Była więźniarka dla wPolityce.pl: Mogę poświadczyć sobą, czyje były obozy. Niemieccy strażnicy mówili do nas: „polskie przeklęte bandytki"

fot. Julita Szewczak: Hanna Walczuk przed budynkiem sądu
fot. Julita Szewczak: Hanna Walczuk przed budynkiem sądu

Sąd Okręgowy w Warszawie rozpatrywał jeden z wątków związanych z użyciem przez niemiecki dziennik „Rhein Zeitung” nazwy „polski obóz zagłady” w odniesieniu do niemieckiego obozu Sobibór. Na procesie pojawiła się była więźniarka niemieckiego obozu Ravensbrück - Hanna Walczuk, gdzie trafiła jako dziecko. Pojawiła się w chuście obozowej…

CZYTAJ WIĘCEJ: Międzynarodowy Dzień Ofiar Holokaustu niemiecka gazeta „uświetniła” artykułem o „polskim obozie zagłady”

wPolityce.pl: Jak pani znalazła się w obozie w Ravensbrück?

Hanna Walczuk: Trafiłam tam jako 14-latka wywieziona po Powstaniu Warszawskim. W obozie zginęła moja matka, mój ojciec zginął w innym obozie, w Bergen Belsen. Mogę więc poświadczyć sobą, że nie były to „polskie obozy”. Mogę poświadczyć sobą, czyj był Ravensbrück…

Czy to był ciężki obóz?

Oczywiście, że był ciężki. Byłyśmy traktowane… nieludzko. Zmuszano mnie do pracy przez 12 godzin na dobę w fabryce amunicji. A byłam przecież dzieckiem. Pracowałam w dziale galwanizacji. Pamiętam, że było bardzo zimno, bo miałyśmy na sobie tylko pasiaki. Ogolone głowy. Niemieccy strażnicy mówili do nas: „polskie przeklęte bandytki”.

Niemcy nazywają tak głównie obozy i getta zbudowane przez siebie na terenie okupowanej Polski. Może to faktycznie kwestia „geograficzna” – jak tłumaczą?

CZYTAJ WIĘCEJ: NASZ NEWS. Niemieckich Żydów wywożono do… „polskiego getta”. Recydywa kłamstw „Rheinische Post”

Nie wiem. Po prostu nie wiem. Niemcy budowali na terenie Polski swoje obozy. Budowali je faktycznie polskimi rękoma. Jednak gdyby ktoś im odmówił, to zostałby rozstrzelany. A obóz w Ravensbrück powstał wiele lat przed wojną i był wykorzystywany do osadzania w nim Niemek – przeciwniczek Hitlera. Mój mąż trafił w wieku 10 lat do Auschwitz, także po Powstaniu Warszawskim. On też może poświadczyć, że Auschwitz to na pewno nie był „polski obóz”.

Czyli trzeba wytaczać Niemcom procesy?

Oczywiście, że tak! W niemieckich gazetach bez przerwy używają nazwy „polskie obozy”.

Czy jakąś rolę w takim podejściu Niemców do historii odgrywa słaba edukacja historyczna?

Była już osiem czy dziewięć razy w Niemczech, na spotkaniach z młodzieżą, organizowanej przez Maksymilian-Kolbe-Werk (Dzieło Maksymiliana Kolbe – stowarzyszenie niemieckich katolików, które niesie pomoc byłym ofiarom gett i obozów koncentracyjnych – przyp. red.). Na tych spotkaniach przekazuję dużo informacji. Przyznaję – młodzi Niemcy są bardzo zaciekawieni i pytają dużo o różne rzeczy. Zwróciłam uwagę, że młodzi Niemcy, i starsi chyba też, w ogóle nie wiedzą, że było Powstanie Warszawskie. Kojarzą jedynie to w warszawskim getcie. Tak więc chyba generalnie słabo jest z tą wiedzą.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki


Polecamy wSklepiku.pl książkę profesora Donalda McKale’a pt.„Naziści. Na celowniku sprawiedliwości”. Jest to przenikliwa analiza losów nazistów po II wojnie światowej. Z płynnej i precyzyjnej narracji wyłania się wstrząsająca opowieść o gorzkim kontraście między długoletnimi cierpieniami ofiar a beztroskim życiem zbrodniarzy.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych