Cieszę się droga Koleżanko ze spotkania po latach. No i z tej żwawej wymiany informacji, dowodzącej, iż demencja nie jest (jeszcze J ) naszym wyraźnym udziałem. Raduje również, że potrafimy różnić się, prowadząc konfrontacje merytoryczne a nie tylko emocjonalne –jak to często bywa na lewiźnie i w pewnym stadium zlemingowania.
Mimo katolickiego startu, musieliśmy jednak zapisać „protokół rozbieżności”. Twierdzisz, iż ze zlewaczonych osobników, nie da się już wykrzesać samodzielności intelektualnej i wolności ducha w oglądzie rzeczywistości, świata, a i dookolnego podwórka, ponieważ jest to stan patologicznie nieodwracalny i szkoda tracić czas na beznadziejne próby uleczenia.
Wybieram inną opcję, chociaż z praktyki wiem jak trudna jest operacja, kiedy długo dewastowana była wyobraźnia, umiejętność samodzielnego myślenia, degenerowana wola – podstawowe atrybuty homo sapiens. Wybieram, ponieważ wierzę, że jednak dewastacja nie musi być nieodwracalna, śmiertelna. A przynajmniej nie totalna.
Na czym opieram tą ufność? Na indywidualnych (b. rzadkich – fakt) doświadczeniach z przeszłości, ale i na obserwacji zmian poglądów i opcji politycznej niektórych osób publicznych.
Twierdzisz, że to tylko koniunkturalizm czującego gdzie miska leminga. W niektórych (wielu?) przypadkach, zapewne tak. Ale dlaczego mamy wrzucać do jednego worka totalnie i na zawsze? Są tu ludzie, którzy przyznają się otwarcie do chrześcijaństwa, do przynależności do Kościoła katolickiego i nie wszystkich udziałem były pokraczne autodemaskacje. Nie wszyscy gromko głosili, iż wiarę ( i czyny z niej wynikające) zostawiają za progiem parlamentu, siedziby Rady Ministrów bądź Pałacu Namiestnikowskiego. Nie jednomyślnie brnęli uporczywie - i publicznie - w grzech. Byliby aż tak przebiegle zakamuflowanymi agentami?… Czyimi?…
Pozostaje jeszcze pytanie o alibi płynące z niewiedzy.
W czasach powszechnego i łatwego dostępu do informacji, trudno – to prawda - uciec od zarzutu infantylizmu, zakrywania oczu, oraz używania mnogość zdań ( i strojonych min), w potoczystym słowotoku na dowolny temat, aby ukryć – nazwijmy łagodnie – uproszczoną wiedzę; aby nie dostrzec odpowiedzi na kluczowe pytanie o Sens. I o nas samych w tym Sensie. Bądź bezsensie.
Łatwo to zweryfikować, kiedy np. do dyskusji publicznej, zaproszeni zostają ludzie merytorycznie i emocjonalnie przygotowani do starcia z aktywem tzw. lewicy czy lewactwa - jak było to chociażby w jednym z programów Tomasza Lisa z udziałem młodych narodowców.
Nie, nie zabrnąłem w sprzeczność. Zważ, że jednak w sytuacjach trudnych, granicznych, czy na progu życia, bywa, iż wzmaga się pamięć o pryncypiach i odradza wola - casus z gen. Jaruzelskim.
Mówisz, że nie wiadomo czy to było szczere, zatem czy prawdziwe?… Nikt z nas tego nie rozstrzygnie. To poza naszą, nawet najstaranniejszą analizą. Mogę tylko mniemać, iż jednak o wiele solidniejszą gwarancję dają wcześniejsze – w myśli, mowie i uczynku - powroty „synów i cór marnotrawnych”.
Myślę również, że sygnały narastającego starcia cywilizacji, niejako przymuszają do weryfikacji głębszej niźli chwilowe kamuflaże i schematyczne emocjonalne gesty.
Chcę w to wierzyć, ponieważ idzie o życie. Nie tylko tu i teraz…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/271840-z-listow-do-przyjaciol-i-znajomych-aktyw-uproszczony