Trudno wyobrazić sobie coś bardziej kompromitującego państwo polskie, niż ujawniony zapis ze spotkania Jerzego Millera z Komisją Badania Wypadków Lotniczych. Spotkania, na którym ówczesny minister spraw wewnętrznych instruuje członków zespołu, badającego katastrofę smoleńską, że ich raport nie powinien zbytnio odbiegać od rosyjskiego, żeby nie dawać żeru eksploatującej ten temat opozycji.
Trudno wyobrazić sobie bowiem skrajniejszy przykład partyjniactwa. Bo przecież mamy do czynienia z oczywistą sugestią, że prawda o katastrofie powinna być złożona na ołtarzu politycznego interesu sprawującej władzę partii. Nawet nie jakiegoś domniemanego tajnego interesu państwa rzędu wyższego niż prawda, jak pragnęliby nieliczni ekscentrycy głoszący tezę, iż wprawdzie – ich zdaniem – Smoleńsk to zamach, ale nie należy tego głośno mówić, bo wtedy Ameryka się odwróci a Rosjanie nas wymordują.
Miller jest bardzo daleki od takich tez, trzeźwy i przyziemny. On mówi wprost, że „jeżeli te dwa raporty będą różne, to będzie do tego cała teoria spiskowa budowana w społeczeństwie”, więc trzeba „zadbać o spójność dialogu ze społeczeństwem”, i „albo zadbamy o jednolity przekaz, który nie sprzyja budowaniu mitów i podejrzeń, albo sami sobie ukręcimy bicz na własne plecy”. Kontekst wewnątrzpolskiej gry politycznej jako decydujący przy ustalaniu przyczyn gwałtownej śmierci prezydenta i sporej części elity państwa jest tu jedyny. I już tego wystarczy, by i Miller i jego szef (do którego, jak oznajmił, jechał bezpośrednio z posiedzenia Komisji), czyli Donald Tusk, okryli się, że wyrażę się dość staroświecko, wieczną hańbą.
Trudno też wyobrazić sobie celniejszy i bardziej bolesny strzał w stopę. Bo przecież ujawnienie instrukcji Millera kompromituje do imentu polski raport. I to niezależnie od tego, co w Smoleńsku naprawdę się wydarzyło. A nawet niezależnie od uczciwości pracy członków komisji. Nawet bowiem gdyby założyć, że ich działania i wysiłki były uczciwe w pełni, a prawda nie odbiega w zasadniczym zrębie od ustaleń komisji, to sam fakt iż na początku badania katastrofy jej członkowie odebrali instrukcje dotyczące finalnego kształtu i treści raportu, stawia oczywisty znak zapytania nad tą treścią i tym kształtem.
Dlatego trudno mi wyobrazić sobie, jakich argumentów i jakich konstrukcji umysłowych będą teraz musieli użyć ci, których zdaniem Smoleńsk został już całkowicie zbadany, i jakiekolwiek weryfikowanie raportu Millera jest spiskową aberracją. Choć zarazem pewien jestem, że staną oni na wysokości zadania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/308475-panstwo-partyjne-bada-smolensk-czyli-wieczna-hanba
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.