Syn Pacewicza już w 2014 roku chciał eksterminować polską młodzież. Dziś to nawet bardziej aktualny pomysł

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Nie wiem dlaczego Marian Piłka przypomniał na facebooku wpis niejakiego Krzysia Pacewicza, syna redaktora „Gazety Wyborczej”. Sam się na chwilę nabrałem… Rzecz cała miała jednak miejsce w maju 2014 roku, kiedy to w młodzieżowych eurowyborach organizowanych przez Centrum Edukacji Obywatelskiej partia Korwin-Mikkego dostała w grupie wiekowej 13-19 lat 27 procent, PiS – 22 procent, a narodowcy – 5.

Błagam niech ktoś się pozbędzie młodzieży w wieku 13-19 lat metodą dowolną, nawet przy pomocy ludobójstwa albo obozów śmierci

— obwieścił wtedy błyskotliwy ów młodzian, a cytowały skwapliwie prawicowe portale. Żeby było jasne – traktuję to jako swoisty żart, typowy dla nowej internetowej ekspresji. Choć próbuję sobie wyobrazić, co by się stało, zwłaszcza w roku 2014, gdyby młody prawicowiec, syn kogoś znanego, pofiglował tak sobie słowami z pojęciem „ludobójstwo”.

Tylko że dziś – wynika to z wszelkich sondaży – facebookowy figlarz Krzyś miałby dużo więcej powodów do budowania w Polsce łagrów czy kacetów. Młodzież przesunęła się jeszcze bardziej na prawo, nie cała, na różne sposoby, ale jednak. W nerwowych wywodach niedawnych mainstreamowców od Tomasza Lisa po Slawomira Sierakowskiego pojawia się pretensja do losu i świata, że wybierane przez niedojrzałych młokosów jest coś bardziej efektownego, prostego, jednoznacznego. My jesteśmy dla nich za mądrzy, za skomplikowani – pobrzmiewa w podtekście. W „Wyborczej czytam żartobliwy, ale podszyty niepokojem tytuł, że nastolatki czyli jednak piąta świata, są niepoczytalne.

Ale przecież całkiem niedawno tak nie było. Tak samo nieskomplikowane nastolatki płci obojga raczej kochały Lisa niż nim gardziły, choć znowu nie wszystkie. Z kolei prawica nie stała się ostatnio nagle marketingowo dopieszczona pod młodzieżowy target. Nadal jest nieporadna, niedzisiejsza, ciężka, nawet w swoim nieco bardziej wyluzowanym korwinowo-kukizowym segmencie. Nadal jest obarczona tonami dydaktycznego nudziarstwa, nieznośnego patosu i Krystyną Pawłowicz. Powody muszą być więc inne.

Można ten zwrot widzieć na dwa sposoby. Jako modę wynikłą wprawdzie ze zużycia politycznej poprawności kojarzonej z czymś obciachowym i wypalonym, ale z natury rzeczy nietrwałą, bo wahadło musi się szybko przechylić na drugą stronę.

I można mówić o czymś trwalszym i dalej idącym. O jakimś odnalezieniu przez sporą część narodu godności, którą uosabia historia i tradycja. Albo o lepszym wyczuwaniu przez młodych ludzi nowych trendów wynikłych ze zużycia niefunkcjonalnej europejsko-modernizacyjnej nowomowy. Starsze pokolenia z natury rzeczy trudniej zrywają różne kotwice.

Nie przesądzam czy to tylko moda do łatwego odwrócenia czy coś trwalszego. Na razie możemy się epatować sygnałami. Młodzi aktorzy nagle odkrywają, że są polskimi patriotami, chociaż ich starsi koledzy zrobili cały przemysł z deklaracji na łamach „Wyborczej”, że wręcz przeciwnie – nie mogą patriotyzmu zrozumieć. A 19-letni piłkarz Bartosz Kapustka wznieca pożar serce niewieścich nie tylko ładną grą i urodą, ale też deklaracjami sympatii do „wyklętych”. Nie kpię z tego: to całkiem sympatyczne świadectwo przesuwania się mainstreamu gdzie indziej. Choć jak będzie ostatecznie, zobaczymy.

Prawica może ten trend trochę umacniać. Przykład pierwszy z brzegu: młody aktor Maciej Musiał ogłaszał się katolikiem i patriotą (choć nie zwolennikiem PiS) w apogeum rządów Platformy. Nie sądzę, żeby był wtedy koniunkturalistą, choć może chciał być oryginalny. Niemniej jeśli prowadził teraz festiwal w Opolu, na który przemożny wpływ miała pisowska telewizja, jest to swoista nagroda za postawę.

Kto wie, czy za wciąż bardzo młodym Maćkiem nie podążą następni, już nie tylko (nie tyle?) za głosem serca, a za podmuchem sukcesu. I znowu: wydaje mi się to ludzkie. Nie wyśmiewam, konstatuję. Choć widzę w tym pułapkę hodowania prawicowego „buntu” – już jednak w cudzysłowie – urzędowymi metodami.

A zarazem wierzę, że prawica niejedno sknoci: swoim moralizatorstwem, nieestetycznością, niezręcznością. Obawiam się na przykład czy patriotyzm wprzężony w państwowy rytuał zachowa urok czegoś, co nadaje się na dobry temat do postaw nonkonformistycznych. A może, jak obawiał się ostatnio Filip Memches, za kilka lat, dla roczników o parę lat młodszych „wyklęci” staną się „beką”, powodem wstydu. Nie z powodu treści, ona jest w moim przekonaniu wieczna, a formy ich upamiętniania.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.