Byłoby moim życzeniem jako księdza, duszpasterza, jako człowieka, jako syna tego narodu, żeby ten nowy etap przeżywania tragedii smoleńskiej zamienił się jakby w nowe rekolekcje narodowe. Jezus mówił, że gdy poznamy prawdę, ona uczyni nas wolnymi. Bierzemy więc udział w bardzo trudnym momencie, kiedy prawda, która się odsłania, może nas sparaliżować na wiele kolejnych lat, a być może i pokoleń, ale może nas także wyzwolić
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. dr hab. Rober Skrzypczak, -duszpasterz, wykładowca akademicki, teolog i psycholog.
wPolityce.pl: Jak ksiądz, jako duszpasterz, jako osoba duchowna, przeżywa te nadzwyczaj szokujące i tragiczne doniesienia o wynikach ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej?
Ks. Robert Skrzypczak: Czuję się z tym wyjątkowo źle. Odczuwam to jako wciąż niezabliźnioną ranę narodu i polskiego społeczeństwa. Jestem też przekonany, że te czynności powinny zostać przeprowadzone zaraz po tej katastrofie. uniknęlibyśmy efektu ponownego rozdzierana ran, a także bardzo trudnego w tym momencie efektu wystawiania rachunku, szukania winnych, bo po latach jest to trudniejsze. Z pewnością dzisiaj ta odpowiedzialność będzie mniej precyzyjna.
Jest też zawsze niebezpieczeństwo, że emocje mogą w tej sytuacji zdominować konieczność zachowania miary i zimnej krwi, by umieć zobaczyć fakty, dojść do prawdy, bo to najbardziej uzasadnia podejmowanie czynności ekshumacyjnych, że ta powinność dotarcia do prawdy jest też elementem tzw. dobra wspólnego narodu.
A czy Ksiądz, także jako psycholog, dostrzega w tej niezabliźnionej ranie rodzin smoleńskich, niebezpieczeństwo dla przeżywania nieustannej, bardzo ciężkiej, żałoby?
To rzeczywiście jest problem cierpienia, zwłaszcza zadanego w sposób niezawiniony. Bo dla nas Smoleńsk kojarzy się przede wszystkim z ofiarami: mamy 96 ofiar, w tym osoby postawione na najwyższych stanowiskach państwowych, elitę, mamy parę prezydencką, biskupów, ministrów… To wszystko więc potęguje ten ból. A tam gdzie jest cierpienie pojawia się też poczucie pustki i wołanie o sprawiedliwość.
Dlatego bardzo mnie przekonało i chyba do tego powinniśmy wrócić, że kiedy przywieziono siedem lat temu ze Smoleńska ciała pary prezydenckiej i zostały one wystawione w wielkiej sali Pałacu Prezydenckiego, ludzie mogli przychodzić, modlić się, oddać cześć parze prezydenckiej, to między tymi dwiema trumnami został ustawiony bardzo wyrazisty i duży krucyfiks. Od razu skojarzyło mi się to z biblijną sceną, gdy Izrael przechodził przez pustynię i w pewnym momencie został zaatakowany przez węże jadowite, które sprawiały ogromne cierpienie. W takiej sytuacji ludzie się gubią, przychodzi pokusa by rzucać się sobie wzajemnie do gardeł, by szukać satysfakcji poprzez oskarżenie, że ktoś musi mi za to zapłacić. W takiej sytuacji łatwo też otworzyć się na reakcje niekontrolowane. W świetle wiary nazywamy to uczynieniem miejsce diabłu, by to wykorzystał. Dlatego Mojżesz, gdy słyszał krzyk Izraelitów, rzucił się w stronę Boga, Który kazał mu postawić symbol węża miedzianego umieszczonego na palu. Widziałem to odniesienie właśnie wtedy. Dla chrześcijanina, w momencie cierpienia, konieczne jest spojrzenie na krzyż. Chrześcijanin potrzebuje zetknąć się z dobrą nowiną.
Dzisiaj jesteśmy w takiej nowej sytuacji, kiedy odsłaniają się kolejne fragmenty prawdy, odnalezione w postaci ludzkich szczątków, wędrujących po różnych trumnach. Za tym wszystkim jest pewne ludzkie zaniedbanie, być może odrętwienie wywołane szokiem, być może też brak dobrej organizacji, a być może wszystko naraz. Ale żeby w tym wszystkim nie ulec pewnemu narodowemu pandemonium, żeby nie stać się ofiarą ataku Złego, potrzebujemy odkrywania powoli tych kolejnych etapów zakrytej przed nami prawdy, ale nieustannie wpatrzeni w krzyż. Ponieważ inaczej damy się oszukać. Bo człowiek kiedy cierpi, a nie odnajduje odpowiedzi w miłości Boga, to będzie chciał wystawiać rachunek, będzie domagał się zemsty. Ludzkie serce, kiedy bardzo cierpi, staje się też narażone na gniew i agresję. Żeby zachować konieczną w tej chwili zimną krew – choćby i z tego powodu, że tych krzywd jest w tym momencie tak dużo, żeby ich nie mnożyć, bo cierpienia niewinnego ukazało się tak dużo – nie możemy sobie pozwolić na ryzyko poszerzenia obszaru tego bólu. Być może nie zabrzmi to politycznie poprawnie, ale lepiej jest nawet, gdy wina nie zostanie do końca osądzona, niż miałby cierpieć kolejny niewinny. Ta zimna krew będzie się brała z ogromnej pokory i tego nieustannego wpatrywania w krzyż, żeby nie dać się pociągnąć gniewowi i chęci zemsty. To oznacza także, by mieć przed oczami miłosierdzie.
Ale nie uważa Ksiądz, że te fakty nie domagają się poszukiwania czystej sprawiedliwości i odkrycia pełnej prawdy? Wobec tego, co Ksiądz mówił, rodzi się więc pytanie, gdzie jest ta granica, której nie powinno się przekraczać?
Właśnie i po jednej, i po drugiej stronie są granice. Po jednej stronie jest granica tchórzostwa, kompromisu, konformizmu, lęku przed skonfrontowaniem się z prawdą. Ale jest znowu granica związana z obawą o swoją własne reakcje. O to, że do końca mogę nie być świadomy, gdy poznam całą prawdę. Dlatego też byłoby moim życzeniem jako księdza, duszpasterza, jako człowieka, jako syna tego narodu, żeby ten nowy etap przeżywania tragedii smoleńskiej zamienił się jakby w nowe rekolekcje narodowe. Jezus mówił, że gdy poznamy prawdę, ona uczyni nas wolnymi. Bierzemy więc udział w bardzo trudnym momencie, kiedy prawda, która się odsłania, może nas sparaliżować na wiele kolejnych lat, a być może i pokoleń, ale może nas także wyzwolić. Takim oczekiwanym wyzwoleniem byłoby uwolnienie się od potrzeby hipokryzji i kłamstwa, konieczności ukrywania czegokolwiek, ale także potrzeby zaciśniętych pięści i warg. Potrzeba właśnie wrócić do tego krzyża i w symboliczny sposób na nowo ustawić krucyfiks, by nas ratował, gdyż jesteśmy po raz kolejny kąsani przez te jadowite węże, nowe sytuacje, nowe newsy, komentarze, nieumiejętne podchodzie do sprawy, potrzebę wzajemnych oskarżeń, ośmieszania i drwin. To są właśnie te złe reakcje, które wychodzą z człowieka, wtedy kiedy nie umie zająć odpowiedniego stanowiska wobec faktu cudzego cierpienia.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Byłoby moim życzeniem jako księdza, duszpasterza, jako człowieka, jako syna tego narodu, żeby ten nowy etap przeżywania tragedii smoleńskiej zamienił się jakby w nowe rekolekcje narodowe. Jezus mówił, że gdy poznamy prawdę, ona uczyni nas wolnymi. Bierzemy więc udział w bardzo trudnym momencie, kiedy prawda, która się odsłania, może nas sparaliżować na wiele kolejnych lat, a być może i pokoleń, ale może nas także wyzwolić
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. dr hab. Rober Skrzypczak, -duszpasterz, wykładowca akademicki, teolog i psycholog.
wPolityce.pl: Jak ksiądz, jako duszpasterz, jako osoba duchowna, przeżywa te nadzwyczaj szokujące i tragiczne doniesienia o wynikach ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej?
Ks. Robert Skrzypczak: Czuję się z tym wyjątkowo źle. Odczuwam to jako wciąż niezabliźnioną ranę narodu i polskiego społeczeństwa. Jestem też przekonany, że te czynności powinny zostać przeprowadzone zaraz po tej katastrofie. uniknęlibyśmy efektu ponownego rozdzierana ran, a także bardzo trudnego w tym momencie efektu wystawiania rachunku, szukania winnych, bo po latach jest to trudniejsze. Z pewnością dzisiaj ta odpowiedzialność będzie mniej precyzyjna.
Jest też zawsze niebezpieczeństwo, że emocje mogą w tej sytuacji zdominować konieczność zachowania miary i zimnej krwi, by umieć zobaczyć fakty, dojść do prawdy, bo to najbardziej uzasadnia podejmowanie czynności ekshumacyjnych, że ta powinność dotarcia do prawdy jest też elementem tzw. dobra wspólnego narodu.
A czy Ksiądz, także jako psycholog, dostrzega w tej niezabliźnionej ranie rodzin smoleńskich, niebezpieczeństwo dla przeżywania nieustannej, bardzo ciężkiej, żałoby?
To rzeczywiście jest problem cierpienia, zwłaszcza zadanego w sposób niezawiniony. Bo dla nas Smoleńsk kojarzy się przede wszystkim z ofiarami: mamy 96 ofiar, w tym osoby postawione na najwyższych stanowiskach państwowych, elitę, mamy parę prezydencką, biskupów, ministrów… To wszystko więc potęguje ten ból. A tam gdzie jest cierpienie pojawia się też poczucie pustki i wołanie o sprawiedliwość.
Dlatego bardzo mnie przekonało i chyba do tego powinniśmy wrócić, że kiedy przywieziono siedem lat temu ze Smoleńska ciała pary prezydenckiej i zostały one wystawione w wielkiej sali Pałacu Prezydenckiego, ludzie mogli przychodzić, modlić się, oddać cześć parze prezydenckiej, to między tymi dwiema trumnami został ustawiony bardzo wyrazisty i duży krucyfiks. Od razu skojarzyło mi się to z biblijną sceną, gdy Izrael przechodził przez pustynię i w pewnym momencie został zaatakowany przez węże jadowite, które sprawiały ogromne cierpienie. W takiej sytuacji ludzie się gubią, przychodzi pokusa by rzucać się sobie wzajemnie do gardeł, by szukać satysfakcji poprzez oskarżenie, że ktoś musi mi za to zapłacić. W takiej sytuacji łatwo też otworzyć się na reakcje niekontrolowane. W świetle wiary nazywamy to uczynieniem miejsce diabłu, by to wykorzystał. Dlatego Mojżesz, gdy słyszał krzyk Izraelitów, rzucił się w stronę Boga, Który kazał mu postawić symbol węża miedzianego umieszczonego na palu. Widziałem to odniesienie właśnie wtedy. Dla chrześcijanina, w momencie cierpienia, konieczne jest spojrzenie na krzyż. Chrześcijanin potrzebuje zetknąć się z dobrą nowiną.
Dzisiaj jesteśmy w takiej nowej sytuacji, kiedy odsłaniają się kolejne fragmenty prawdy, odnalezione w postaci ludzkich szczątków, wędrujących po różnych trumnach. Za tym wszystkim jest pewne ludzkie zaniedbanie, być może odrętwienie wywołane szokiem, być może też brak dobrej organizacji, a być może wszystko naraz. Ale żeby w tym wszystkim nie ulec pewnemu narodowemu pandemonium, żeby nie stać się ofiarą ataku Złego, potrzebujemy odkrywania powoli tych kolejnych etapów zakrytej przed nami prawdy, ale nieustannie wpatrzeni w krzyż. Ponieważ inaczej damy się oszukać. Bo człowiek kiedy cierpi, a nie odnajduje odpowiedzi w miłości Boga, to będzie chciał wystawiać rachunek, będzie domagał się zemsty. Ludzkie serce, kiedy bardzo cierpi, staje się też narażone na gniew i agresję. Żeby zachować konieczną w tej chwili zimną krew – choćby i z tego powodu, że tych krzywd jest w tym momencie tak dużo, żeby ich nie mnożyć, bo cierpienia niewinnego ukazało się tak dużo – nie możemy sobie pozwolić na ryzyko poszerzenia obszaru tego bólu. Być może nie zabrzmi to politycznie poprawnie, ale lepiej jest nawet, gdy wina nie zostanie do końca osądzona, niż miałby cierpieć kolejny niewinny. Ta zimna krew będzie się brała z ogromnej pokory i tego nieustannego wpatrywania w krzyż, żeby nie dać się pociągnąć gniewowi i chęci zemsty. To oznacza także, by mieć przed oczami miłosierdzie.
Ale nie uważa Ksiądz, że te fakty nie domagają się poszukiwania czystej sprawiedliwości i odkrycia pełnej prawdy? Wobec tego, co Ksiądz mówił, rodzi się więc pytanie, gdzie jest ta granica, której nie powinno się przekraczać?
Właśnie i po jednej, i po drugiej stronie są granice. Po jednej stronie jest granica tchórzostwa, kompromisu, konformizmu, lęku przed skonfrontowaniem się z prawdą. Ale jest znowu granica związana z obawą o swoją własne reakcje. O to, że do końca mogę nie być świadomy, gdy poznam całą prawdę. Dlatego też byłoby moim życzeniem jako księdza, duszpasterza, jako człowieka, jako syna tego narodu, żeby ten nowy etap przeżywania tragedii smoleńskiej zamienił się jakby w nowe rekolekcje narodowe. Jezus mówił, że gdy poznamy prawdę, ona uczyni nas wolnymi. Bierzemy więc udział w bardzo trudnym momencie, kiedy prawda, która się odsłania, może nas sparaliżować na wiele kolejnych lat, a być może i pokoleń, ale może nas także wyzwolić. Takim oczekiwanym wyzwoleniem byłoby uwolnienie się od potrzeby hipokryzji i kłamstwa, konieczności ukrywania czegokolwiek, ale także potrzeby zaciśniętych pięści i warg. Potrzeba właśnie wrócić do tego krzyża i w symboliczny sposób na nowo ustawić krucyfiks, by nas ratował, gdyż jesteśmy po raz kolejny kąsani przez te jadowite węże, nowe sytuacje, nowe newsy, komentarze, nieumiejętne podchodzie do sprawy, potrzebę wzajemnych oskarżeń, ośmieszania i drwin. To są właśnie te złe reakcje, które wychodzą z człowieka, wtedy kiedy nie umie zająć odpowiedniego stanowiska wobec faktu cudzego cierpienia.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/342423-nasz-wywiad-ks-skrzypczak-byloby-dobrze-gdyby-ten-nowy-etap-przezywania-tragedii-smolenskiej-zamienil-sie-w-nowe-rekolekcje-narodowe
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.