Wacław Kapała wystartował do Sejmu z ramienia robiącej szybkie postępy Koalicji dla Rodziny i Tradycji. Na swoich plakatach pokazywał się zawsze z żoną i trojgiem dzieci, wielokrotnie mówił o swojej rodzinie jako modelowej. Podkreślał swój tradycjonalizm i konserwatyzm obyczajowy. W wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” opowiadał, jak ważna jest dla niego Msza Św., a także, że przynajmniej raz w miesiącu stara się uczestniczyć w nabożeństwie według rytu trydenckiego. I faktycznie, widywano go na tradycjonalistycznych Mszach. Zapowiadał, że będzie walczyć o przywileje dla rodzin, wspominał o utrudnieniu procedury rozwodowej. Opowiadał się za całkowitym zakazem aborcji, chciał domyślnej blokady stron pornograficznych na poziomie dostawców Internetu i delegalizacji prostytucji z karami dla korzystających z usług pań lekkich obyczajów włącznie. KdRiT weszła do Sejmu w znacznej mierze dzięki jego dynamicznej kampanii.
Zasiadając już w Sejmie, zajął się realizacją swoich zapowiedzi, choć – jak nietrudno było się spodziewać – wszystkie próby spełzały na niczym wobec braku wsparcia liberalnej sejmowej większości.
W połowie kadencji dziennikarze jednego z tygodników zaczęli się bliżej przyglądać życiu prywatnemu Kapały. Rezultaty zebrane w tekście zatytułowanym „Hipokryta”, były porażające. Okazało się, że Kapała przynajmniej raz w tygodniu korzysta w usług prostytutek, uprawiając z nimi mocno perwersyjny seks, wzorowany na bogatej kolekcji filmów pornograficznych. Ma dwoje pozamałżeńskich dzieci, a dziesięć lat wcześniej zmusił szantażem jedną ze swoich licznych kochanek do nielegalnej aborcji. Jakby tego było mało, okazało się, że nie jest ochrzczony, a pod pseudonimem pisuje felietony na antyklerykalny portal Racjonalista.pl, wykorzystując wiedzę, zdobytą dzięki swojej oficjalnej twarzy.
Po zapowiedzi tekstu o prywatnym życiu Anny Grodzkiej/Krzysztofa Bęgowskiego, który ukaże się we „W Sieci”, ujawniła się grupa oburzonych. Podobne były głosy po publikacji „Gazety Polskiej” dotyczącej prywatnych spraw Roberta Biedronia.
Oburzeni twierdzą, że to grzebanie w czyimś łóżku, a tym się media zajmować nie powinny. Deklarują, że nie obchodzi ich, z kim sypiają Grodzka czy Biedroń. Gdyby jednak do fikcyjnej postaci Kapały zastosować kryteria, które zalecają, nie zostałaby zdemaskowana jego porażająca hipokryzja. Czy tego by sobie życzyli? (Zresztą, artykuł we „w Sieci” sprawami łóżkowymi się nie zajmuje, opisuje jedynie gospodarstwo domowe prowadzone przez bohaterów, w tym prawny).
I Grodzka, i Biedroń wchodzili do parlamentu, niosąc swoją seksualność na sztandarach. (Grodzkiej, jeszcze jako Bęgowskiemu, do polityki wejść się nie udało, gdy kandydował z listy SLD do sejmiku Mazowsza w 1998 r.) Z niej zrobili swój główny argument, dzięki niej znaleźli się w mediach. W dużej mierze dzięki niej nadal w polityce funkcjonują, choć – o czym pisałem na wPolityce – Biedroń dostał w wyniku wyborów samorządowych szansę, żeby to zmienić i tego mu z całego serca życzę, bo jest często chwalony jako osoba pracowita i kompetentna. Ma szansę przestać funkcjonować jako naczelny gej III RP, a zacząć jako zdolny lokalny polityk. I wtedy jego prywatne sprawy naprawdę staną się nieistotne.
Bęgowski przekonywał opinie publiczną, że stał się kobietą – Anną Grodzką. Biedroń wspierał postulaty środowisk homoseksualnych własnymi doświadczeniami, a jednym z nich były opowieści o tym, że homoseksualiści są wierni swoim partnerom podobnie jak heteroseksualiści.
Gdyby Grodzka weszła do Sejmu jako wybitna specjalistka od podatków, a Biedroń jako ekspert od obronności – nikogo ich sprawy prywatne obchodzić nie powinny. Należałoby za to weryfikować ich wiedzę i uczciwość we wspomnianych dziedzinach. Stało się jednak inaczej. Przy czym – znów podkreślam – Biedroń ma szansę zerwać z dawnym obrazem i pokazać, że są inne powody, aby na niego głosować.
Jedno trzeba zrozumieć: jeżeli osoba publiczna robi z jakiejś dziedziny swojego życia sprawę publiczną, to owszem, dziennikarze mają nie tylko prawo, ale i obowiązek tę dziedzinę sprawdzać i weryfikować. Dotyczy to każdej politycznej barwy i każdej sprawy – o ile zostanie wykorzystana jako polityczny oręż. W tym wypadku działa w pełni zasada, że chcącemu krzywda się nie dzieje.
Zaś panu Bęgowskiemu, dziś funkcjonującemu jako Anna Grodzka, mogę tylko powiedzieć, cytując Moliera: Tu l’as voulu, Georges Dandin.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/232033-sama-zapowiedz-tekstu-o-grodzkiej-wywolala-oburzenie-dlaczego-sam-tego-chciales-grzegorzu-dyndalo?wersja=mobilna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.