Była jedność narodowa. Bardzo krótka i ulotna. Choć intensywna. Jedność irytująca, oburzająca i skandaliczna. Takiej jedności się nienawidzi. Szybko więc jedność się skończyła. A może jej nigdy nie było?
Kilkanaście dni po katastrofie smoleńskiej (dowiedziałem się o niej udając się na film, nomen omen, „Wyspa tajemnic” Scorsese) byłem świadkiem takiego oto zdarzenia. Zaręczam, że nie wymyśliłem na potrzeby tego tekstu tej zgrabnej rozmowy. Dwóch starszych mężczyzn stoi obok siebie przy dziale z tygodnikami w salonie prasowym. Jeden trzyma w ręku Gazetę Polską. Drugi Politykę. Panowie najwidoczniej się znają, bowiem jeden z nich mówi: - Dlaczego oni boją się tak bardzo tej prawdy. – Jakiej prawdy? Prawda jest znana. Piloci są winni! - odpowiedział drugi. Nie ważne, co mówili dalej. W tym miejscu spada kurtyna, która do tej pory nie podnosi się na drugi akt spektaklu.
I już się nie podniesie.
Nieważne jakie będą ustalenia powołanych podczas rządów PiS komisji smoleńskich. Nie ważne, co ustali prokuratura. Nie jest ważne jakie zaprezentowane zostaną dowody świadczące o możliwości zamachu. Wszystko to będą „pisowskie ustalenia”. „Panie, ten Kaczor to wojny chce z Putinem. Albo że no jest z Putinem. Nie wiem już, ale zamachu nie było. Wina pilotów i prezydenta, co kazał lądować!”- rzeknie ktoś. A jak się okaże, że jednak zamachu nie było? Jak taki fakt wykluczą eksperci podczas rządów PiS? „Ruskie panie to nie dadzą dowodów nigdy. Wszystko wina zaniedbań tamtych” - powie inny.
Nie stawiam znaku równości. Nie robię symetrii. Po prostu uważam, że dla sporej części Polaków katastrofa smoleńska wymyka się racjonalnym ocenom. Stawiam też dolary przeciwko orzechom, że jakiekolwiek ustalenia nie przekonają już przekonanych. W tym sporze to oni przeważają. Czy to powoduje, że nie należy dążyć do prawdy? W żadnym razie. Choćby tylko kolejne doniesienia o barbarzyńskim traktowaniu przez Rosjan ciał, pokazują jak potrzebne było ponowne uruchomienie śledztwa. Propaganda sukcesu ekipy Tuska i Kopacz dotycząca śledztwa sypie się jak domek z kart. Z każdą otwieraną trumną pada kolejna karta.
Ja odbieram datę 10/04 duchowo. Nie chodzi o budowanie kultu ofiar czy traktowania ich jako męczenników. Nie należę do osób, które udało się przekonać do teorii o zamachu w Smoleńsku. Wciąż jestem agnostykiem smoleńskim. Niemniej jednak należę do osób widzących zamach na naszą cywilizację, który nastąpił w miesiącach po katastrofie. Na Krakowskim Przedmieściu ujawniły się pierwotne instynkty barbarzyńców. Zwierzęca nienawiść, pogarda, szyderstwo z ofiar było podlewane nie tylko wódką Palikota, ale czymś znacznie potworniejszym. To była nienawiść Złego. Czysta, pierwotna, mroczna nienawiść uosobiona nie tylko w krzyżu z puszek po piwie Lech, ale przerażającym ryku „Chcemy Barabasza”. To krzyk wyrażający uniwersalne zło. Odwieczny podział. Jest to też krzyk eschatologiczny.
Nie, tego nie krzyczały lemingi. Debilne zombiaki wychowane na nienawiści do moherów i śniące nie swój sen o nowoczesności Polski. To krzyk zatopiony w odwieczną duchową walkę. To krzyk nawołujący do ratowania zła kosztem Miłości.
Czytaj dalej na drugiej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Była jedność narodowa. Bardzo krótka i ulotna. Choć intensywna. Jedność irytująca, oburzająca i skandaliczna. Takiej jedności się nienawidzi. Szybko więc jedność się skończyła. A może jej nigdy nie było?
Kilkanaście dni po katastrofie smoleńskiej (dowiedziałem się o niej udając się na film, nomen omen, „Wyspa tajemnic” Scorsese) byłem świadkiem takiego oto zdarzenia. Zaręczam, że nie wymyśliłem na potrzeby tego tekstu tej zgrabnej rozmowy. Dwóch starszych mężczyzn stoi obok siebie przy dziale z tygodnikami w salonie prasowym. Jeden trzyma w ręku Gazetę Polską. Drugi Politykę. Panowie najwidoczniej się znają, bowiem jeden z nich mówi: - Dlaczego oni boją się tak bardzo tej prawdy. – Jakiej prawdy? Prawda jest znana. Piloci są winni! - odpowiedział drugi. Nie ważne, co mówili dalej. W tym miejscu spada kurtyna, która do tej pory nie podnosi się na drugi akt spektaklu.
I już się nie podniesie.
Nieważne jakie będą ustalenia powołanych podczas rządów PiS komisji smoleńskich. Nie ważne, co ustali prokuratura. Nie jest ważne jakie zaprezentowane zostaną dowody świadczące o możliwości zamachu. Wszystko to będą „pisowskie ustalenia”. „Panie, ten Kaczor to wojny chce z Putinem. Albo że no jest z Putinem. Nie wiem już, ale zamachu nie było. Wina pilotów i prezydenta, co kazał lądować!”- rzeknie ktoś. A jak się okaże, że jednak zamachu nie było? Jak taki fakt wykluczą eksperci podczas rządów PiS? „Ruskie panie to nie dadzą dowodów nigdy. Wszystko wina zaniedbań tamtych” - powie inny.
Nie stawiam znaku równości. Nie robię symetrii. Po prostu uważam, że dla sporej części Polaków katastrofa smoleńska wymyka się racjonalnym ocenom. Stawiam też dolary przeciwko orzechom, że jakiekolwiek ustalenia nie przekonają już przekonanych. W tym sporze to oni przeważają. Czy to powoduje, że nie należy dążyć do prawdy? W żadnym razie. Choćby tylko kolejne doniesienia o barbarzyńskim traktowaniu przez Rosjan ciał, pokazują jak potrzebne było ponowne uruchomienie śledztwa. Propaganda sukcesu ekipy Tuska i Kopacz dotycząca śledztwa sypie się jak domek z kart. Z każdą otwieraną trumną pada kolejna karta.
Ja odbieram datę 10/04 duchowo. Nie chodzi o budowanie kultu ofiar czy traktowania ich jako męczenników. Nie należę do osób, które udało się przekonać do teorii o zamachu w Smoleńsku. Wciąż jestem agnostykiem smoleńskim. Niemniej jednak należę do osób widzących zamach na naszą cywilizację, który nastąpił w miesiącach po katastrofie. Na Krakowskim Przedmieściu ujawniły się pierwotne instynkty barbarzyńców. Zwierzęca nienawiść, pogarda, szyderstwo z ofiar było podlewane nie tylko wódką Palikota, ale czymś znacznie potworniejszym. To była nienawiść Złego. Czysta, pierwotna, mroczna nienawiść uosobiona nie tylko w krzyżu z puszek po piwie Lech, ale przerażającym ryku „Chcemy Barabasza”. To krzyk wyrażający uniwersalne zło. Odwieczny podział. Jest to też krzyk eschatologiczny.
Nie, tego nie krzyczały lemingi. Debilne zombiaki wychowane na nienawiści do moherów i śniące nie swój sen o nowoczesności Polski. To krzyk zatopiony w odwieczną duchową walkę. To krzyk nawołujący do ratowania zła kosztem Miłości.
Czytaj dalej na drugiej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/335073-10-kwietnia-2010-roku-dzien-w-ktorym-obudzily-sie-demony-szybko-zalaly-kraj-nienawiscia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.