Takie praktyki są u nas znane. Koleżanka mi opowiadała, która jeszcze w PRL przejęła mieszkanie po jakimś byłym wicepremierze, była bardzo zdumiona, że wykręcono wszystkie żarówki, nawet na balkonie
— komentuje dla wPolityce.pl sprawę willi w Klarysewie satyryk i pisarz Marcin Wolski.
wPolityce.pl: Willa w Klarysewie stała się tematem numer jeden. Jak pan ocenia ten wiatr, który wywiał stamtąd te wszystkie sprzęty?
Takie praktyki są u nas znane. Koleżanka, która jeszcze w PRL przejęła mieszkanie po jakimś byłym wicepremierze, opowiadała mi, że była bardzo zdumiona, że wykręcono wszystkie żarówki, nawet na balkonie. Wszystko co było do zdemontowania, zostało zdemontowane.
Z „tradycji światowej”, to podobno administracja Billa Clintona zostawiła Biały Dom w podobnym stanie, jak willę w Klarysewie ekipa Komorowskiego. Zniknęły komputery, gniazda z kontaktów powyrywano. Ale tam to pewnie miało znamiona demonstracji lewicy, przed wejściem prawicy. Nie wiem, czy u nas chodziło o demonstrację, czy to tylko niska chęć zysku.
U nas takie „wyczyszczenie” do gołych ścian kojarzy się z „wyjściem Armii Czerwonej”, prawda?
Z przejściem tej armii (śmiech). Odkryliśmy takie zjawisko w 1939 r., potem w 1944 i 45, a potem w 1993 r., gdy osiedla od Legnicy po Borne Sulinowo wyglądały mniej więcej tak samo. Wtedy zniknęło niejako przy okazji trochę mienia prywatnego, w tym moje stare BMW, które zaparkowałem zdecydowanie za blisko sowieckiej jednostki wojskowej.
Co to za typ człowieka, urzędnika państwowego, który zarabia 10 tysięcy netto i na koniec zabiera np. sokowirówkę?
To taki rodzaj człowieka, który wie, że się dorwał do czegoś i drugi raz już się to nie powtórzy.
Ludzie bogaci z domów, czy też arystokraci z tytułu lub z ducha wiedzą, że na dobrą opinię pracuje się lata, ale łatwo się ją traci. Pieniądze się raz zarabia większe, raz mniejsze i pewne rzeczy się po prostu nie kalkulują. Natomiast ktoś, kto uważa, że udało mu się dorwać do miodu i jest to jednorazowy sukces, wykorzystuje sytuację „do spodu”. Wychodzi bowiem z założenia, że czy zachowa się przyzwoicie, czy też nieprzyzwoicie, to i tak mu się nie uda powrót do miodu.
Ciąg dalszy czytaj na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Takie praktyki są u nas znane. Koleżanka mi opowiadała, która jeszcze w PRL przejęła mieszkanie po jakimś byłym wicepremierze, była bardzo zdumiona, że wykręcono wszystkie żarówki, nawet na balkonie
— komentuje dla wPolityce.pl sprawę willi w Klarysewie satyryk i pisarz Marcin Wolski.
wPolityce.pl: Willa w Klarysewie stała się tematem numer jeden. Jak pan ocenia ten wiatr, który wywiał stamtąd te wszystkie sprzęty?
Takie praktyki są u nas znane. Koleżanka, która jeszcze w PRL przejęła mieszkanie po jakimś byłym wicepremierze, opowiadała mi, że była bardzo zdumiona, że wykręcono wszystkie żarówki, nawet na balkonie. Wszystko co było do zdemontowania, zostało zdemontowane.
Z „tradycji światowej”, to podobno administracja Billa Clintona zostawiła Biały Dom w podobnym stanie, jak willę w Klarysewie ekipa Komorowskiego. Zniknęły komputery, gniazda z kontaktów powyrywano. Ale tam to pewnie miało znamiona demonstracji lewicy, przed wejściem prawicy. Nie wiem, czy u nas chodziło o demonstrację, czy to tylko niska chęć zysku.
U nas takie „wyczyszczenie” do gołych ścian kojarzy się z „wyjściem Armii Czerwonej”, prawda?
Z przejściem tej armii (śmiech). Odkryliśmy takie zjawisko w 1939 r., potem w 1944 i 45, a potem w 1993 r., gdy osiedla od Legnicy po Borne Sulinowo wyglądały mniej więcej tak samo. Wtedy zniknęło niejako przy okazji trochę mienia prywatnego, w tym moje stare BMW, które zaparkowałem zdecydowanie za blisko sowieckiej jednostki wojskowej.
Co to za typ człowieka, urzędnika państwowego, który zarabia 10 tysięcy netto i na koniec zabiera np. sokowirówkę?
To taki rodzaj człowieka, który wie, że się dorwał do czegoś i drugi raz już się to nie powtórzy.
Ludzie bogaci z domów, czy też arystokraci z tytułu lub z ducha wiedzą, że na dobrą opinię pracuje się lata, ale łatwo się ją traci. Pieniądze się raz zarabia większe, raz mniejsze i pewne rzeczy się po prostu nie kalkulują. Natomiast ktoś, kto uważa, że udało mu się dorwać do miodu i jest to jednorazowy sukces, wykorzystuje sytuację „do spodu”. Wychodzi bowiem z założenia, że czy zachowa się przyzwoicie, czy też nieprzyzwoicie, to i tak mu się nie uda powrót do miodu.
Ciąg dalszy czytaj na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/272408-wolski-o-ogoloconej-willi-prezydenckiej-na-zwrot-sokowirowki-przez-uczciwego-znalazce-raczej-bym-nie-liczyl-nasz-wywiad?strona=1
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.