Dlatego strona polska zadeklarowała dziś, że chce by zostały przedstawione im zarzuty i zostali przesłuchani z udziałem polskich prokuratorów. Co znamienne, Rosjanie od razu skomentowali to, że te zarzuty są nie do przyjęcia. Widać chcą podtrzymywać tezę, że winni są polscy piloci i gen. Błasik.
To prawda. Ustalenia komisji Millera poszły im tylko na rękę. Mowa jest o tym, że jedną z przyczyn katastrofy było korzystanie przez pilotów z wysokościomierza radiowego, a nie barycznego. Nie mogę się z tym zgodzić. Pytam, na jakiej podstawie postawiono ten zarzut? Oświadczam, że nikt w żadnym ośrodku lotniczym nie szkolił pilotów w taki sposób, jak sformułowano zarzut. To jest obelga pod adresem załogi Tu-154M, ich instruktorów, Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie oraz dowódców jednostek, którzy szkolili tę załogę i nadawali jej uprawnienia do lotów w trudnych warunkach atmosferycznych. A tak wysokich uprawnień nie zdobywa się za nic. Sądzę, że ci pseudoeksperci, którzy taki zarzut postawili, sami musieli popełniać takie błędy w locie.
Dlaczego nie można lecieć, opierając się głównie na wysokościomierzu radiowym?
Nikt tak nie lata, bo radiowysokościomierz pokazuje wysokość od najwyższej przeszkody, która znajduje się na ziemi, do samolotu. Są przecież drzewa, pagórki, różne przeszkody. Gdyby leciano według wysokościomierza radiowego, który jest tylko pomocą dodatkową do sprawdzenia wysokości, samolot musiałby stale wznosić się i opadać, a więc lecieć tak, jak narciarz jeździ po muldach, a to jest niemożliwe. Kto tak szkoli? Takie bzdury można wciskać laikom, a nie doświadczonym pilotom i instruktorom, którzy szkolili członków tej załogi i nadawali im uprawnienia. Zaraz po katastrofie niektóre media wydały wyrok na polskich pilotów, że ci jakoby zgłupieli i spowodowali katastrofę, choć śledztwo nawet jeszcze się nie rozpoczęło. Tę tezę komisja MAK do końca podtrzymała. To jest straszna obelga pod adresem nieżyjących pilotów, którzy nie mogą bronić się samodzielnie. Podobna katastrofa do smoleńskiej była z CASĄ. Skoro tak, to dlaczego przed sąd stawia się kontrolera z Mirosławca, a rosyjskich kontrolerów wybiela?
Załoga miała jednak nieaktualne dane, błędne karty podejścia.
Ale to nie była wina załogi, bo skąd mogli wiedzieć, że te dane są dobre lub fałszywe, tylko tych, którzy je przysłali. Jeśli Rosjanie przysłali błędne dane, to powinni się z tego wytłumaczyć. Chyba że jest u nas militarne AIP, czyli zbiór informacji lotniczych lotnisk Europy i Federacji Rosyjskiej i ktoś w Polsce nie naniósł poprawek. Kiedyś nanosił je nawigator, byłem za to odpowiedzialny, teraz to wszystko przeszło pod ruch lotniczy. Gdyby więc wina leżała po stronie polskiej, to winna jest nasza służba ruchu lotniczego. Myślę jednak, że takiego dokumentu w Polsce nie ma, tylko te dane musieli uzyskać drogą dyplomatyczną. Wówczas winę ponosi strona, która te błędne dane przysłała. Wracając do ciśnienia, zakładam, że jeśli elewacja lotniska była 262 metry nad poziom morza, jak czytałem w raporcie MAK, a załodze podano ciśnienie QNH, to po wylądowaniu wysokościomierz powinien wskazać nie 0, tylko 262 metry. Jeśli podano im ciśnienie QFE, to po wylądowaniu byłoby 0 na wysokościomierzu. Proszę zauważyć, jak istotna jest ta kwestia, bo mamy tu do czynienia z różnicą 262 metrów. Uważam, że to mogła być główna przyczyna katastrofy.
To mogła być śmiertelna różnica?
O to chodzi. Dlatego na lotniskach wojskowych przyjęte było zawsze, że podaje się ciśnienie progu pasa - QFE, a na międzynarodowych - QNH. Jest jeszcze jedna sprawa. Jeśli na Siewiernym było bardzo niskie ciśnienie, bo jak była mgła, to musiało być niskie, np. 745 mmHg, a kontroler podał ciśnienie QNH, czyli to uśrednione ciśnienie, zbliżone do standardowego 760 mmHg, to mamy znów wtedy 155 metrów różnicy. Przyjmuje się, że na 1 mm słupa rtęci przypada 10 metrów wysokości.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dlatego strona polska zadeklarowała dziś, że chce by zostały przedstawione im zarzuty i zostali przesłuchani z udziałem polskich prokuratorów. Co znamienne, Rosjanie od razu skomentowali to, że te zarzuty są nie do przyjęcia. Widać chcą podtrzymywać tezę, że winni są polscy piloci i gen. Błasik.
To prawda. Ustalenia komisji Millera poszły im tylko na rękę. Mowa jest o tym, że jedną z przyczyn katastrofy było korzystanie przez pilotów z wysokościomierza radiowego, a nie barycznego. Nie mogę się z tym zgodzić. Pytam, na jakiej podstawie postawiono ten zarzut? Oświadczam, że nikt w żadnym ośrodku lotniczym nie szkolił pilotów w taki sposób, jak sformułowano zarzut. To jest obelga pod adresem załogi Tu-154M, ich instruktorów, Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie oraz dowódców jednostek, którzy szkolili tę załogę i nadawali jej uprawnienia do lotów w trudnych warunkach atmosferycznych. A tak wysokich uprawnień nie zdobywa się za nic. Sądzę, że ci pseudoeksperci, którzy taki zarzut postawili, sami musieli popełniać takie błędy w locie.
Dlaczego nie można lecieć, opierając się głównie na wysokościomierzu radiowym?
Nikt tak nie lata, bo radiowysokościomierz pokazuje wysokość od najwyższej przeszkody, która znajduje się na ziemi, do samolotu. Są przecież drzewa, pagórki, różne przeszkody. Gdyby leciano według wysokościomierza radiowego, który jest tylko pomocą dodatkową do sprawdzenia wysokości, samolot musiałby stale wznosić się i opadać, a więc lecieć tak, jak narciarz jeździ po muldach, a to jest niemożliwe. Kto tak szkoli? Takie bzdury można wciskać laikom, a nie doświadczonym pilotom i instruktorom, którzy szkolili członków tej załogi i nadawali im uprawnienia. Zaraz po katastrofie niektóre media wydały wyrok na polskich pilotów, że ci jakoby zgłupieli i spowodowali katastrofę, choć śledztwo nawet jeszcze się nie rozpoczęło. Tę tezę komisja MAK do końca podtrzymała. To jest straszna obelga pod adresem nieżyjących pilotów, którzy nie mogą bronić się samodzielnie. Podobna katastrofa do smoleńskiej była z CASĄ. Skoro tak, to dlaczego przed sąd stawia się kontrolera z Mirosławca, a rosyjskich kontrolerów wybiela?
Załoga miała jednak nieaktualne dane, błędne karty podejścia.
Ale to nie była wina załogi, bo skąd mogli wiedzieć, że te dane są dobre lub fałszywe, tylko tych, którzy je przysłali. Jeśli Rosjanie przysłali błędne dane, to powinni się z tego wytłumaczyć. Chyba że jest u nas militarne AIP, czyli zbiór informacji lotniczych lotnisk Europy i Federacji Rosyjskiej i ktoś w Polsce nie naniósł poprawek. Kiedyś nanosił je nawigator, byłem za to odpowiedzialny, teraz to wszystko przeszło pod ruch lotniczy. Gdyby więc wina leżała po stronie polskiej, to winna jest nasza służba ruchu lotniczego. Myślę jednak, że takiego dokumentu w Polsce nie ma, tylko te dane musieli uzyskać drogą dyplomatyczną. Wówczas winę ponosi strona, która te błędne dane przysłała. Wracając do ciśnienia, zakładam, że jeśli elewacja lotniska była 262 metry nad poziom morza, jak czytałem w raporcie MAK, a załodze podano ciśnienie QNH, to po wylądowaniu wysokościomierz powinien wskazać nie 0, tylko 262 metry. Jeśli podano im ciśnienie QFE, to po wylądowaniu byłoby 0 na wysokościomierzu. Proszę zauważyć, jak istotna jest ta kwestia, bo mamy tu do czynienia z różnicą 262 metrów. Uważam, że to mogła być główna przyczyna katastrofy.
To mogła być śmiertelna różnica?
O to chodzi. Dlatego na lotniskach wojskowych przyjęte było zawsze, że podaje się ciśnienie progu pasa - QFE, a na międzynarodowych - QNH. Jest jeszcze jedna sprawa. Jeśli na Siewiernym było bardzo niskie ciśnienie, bo jak była mgła, to musiało być niskie, np. 745 mmHg, a kontroler podał ciśnienie QNH, czyli to uśrednione ciśnienie, zbliżone do standardowego 760 mmHg, to mamy znów wtedy 155 metrów różnicy. Przyjmuje się, że na 1 mm słupa rtęci przypada 10 metrów wysokości.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/334134-nasz-wywiad-byly-glowny-nawigator-ws-1004-gdybym-to-ja-odpowiadal-za-tak-wazny-lot-wyslalbym-na-rekonesans-swoich-kontrolerow?strona=2