Polski menadżer trafił w Rosji do kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Sprzedawał legalnie sprowadzony mak, ale Rosjanie uznali, że to substancja narkotyczna i skazali go na jedenaście lat. Po kilku latach na mocy konwencji strasburskiej przekazano go do kraju. Polski sąd mógł zmienić wyrok, lecz utrzymał go w mocy.
Ta historia przypomina film sensacyjny, ale także thriller prawniczy. Jej główny bohater, Anatol Łoś, siedzi w tej chwili w areszcie w Białołęce. Jego adwokatowi udało się ściągnąć go do Polski, co być może uratowało skazanemu życie.
Gdyby na jego miejscu był przeciętny pracownik korporacji, nie wyszedłby z tego żywy. Anatol przetrwał w kolonii karnej, bo jest byłym sportowcem, zna doskonale język rosyjski i tamte realia. Jest potomkiem zesłańca i w Rosji spędził młodość. Ale i tak było jasne, że liczy się czas i jeśli go teraz nie wyciągniemy, za chwilę może być za późno
— mówi Robert Olszewski, wiceprezes spółki BNI.
Firma BNI sp. z. o. o przez lata eksportowała do Rosji mak. Sprzedawano go piekarniom i olbrzymim zakładom cukierniczym. Firma starała się, by nie było kłopotów - miała wszelką dokumentację i zezwolenia, płaciła opłaty wymagane formalnie a także te nieformalne. Znając rosyjską rzeczywistość zadbano o tzw. „kryszę ”, czyli parasol ochronny, opłacając ludzi, którzy mieli osłaniać firmę.
To wszystko okazało się niewystarczające. Pewnego dnia u Anatola Łosia, który przebywał w siedzibie firmy w Rostowie nad Donem, zjawili się funkcjonariusze z kałasznikowami. Aresztowali go pod zarzutem usiłowania wprowadzenia do obrotu substancji narkotycznej.
Przed rosyjskim sądem uchylono pytanie obrony, w jaki sposób z maku można otrzymać narkotyk. Prokurator podkreślał też, że w maku była domieszka słomy makowej – w ilości czterech kilogramów na wiele ton. I właśnie z tej słomy podobno też można było uzyskać narkotyk.
Anatol Łoś skazany został na jedenaście lat kolonii karnej o zaostrzonym reżimie.
Firma, w której pracował, zrobiła wszystko, by go ratować. Pieniądze na ten cel płynęły do Rosji nieprzerwanie, zostały wpisane w budżet firmy. Już na początku dochodzenia pojawił się sygnał, że za olbrzymią łapówkę można załatwić, że sprawy w ogóle nie będzie. Nie było jednak żadnej gwarancji, że śledczy dotrzymają słowa.
Usiłowano zwabić mnie do Rosji. Miałem złożyć wyjaśnienia. Byłem na to gotowy, ale znajomy Rosjanin powiedział, że oszalałem. Nieformalne zaproszenie oznaczało, że już bym stamtąd nie wyjechał
— mówi Robert Olszewski, wiceprezes firmy.
Za wszystko trzeba było płacić — żeby Anatol Łoś nie trafił do kolonii karnej daleko za Ural, by miał ochronę naczelnika i strażników, a także mógł opłacać się u współosadzonych „zeków”, czyli kryminalistów. Balansował na krawędzi— już w Polsce wyznał swemu obrońcy, że pogodził się z myślą, iż nie przeżyje kolonii karnej.
Ta zdumiewająca sprawa nie jest w Rosji jedyna — do kolonii karnej trafił też inny zagraniczny przedsiębiorca, który handlował makiem. Zamaskowani antyterroryści dokonali również efektownego zatrzymania prof. Olgi Zeleniny, najwybitniejszej w Rosji specjalistki od roślin oleistych. Profesor Zelenina miała pecha. Napisała ekspertyzę, w której stwierdziła, że nasiona maku nie są surowcem narkotycznym. Grozi jej za to kilkanaście lat więzienia.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Polski menadżer trafił w Rosji do kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Sprzedawał legalnie sprowadzony mak, ale Rosjanie uznali, że to substancja narkotyczna i skazali go na jedenaście lat. Po kilku latach na mocy konwencji strasburskiej przekazano go do kraju. Polski sąd mógł zmienić wyrok, lecz utrzymał go w mocy.
Ta historia przypomina film sensacyjny, ale także thriller prawniczy. Jej główny bohater, Anatol Łoś, siedzi w tej chwili w areszcie w Białołęce. Jego adwokatowi udało się ściągnąć go do Polski, co być może uratowało skazanemu życie.
Gdyby na jego miejscu był przeciętny pracownik korporacji, nie wyszedłby z tego żywy. Anatol przetrwał w kolonii karnej, bo jest byłym sportowcem, zna doskonale język rosyjski i tamte realia. Jest potomkiem zesłańca i w Rosji spędził młodość. Ale i tak było jasne, że liczy się czas i jeśli go teraz nie wyciągniemy, za chwilę może być za późno
— mówi Robert Olszewski, wiceprezes spółki BNI.
Firma BNI sp. z. o. o przez lata eksportowała do Rosji mak. Sprzedawano go piekarniom i olbrzymim zakładom cukierniczym. Firma starała się, by nie było kłopotów - miała wszelką dokumentację i zezwolenia, płaciła opłaty wymagane formalnie a także te nieformalne. Znając rosyjską rzeczywistość zadbano o tzw. „kryszę ”, czyli parasol ochronny, opłacając ludzi, którzy mieli osłaniać firmę.
To wszystko okazało się niewystarczające. Pewnego dnia u Anatola Łosia, który przebywał w siedzibie firmy w Rostowie nad Donem, zjawili się funkcjonariusze z kałasznikowami. Aresztowali go pod zarzutem usiłowania wprowadzenia do obrotu substancji narkotycznej.
Przed rosyjskim sądem uchylono pytanie obrony, w jaki sposób z maku można otrzymać narkotyk. Prokurator podkreślał też, że w maku była domieszka słomy makowej – w ilości czterech kilogramów na wiele ton. I właśnie z tej słomy podobno też można było uzyskać narkotyk.
Anatol Łoś skazany został na jedenaście lat kolonii karnej o zaostrzonym reżimie.
Firma, w której pracował, zrobiła wszystko, by go ratować. Pieniądze na ten cel płynęły do Rosji nieprzerwanie, zostały wpisane w budżet firmy. Już na początku dochodzenia pojawił się sygnał, że za olbrzymią łapówkę można załatwić, że sprawy w ogóle nie będzie. Nie było jednak żadnej gwarancji, że śledczy dotrzymają słowa.
Usiłowano zwabić mnie do Rosji. Miałem złożyć wyjaśnienia. Byłem na to gotowy, ale znajomy Rosjanin powiedział, że oszalałem. Nieformalne zaproszenie oznaczało, że już bym stamtąd nie wyjechał
— mówi Robert Olszewski, wiceprezes firmy.
Za wszystko trzeba było płacić — żeby Anatol Łoś nie trafił do kolonii karnej daleko za Ural, by miał ochronę naczelnika i strażników, a także mógł opłacać się u współosadzonych „zeków”, czyli kryminalistów. Balansował na krawędzi— już w Polsce wyznał swemu obrońcy, że pogodził się z myślą, iż nie przeżyje kolonii karnej.
Ta zdumiewająca sprawa nie jest w Rosji jedyna — do kolonii karnej trafił też inny zagraniczny przedsiębiorca, który handlował makiem. Zamaskowani antyterroryści dokonali również efektownego zatrzymania prof. Olgi Zeleniny, najwybitniejszej w Rosji specjalistki od roślin oleistych. Profesor Zelenina miała pecha. Napisała ekspertyzę, w której stwierdziła, że nasiona maku nie są surowcem narkotycznym. Grozi jej za to kilkanaście lat więzienia.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/277469-polski-menadzer-trafil-w-rosji-do-kolonii-karnej-o-zaostrzonym-rygorze-sprzedawal-legalnie-sprowadzony-mak-ale-rosjanie-uznali-ze-to-substancja-narkotyczna-polski-sad-mogl-zmienic-wyrok-lecz-utrzymal-go-w-mocy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.