Dalej jest jeszcze ciekawiej. Zacytowanej przez „Rz” opinii nie potwierdziła także dr Magdalena Nehring-Gugulska, międzynarodowy konsultant laktacyjny, dyrektor Centrum Nauki o Laktacji i jednocześnie członek zespołu pracującego nad programem.
Rozmawialiśmy o naprotechnologii i in vitro w ujęciu holistycznym. Efekty prac – choć w ostatnim spotkaniu nie brałam już udziału – były w pełni zgodne z założeniami ministra Radziwiłła. Wielokrotnie podkreślaliśmy, że część środków z finansowania in vitro należy przesunąć na lepszą diagnostykę pacjentów. Wszyscy eksperci zgadzali się co do tego, że in vitro nie jest leczeniem niepłodności, a zadaniem lekarzy jest przede wszystkim leczenie. Dlatego zadbaliśmy o stworzenie szczegółowego procesu porządkującego to, jak prowadzić diagnostykę i późniejszą kurację. Co istotne, odtąd diagnostyka u kobiet i u mężczyzn ma być prowadzona równolegle. Dotychczas niepłodnością męską zajmowała się zbyt małą grupę lekarzy
—mówi nam dr Nehring-Gugulska.
Ekspertka jednocześnie przyznała, że spotkania zespołu prowadzone były w taki sposób, iż strona społeczna często nie miała szansy przedstawić swoich racji.
Myślę, że minister Pinkas i minister Radziwiłł nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, jak wyglądają prace zespołu. Od samego początku ich intencje były dla nas jasne i czyste, ale ministerialni urzędnicy nie do końca chyba je rozumieli. Zdecydowanie formuła pracy nie przysporzyła jakości temu projektowi
—mówi dr Nehring-Gugulska. Podkreśla też, że problemem podczas prac komisji był brak kompetencji ministerialnych urzędników, którzy wchodzili w skład zespołu tworzącego program.
I znów wraca pytanie - skąd ten dysonans miedzy anonimową opinią cytowaną przez „Rz” i tym, co w programie chcą widzieć jego twórcy i pomysłodawcy? Kto odpowiada za ostateczny kształt proponowanego programu i jaki on faktycznie jest? Dlaczego ludzie, pracujący nad platformerskimi programami in vitro i występujący w charakterze ekspertów wspierających stowarzyszenia domagające się szerszej refundacji tej metody, zasiadają dzisiaj w zespole, którego zadaniem jest wzmocnienie naprotechnologi, właśnie kosztem in-vitro? I komu służy to, że nikt – poza ministerialnymi urzędnikami – nie ma dostępu do informacji i dokumentów, będących efektem z górą półrocznej pracy zespołu pracującego nad kwestią ważną dla tak wielu wyborców PiS?
Wstrząsające świadectwa z pogranicza zbrodni i medycyny:„Zbrodnia i medycyna” autorstwa Grzegorza Górnego.
Pozycja dostępna „wSklepiku.pl”. Przeczytaj koniecznie!
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dalej jest jeszcze ciekawiej. Zacytowanej przez „Rz” opinii nie potwierdziła także dr Magdalena Nehring-Gugulska, międzynarodowy konsultant laktacyjny, dyrektor Centrum Nauki o Laktacji i jednocześnie członek zespołu pracującego nad programem.
Rozmawialiśmy o naprotechnologii i in vitro w ujęciu holistycznym. Efekty prac – choć w ostatnim spotkaniu nie brałam już udziału – były w pełni zgodne z założeniami ministra Radziwiłła. Wielokrotnie podkreślaliśmy, że część środków z finansowania in vitro należy przesunąć na lepszą diagnostykę pacjentów. Wszyscy eksperci zgadzali się co do tego, że in vitro nie jest leczeniem niepłodności, a zadaniem lekarzy jest przede wszystkim leczenie. Dlatego zadbaliśmy o stworzenie szczegółowego procesu porządkującego to, jak prowadzić diagnostykę i późniejszą kurację. Co istotne, odtąd diagnostyka u kobiet i u mężczyzn ma być prowadzona równolegle. Dotychczas niepłodnością męską zajmowała się zbyt małą grupę lekarzy
—mówi nam dr Nehring-Gugulska.
Ekspertka jednocześnie przyznała, że spotkania zespołu prowadzone były w taki sposób, iż strona społeczna często nie miała szansy przedstawić swoich racji.
Myślę, że minister Pinkas i minister Radziwiłł nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, jak wyglądają prace zespołu. Od samego początku ich intencje były dla nas jasne i czyste, ale ministerialni urzędnicy nie do końca chyba je rozumieli. Zdecydowanie formuła pracy nie przysporzyła jakości temu projektowi
—mówi dr Nehring-Gugulska. Podkreśla też, że problemem podczas prac komisji był brak kompetencji ministerialnych urzędników, którzy wchodzili w skład zespołu tworzącego program.
I znów wraca pytanie - skąd ten dysonans miedzy anonimową opinią cytowaną przez „Rz” i tym, co w programie chcą widzieć jego twórcy i pomysłodawcy? Kto odpowiada za ostateczny kształt proponowanego programu i jaki on faktycznie jest? Dlaczego ludzie, pracujący nad platformerskimi programami in vitro i występujący w charakterze ekspertów wspierających stowarzyszenia domagające się szerszej refundacji tej metody, zasiadają dzisiaj w zespole, którego zadaniem jest wzmocnienie naprotechnologi, właśnie kosztem in-vitro? I komu służy to, że nikt – poza ministerialnymi urzędnikami – nie ma dostępu do informacji i dokumentów, będących efektem z górą półrocznej pracy zespołu pracującego nad kwestią ważną dla tak wielu wyborców PiS?
Wstrząsające świadectwa z pogranicza zbrodni i medycyny:„Zbrodnia i medycyna” autorstwa Grzegorza Górnego.
Pozycja dostępna „wSklepiku.pl”. Przeczytaj koniecznie!
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/303930-co-dalej-z-naprotechnologia-dziwne-tajemnice-urzednikow-ministerstwa-zdrowia?strona=3