Ludzie słuchają przekazu medialnego, a w światowych mediach głos moskiewski jest głośniejszy od naszego. I od samego początku konsekwentnie powtarzany. Choćby z tego względu, że powtarzany wielokrotnie to utrwala się on w ludzkiej świadomości. Mało tego, tworzy jakieś wrażenie, że tu są jakieś dwie prawdy, albo niejasności, itd. Nikt jednak nie pochyli się nad tym, nie zagłębi w badanie tych zapisów, więc również nie zaprzeczy słowom Putina
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Dariusz Fedorowicz, brat Aleksandra Fedorowicza, tłumacza prezydenckiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
wPolityce.pl: Rok 2016 przybliżył nas do prawdy o katastrofie smoleńskiej?
Dariusz Aleksandrowicz: Na pewno życzylibyśmy sobie, żeby wszystko szło sprawniej, lepiej, szybciej, ale też trzeba wykazać się cierpliwością. Wydarzeniem roku bez wątpienia są ekshumacje, na równi bolesne, co konieczne. Bolesne podwójnie dlatego, że nie wykonano ich wtedy, kiedy należało, a mianowicie gdy przywożono ciała naszych bliskich do kraju w kwietniu 2010 roku. Uniknęlibyśmy wówczas tego piekła, które przez to rodzinom zgotowano. Tej niepewności, poszukiwania ciał, zastanawiania się, czy będzie ono spoczywało w danym grobie, czy może rodzina znajdzie w nim ciało kogoś innego. To naprawdę jest piekło. Pojawiły się również bardzo przykre, bolesne komentarze i wpisy internetowe dotyczące tych ekshumacji. Z pewnością wynika to też z tego, że społeczeństwo jest już tym tematem zwyczajnie znużone. Myślę jednak, że ekshumacje będą również głównym tematem nadchodzącego roku, bo wiemy, że przecież zaledwie niewielka ich część dopiero się odbyła.
Komisja dr. Berczyńskiego ujawniła, że Tusk i Miller świadomie powielili rosyjską wersję katastrofy.
Muszę powiedzieć, że naszym życzeniem, przynajmniej sporej części rodzin było to, żeby ta komisja pracowała profesjonalnie, a nie medialnie. Swego czasu użyłem nawet dosyć kolokwialnego sformułowania: „mniej gadania, więcej działania”. I ciesze się, że tą zasadą komisja pana dr. Berczyńskiego się kieruje. Cóż nam pozostało? Oczywiście mieć tę nadzieję, że poznamy w końcu prawdę o tej katastrofie. Z całą pewnością byłoby więcej przesłanek do tego, żeby sprawę zbadać solidnie gdybyśmy mieli materiał dowodowy w Polsce. Pomału zaczynam tracić jednak nadzieję, że kiedykolwiek Rosja zwróci nam wrak. A przecież nie jest to żadna pamiątka, ani żadna sentymentalna relikwia, jak niektórzy twierdzą, ale niezwykle ważny materiał dowodowy, który niestety cały czas tam spoczywa. Jeżeli chodzi o samo postępowanie. Zaczynamy w końcu robić pewne rzeczy, których poprzedni, odpowiedzialni za to ludzie, nie wykonali. Teraz to się dzieje.
Zaskoczyły Pana słowa Putina, który obwieścił przed Świętami, że z nagrań z Tu-154M, które sam odsłuchiwał wynika, iż „człowiek z ochrony prezydenta” miał nakłaniać załogę do lądowania w Smoleńsku?
Szkoda mi tego komentować. Oczywiście jest to pokłosie tego, że nie było prawdziwej odpowiedzi strony polskiej na raport Anodiny. Polska nie była podmiotem w tym dochodzeniu, lecz została zupełnie zmarginalizowana i mówiąc kolokwialnie nie miała nic do gadania. Stąd Rosjanie poczynili swoje ustalenia i puśili je w świat. Stały się one również podstawą do nakręcenia fałszywej wersji katastrofy przez telewizję National Geografic, a film „Śmierć prezydenta” emitowany była później na całym świecie. To pokłosie ówczesnej słabości państwa polskiego i słabości tamtejszych władz. A Rosjanie po prostu trzymają się tego, co już raz powiedzieli na samym początku. Niestety mogę przypuszczać, że przekaz prezydenta Putina jest zdecydowanie lepiej słyszalny na świecie, niż głos w Polsce.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ludzie słuchają przekazu medialnego, a w światowych mediach głos moskiewski jest głośniejszy od naszego. I od samego początku konsekwentnie powtarzany. Choćby z tego względu, że powtarzany wielokrotnie to utrwala się on w ludzkiej świadomości. Mało tego, tworzy jakieś wrażenie, że tu są jakieś dwie prawdy, albo niejasności, itd. Nikt jednak nie pochyli się nad tym, nie zagłębi w badanie tych zapisów, więc również nie zaprzeczy słowom Putina
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Dariusz Fedorowicz, brat Aleksandra Fedorowicza, tłumacza prezydenckiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
wPolityce.pl: Rok 2016 przybliżył nas do prawdy o katastrofie smoleńskiej?
Dariusz Aleksandrowicz: Na pewno życzylibyśmy sobie, żeby wszystko szło sprawniej, lepiej, szybciej, ale też trzeba wykazać się cierpliwością. Wydarzeniem roku bez wątpienia są ekshumacje, na równi bolesne, co konieczne. Bolesne podwójnie dlatego, że nie wykonano ich wtedy, kiedy należało, a mianowicie gdy przywożono ciała naszych bliskich do kraju w kwietniu 2010 roku. Uniknęlibyśmy wówczas tego piekła, które przez to rodzinom zgotowano. Tej niepewności, poszukiwania ciał, zastanawiania się, czy będzie ono spoczywało w danym grobie, czy może rodzina znajdzie w nim ciało kogoś innego. To naprawdę jest piekło. Pojawiły się również bardzo przykre, bolesne komentarze i wpisy internetowe dotyczące tych ekshumacji. Z pewnością wynika to też z tego, że społeczeństwo jest już tym tematem zwyczajnie znużone. Myślę jednak, że ekshumacje będą również głównym tematem nadchodzącego roku, bo wiemy, że przecież zaledwie niewielka ich część dopiero się odbyła.
Komisja dr. Berczyńskiego ujawniła, że Tusk i Miller świadomie powielili rosyjską wersję katastrofy.
Muszę powiedzieć, że naszym życzeniem, przynajmniej sporej części rodzin było to, żeby ta komisja pracowała profesjonalnie, a nie medialnie. Swego czasu użyłem nawet dosyć kolokwialnego sformułowania: „mniej gadania, więcej działania”. I ciesze się, że tą zasadą komisja pana dr. Berczyńskiego się kieruje. Cóż nam pozostało? Oczywiście mieć tę nadzieję, że poznamy w końcu prawdę o tej katastrofie. Z całą pewnością byłoby więcej przesłanek do tego, żeby sprawę zbadać solidnie gdybyśmy mieli materiał dowodowy w Polsce. Pomału zaczynam tracić jednak nadzieję, że kiedykolwiek Rosja zwróci nam wrak. A przecież nie jest to żadna pamiątka, ani żadna sentymentalna relikwia, jak niektórzy twierdzą, ale niezwykle ważny materiał dowodowy, który niestety cały czas tam spoczywa. Jeżeli chodzi o samo postępowanie. Zaczynamy w końcu robić pewne rzeczy, których poprzedni, odpowiedzialni za to ludzie, nie wykonali. Teraz to się dzieje.
Zaskoczyły Pana słowa Putina, który obwieścił przed Świętami, że z nagrań z Tu-154M, które sam odsłuchiwał wynika, iż „człowiek z ochrony prezydenta” miał nakłaniać załogę do lądowania w Smoleńsku?
Szkoda mi tego komentować. Oczywiście jest to pokłosie tego, że nie było prawdziwej odpowiedzi strony polskiej na raport Anodiny. Polska nie była podmiotem w tym dochodzeniu, lecz została zupełnie zmarginalizowana i mówiąc kolokwialnie nie miała nic do gadania. Stąd Rosjanie poczynili swoje ustalenia i puśili je w świat. Stały się one również podstawą do nakręcenia fałszywej wersji katastrofy przez telewizję National Geografic, a film „Śmierć prezydenta” emitowany była później na całym świecie. To pokłosie ówczesnej słabości państwa polskiego i słabości tamtejszych władz. A Rosjanie po prostu trzymają się tego, co już raz powiedzieli na samym początku. Niestety mogę przypuszczać, że przekaz prezydenta Putina jest zdecydowanie lepiej słyszalny na świecie, niż głos w Polsce.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/321578-nasz-wywiad-dariusz-fedorowicz-wydarzeniem-roku-bez-watpienia-sa-ekshumacje-na-rowni-bolesne-co-konieczne?strona=1
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.