Zachowanie suwerenności i nierozerwalności łańcucha polskich pokoleń to cel Antoniego Macierewicza, dlatego dogadał się z powstańcami

PAP/Tomasz Gzell
PAP/Tomasz Gzell

Czyż trzeba tłumaczyć, że ludzie siedzący w tupolewie byli na służbie, że lecieli upamiętnić w imieniu całego narodu tysiące polskich pomordowanych w Katyniu żołnierzy, że przyrównanie hekatomby smoleńskiej do wypadku jest nie tylko nielogiczne, ale jest dla prawdziwego patrioty, niezależnie od jego światopoglądu, po prostu obraźliwe? Niektórym jednak nic się nie przetłumaczy – bo oni też są na służbie… Dlatego powinni właśnie stawać przed faktami dokonanymi; nikt nie będzie się pytał o zdanie ludzi programowo nastawionych wrogo do Polski.

A jeśli ktoś ma wątpliwości jak upamiętnia się swoich żołnierzy, niech przejedzie się na przykład do Niemiec albo Austrii. Nie wiem, czy znajdzie się tam choć jeden kościół, który nie miałby pomnika albo przynajmniej solidnej tablicy wspominającej I i II wojnę światową. Jak w tych miejscach pamięci są określani niemieccy lub austriaccy żołnierze? Choć byli ewidentnymi, brutalnymi agresorami, sprawcami wojny, określa się ich zaszczytnym mianem „poległych”, często również nazywani są… „bohaterami”. Wszyscy z danej parafii są z dumą wymienieni z imienia i nazwiska. Gdyby Niemcy doznali takiej katastrofy jak Polacy pod Smoleńskiem, to wznosiliby ofiarom pomniki pod niebiosa i nie znalazłby się żaden niemiecki dziennikarz bredzący o wypadku lotniczym.

Muszę powiedzieć, że rozumiem panią Martę Kaczyńską, choć się z nią w tej kwestii nie bardzo zgadzam, gdy oponuje przeciw wywoływaniu w czasie apelu osób poległych pod Smoleńskiem, bo przecież jest ona i pewnie zawsze będzie powodowana, choćby podświadomie, zrozumiałym bólem i być może ma dosyć nieustannego przypominania tragedii co prawda narodowej, ale dla niej jak najbardziej osobistej. To prawda, że „Bohaterowie każdej z ważnych dat zasługują na to, by mieć własne święto”, ale tu nie chodzi tylko o świętowanie, lecz również o walkę tak w celu udowodnienia prawdy o katastrofie, jak i w celu nie zrównywania jej z wypadkiem drogowym. Jednym z elementów tej walki jest podkreślanie przy różnych okazjach zbieżności celów np. powstańców warszawskich i obecnego obozu patriotycznego: zachowanie suwerenności i nierozerwalności łańcucha polskich pokoleń.

A przy okazji nie mogę nie zaprotestować przeciwko niebywale chamskim wpisom na internetowym forum po artykułach, których bohaterem jest Antoni Macierewicz. Paniczny strach przed tym człowiekiem, obserwowany także w mainstreamowych mediach, uruchamia automatycznie całą armię wynajętych (za marne grosze) trolli posługujących się na dodatek niebywale wykoślawionym językiem polskim. Już choćby z tego powodu – wszak istnieje ustawa o ochronie języka polskiego! – takie wypowiedzi nie powinny być dopuszczane na fora internetowe. Wspomniana ustawa mówi wprost, że „język polski stanowi podstawowy element narodowej tożsamości i jest dobrem narodowej kultury, że zważywszy na doświadczenie historii, kiedy walka zaborców i okupantów z językiem polskim była narzędziem wynaradawiania” ochrona języka polskiego jest „obowiązkiem wszystkich organów i instytucji publicznych Rzeczypospolitej Polskiej i powinnością jej obywateli”. Konieczna jest segregacja i odrzucanie nie mających nic wspólnego w wolnością wypowiedzi – śmieci językowych. Obecnie króluje na polskich forach niespotykana gdzie indziej wolność ubliżania i szmacenia ludzi, na dodatek ludzi ponad wszelką wątpliwość porządnych.

Leszek Sosnowski

Autor jest założycielem i publicystą Wydawnictwa Biały Kruk oraz miesięcznika „Wpis”.

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych