. Będę dziś robiła tylko to, co muszę. Czyli pójdę na autobus, skasuję bilet i pojadę do roboty, z której natychmiast wyjdę, żeby nie było żadnych wątpliwości, że tylko strajkować przyjechałam. Jak Henia Krzywonos albo inna bohaterka naszej histerii, która toczy się na naszych oczach. Więc lecę bilet kupić i fajki, bo mnie tylko fajka w takich sytuacjach uspokaja, a na kiosku kartka, że d… zbita, bo dziś strajk i pani sobie wyszła. Menda jedna. To znaczy – menda i niemenda, bo dobrej sprawie służy, ale jak my, baby z osiedla, mamy na strajk dojechać bez biletów? No, nic, wsiadam do autobusu, może kanara nie będzie.
Ale był. To znaczy – była. „Bilecik poproszę” – wali do mnie od razu babsko niewyżyte. „Nie mam” – rzucam jej z godnością, „A pani to dzisiaj przypadkiem nie powinna strajkować”? – pytam, bo już mi się ciśnienie podniosło. „Powinnam” – odpowiada – „I strajkuję”. „To ja nie mam biletu, bo kioskarka na ulicę poszła…”. „A, to karę muszę wypisać” – rzuca tamta, jakby już po solidarności żeńskiej nawet waciki nie zostały. „Bo ja normalnie - mówi - to ten autobus prowadzę, ale dzisiaj, pani rozumie, musiałam chłopa za kółkiem posadzić, a sama zastępuję strajkującą koleżankę kontrolerkę. Niestety, chłop uprawnień na autobus nie ma, więc jak go policja zatrzyma, to wszyscy leżymy. To znaczy stoimy. Ale liczę, że może trafi na policjantkę, bo jakby strajkowała, to może mu odpuści?”.
Ale karę wypisała. I z czego ja to zapłacę, jak ja już w Internecie nowe kozaki w czterech kolorach zamówiłam? No, nic, jadę do firmy i biorę się do roboty. Bo mi się ten strajk przestaje kalkulować. Zaostrzyć przepisy – i tak nie zaostrzą, a jeszcze chwila i taki się burdel wszędzie zrobi, że już nikt nie będzie wiedział, czy strajkuje, czy pracuje. Tak jak te paniusie z Nowoczesnej, które twierdziły, że przyłączają się do strajku, a agitowały podczas niego dokładnie tak samo, jak każdego dnia.
Więc ja bym następnym razem proponowała jednak coś na kształt strajku włoskiego. Będziemy wtedy robić, owszem, ale tylko to, co nam faceci każą. No, tak, ale przecież ten dzisiejszy też wymyślili oni.
Ja chyba zwariuję.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/310538-zapiski-uczestniczki-strajku-histeria-dzieje-sie-na-naszych-oczach?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.