Dla każdego zdroworozsądkowo myślącego człowieka jasne jest, że mamy do czynienia z wojną. Wojną regularną i systematyczną, choć mającą partyzancką twarz. To nowy rodzaj wojny, która w zintensyfikowanej formie trwa od symbolicznej daty 11/09. Wojny, która wciąż ewoluuje. To co obserwujemy dziś, to już nie spontaniczne wybuchy nienawiści. To precyzyjnie wyreżyserowane działania wojenne. Nie zapominajmy, że francuskie służby były wyczulone po atakach na Charlie Hebdo sprzed 10 miesięcy. A jednak nie potrafiły powstrzymać wczorajszej rzezi. Bo tego nie da się powstrzymać. Dlatego Francuzi już dziś mówią, że kolejne ataki nastąpią i będą miały jeszcze krwawszy przebieg.
Wczorajsze zamachy w Paryżu można wpisać do najpotworniejszych dat z ostatnich 15 lat. Nowy Jork, Waszyngton, Londyn, Madryt i teraz Paryż. Nie liczę już tutaj dziesiątków ataków z dala od europejskiej ziemi. Ataki tym potworniejsze, że dokonywane przez tzw. samotne wilki, którzy wywołują większy popłoch niż ekipa Bin Ladena rozwalająca samoloty czy metro. Atak dziś może nastąpić wszędzie. Na stadionie, restauracji, ulicy, centrum handlowym, szkole, przedszkolu czy kinie. Nikt nie może czuć się bezpieczny. Poczucie lęku ma nam towarzyszyć bez przerwy. Do czasu aż wszyscy „nawrócimy się” na islam. Nikt chyba nie wątpi, że na liście pojawią się kolejne miasta jak Barcelona, Rzym, Oslo, Kopenhaga i może w końcu Warszawa.
Choć akurat w Polsce zamach utrudnia stosunkowo mała liczba muzułmanów na ulicach. Tylko dlatego, że jesteśmy za biednym krajem by gościć tutaj masy pobierających zasiłki dryblasów, którzy są łakomym kąskiem dla radykalnych imamów. Muzułmanie w Polsce kojarzą się raczej z bogatymi studentami z krajów takich jak Arabia Saudyjska albo ciężko pracującymi właścicielami restauracji czy barów z kebabami. Notabene ci ludzie również ucierpią przez kolejna ataki ich radykalnych braci w wierze. Niełatwo będzie tłumaczyć Polakom, że nie są oni potencjalnym zagrożeniem. Ubolewam nad tym, bo mam znajomych muzułmanów z krajów arabskich, i mogę zrozumieć co czują dziś ludzie.
Niemniej jednak zamach w Paryżu musi w końcu zmienić podejście Europejczyków do masowych imigracji. Francja bez wątpienia ograniczy strefę Schengen i wzmocni inwigilacje mas, które sama sobie sprowadziła do kraju przez infantylną, hipisowską, wyjętą z kretyńskiego „Imagine” Johna Lennona ideologię. Jednocześnie Francuzi będą musieli nałożyć kaganiec własnym obywatelom, z których to coraz częściej rekrutują się terroryści. Takie działania jednak nie wystarczą w wojnie jaka już się toczy na NASZYM terytorium. Europa z defensywy musi przejść do działań ofensywnych. Wszakże najlepszą obroną jest atak. Bankructwo lewicowego pięknoduchstwa można by zbyć wzruszeniem ramion. Jednak to bankructwo ma wymierne skutki. To setki trupów na paryskich ulicach. Dziesiątki tysięcy chrześcijan na Bliskim Wschodzie, ale również samych muzułmanów, którzy nie przyłączają się do mordowania „niewiernych”. To dramat setek francuskich rodzin opłakujących dziś swoich bliskich. To w końcu dramat milionów, którzy nie mogą czuć się bezpiecznie w swoich łóżkach.
Ciąg dalszy na drugiej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dla każdego zdroworozsądkowo myślącego człowieka jasne jest, że mamy do czynienia z wojną. Wojną regularną i systematyczną, choć mającą partyzancką twarz. To nowy rodzaj wojny, która w zintensyfikowanej formie trwa od symbolicznej daty 11/09. Wojny, która wciąż ewoluuje. To co obserwujemy dziś, to już nie spontaniczne wybuchy nienawiści. To precyzyjnie wyreżyserowane działania wojenne. Nie zapominajmy, że francuskie służby były wyczulone po atakach na Charlie Hebdo sprzed 10 miesięcy. A jednak nie potrafiły powstrzymać wczorajszej rzezi. Bo tego nie da się powstrzymać. Dlatego Francuzi już dziś mówią, że kolejne ataki nastąpią i będą miały jeszcze krwawszy przebieg.
Wczorajsze zamachy w Paryżu można wpisać do najpotworniejszych dat z ostatnich 15 lat. Nowy Jork, Waszyngton, Londyn, Madryt i teraz Paryż. Nie liczę już tutaj dziesiątków ataków z dala od europejskiej ziemi. Ataki tym potworniejsze, że dokonywane przez tzw. samotne wilki, którzy wywołują większy popłoch niż ekipa Bin Ladena rozwalająca samoloty czy metro. Atak dziś może nastąpić wszędzie. Na stadionie, restauracji, ulicy, centrum handlowym, szkole, przedszkolu czy kinie. Nikt nie może czuć się bezpieczny. Poczucie lęku ma nam towarzyszyć bez przerwy. Do czasu aż wszyscy „nawrócimy się” na islam. Nikt chyba nie wątpi, że na liście pojawią się kolejne miasta jak Barcelona, Rzym, Oslo, Kopenhaga i może w końcu Warszawa.
Choć akurat w Polsce zamach utrudnia stosunkowo mała liczba muzułmanów na ulicach. Tylko dlatego, że jesteśmy za biednym krajem by gościć tutaj masy pobierających zasiłki dryblasów, którzy są łakomym kąskiem dla radykalnych imamów. Muzułmanie w Polsce kojarzą się raczej z bogatymi studentami z krajów takich jak Arabia Saudyjska albo ciężko pracującymi właścicielami restauracji czy barów z kebabami. Notabene ci ludzie również ucierpią przez kolejna ataki ich radykalnych braci w wierze. Niełatwo będzie tłumaczyć Polakom, że nie są oni potencjalnym zagrożeniem. Ubolewam nad tym, bo mam znajomych muzułmanów z krajów arabskich, i mogę zrozumieć co czują dziś ludzie.
Niemniej jednak zamach w Paryżu musi w końcu zmienić podejście Europejczyków do masowych imigracji. Francja bez wątpienia ograniczy strefę Schengen i wzmocni inwigilacje mas, które sama sobie sprowadziła do kraju przez infantylną, hipisowską, wyjętą z kretyńskiego „Imagine” Johna Lennona ideologię. Jednocześnie Francuzi będą musieli nałożyć kaganiec własnym obywatelom, z których to coraz częściej rekrutują się terroryści. Takie działania jednak nie wystarczą w wojnie jaka już się toczy na NASZYM terytorium. Europa z defensywy musi przejść do działań ofensywnych. Wszakże najlepszą obroną jest atak. Bankructwo lewicowego pięknoduchstwa można by zbyć wzruszeniem ramion. Jednak to bankructwo ma wymierne skutki. To setki trupów na paryskich ulicach. Dziesiątki tysięcy chrześcijan na Bliskim Wschodzie, ale również samych muzułmanów, którzy nie przyłączają się do mordowania „niewiernych”. To dramat setek francuskich rodzin opłakujących dziś swoich bliskich. To w końcu dramat milionów, którzy nie mogą czuć się bezpiecznie w swoich łóżkach.
Ciąg dalszy na drugiej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/271750-czy-znow-skonczy-sie-na-hipisowskim-marszu-przeciwko-islamskiemu-faszyzmowi-czy-w-koncu-europejska-stara-ciota-podniesie-sie-z-wyperfumowanego-loza