Ta cała machina przemysłu kłamstw i pogardy, pokazana w filmie, jest mi znana bardzo dobrze. Natomiast zobaczyłam w nim piękne postaci, z którymi na co dzień mam do czynienia, jak Ewę Błasik. Ona przypomina mi dziewiętnastowieczne matki-Polki, które zdolne były do codziennego heroizmu, szły za mężami na zsyłkę. Takie, o których czyta się tylko w literaturze, a przecież właśnie zetknęłam się z kimś takim teraz
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Ewa Kochanowska, żona śp. Janusza Kochanowskiego, Rzecznika Praw Obywatelskich, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
wPolityce.pl: Jakie są Pani wrażenia po obejrzeniu “Smoleńska”?
Ewa Kochanowska: Dla mnie to nie jest film, ale 6,5 roku mojego życia. Każda scena w tym filmie, każde skojarzenie, otwiera okna do nowych emocji, wspomnień. I wtedy już nie bardzo wiem, co jest filmem, a co moimi przeżyciami, wspomnieniami, które tak bardzo wracają. To tak jakbym była w środku tego filmu i wiedziała więcej niż reżyser. Wątki, które są tu ledwie zarysowane ja znam dokładnie. Dlatego nie potrafię go ocenić, może gdybym poszła jeszcze raz lub dwa na niego i zobaczyła go jako film, a nie projekcję mojego życia, mogłabym pokusić się o jakieś oceny.
Ale czekała Pani na ten film z niepokojem?
Byłam absolutnie przeciwna fabularnemu filmowi o Smoleńsku. Bałam się go i go nie chciałam. Po zamachu z 11 września 2001 roku na World Trade Center rodziny wymusiły 10-letni zakaz produkcji filmów fabularnych na temat tej tragedii. I jeżeli takowe filmy miałyby powstać potem, to mogłyby dotyczyć jedynie indywidualnych historii, nie tragedii w całości. Również producenci uważali, że ten temat jest zbyt bolesny. Stąd nawet myślałam, że jeżeli mimo tego film o Smoleńsku powstanie, to na niego nie pójdę.
Co się stało, że zmieniała Pani zdanie?
Muszę uderzyć się w piersi i przyznać, że byłam człowiekiem małej wiary. Nie sądziłam, że są tak wyczuleni na pewne kwestie ludzie, jak reżyser tego filmu. Powinnam była od początku jemu zaufać. Nie żałuję, że zdecydowałam się film „Smoleńsk” obejrzeć. Najgorsze jest to, że film widziało niewielu, a już propagowana jest negatywna opinia, która z istotą filmu ma niewiele wspólnego. Wielu krytykom pomylił się film “Smoleńsk” z zespołem parlamentarnym i używają swojej zużytej już retoryki.
Które sceny najbardziej do Pani przemawiają?
Ta cała machina przemysłu kłamstw i pogardy, pokazana w filmie, jest mi znana bardzo dobrze. Natomiast zobaczyłam w nim piękne postaci, z którymi na co dzień mam do czynienia, jak Ewę Błasik. Ona przypomina mi dziewiętnastowieczne matki-Polki, które zdolne były do codziennego heroizmu, szły za mężami na zsyłkę. Takie, o których czyta się tylko w literaturze, a przecież właśnie zetknęłam się z kimś takim teraz. Ta kobieta staje przeciw całej machinie kłamstwa i potwarzy, rusza samotnie do walki o jego dobre imię, o honor żołnierza. Mówi, że hańbiony jest polski mundur, lecz nikt albo nie rozumie już co to jest honor, albo udaje głupiego. To zaskakujące. Mówi o honorze żołnierza, a zwierzchnicy Sił Zbrojnych dezerterują, a Ewa Błasik, którą bardzo podziwiam, zostaje sama na polu walki. Za taką dezercję w akcji widzę tylko jedną karę - kulę w łeb.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ta cała machina przemysłu kłamstw i pogardy, pokazana w filmie, jest mi znana bardzo dobrze. Natomiast zobaczyłam w nim piękne postaci, z którymi na co dzień mam do czynienia, jak Ewę Błasik. Ona przypomina mi dziewiętnastowieczne matki-Polki, które zdolne były do codziennego heroizmu, szły za mężami na zsyłkę. Takie, o których czyta się tylko w literaturze, a przecież właśnie zetknęłam się z kimś takim teraz
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Ewa Kochanowska, żona śp. Janusza Kochanowskiego, Rzecznika Praw Obywatelskich, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
wPolityce.pl: Jakie są Pani wrażenia po obejrzeniu “Smoleńska”?
Ewa Kochanowska: Dla mnie to nie jest film, ale 6,5 roku mojego życia. Każda scena w tym filmie, każde skojarzenie, otwiera okna do nowych emocji, wspomnień. I wtedy już nie bardzo wiem, co jest filmem, a co moimi przeżyciami, wspomnieniami, które tak bardzo wracają. To tak jakbym była w środku tego filmu i wiedziała więcej niż reżyser. Wątki, które są tu ledwie zarysowane ja znam dokładnie. Dlatego nie potrafię go ocenić, może gdybym poszła jeszcze raz lub dwa na niego i zobaczyła go jako film, a nie projekcję mojego życia, mogłabym pokusić się o jakieś oceny.
Ale czekała Pani na ten film z niepokojem?
Byłam absolutnie przeciwna fabularnemu filmowi o Smoleńsku. Bałam się go i go nie chciałam. Po zamachu z 11 września 2001 roku na World Trade Center rodziny wymusiły 10-letni zakaz produkcji filmów fabularnych na temat tej tragedii. I jeżeli takowe filmy miałyby powstać potem, to mogłyby dotyczyć jedynie indywidualnych historii, nie tragedii w całości. Również producenci uważali, że ten temat jest zbyt bolesny. Stąd nawet myślałam, że jeżeli mimo tego film o Smoleńsku powstanie, to na niego nie pójdę.
Co się stało, że zmieniała Pani zdanie?
Muszę uderzyć się w piersi i przyznać, że byłam człowiekiem małej wiary. Nie sądziłam, że są tak wyczuleni na pewne kwestie ludzie, jak reżyser tego filmu. Powinnam była od początku jemu zaufać. Nie żałuję, że zdecydowałam się film „Smoleńsk” obejrzeć. Najgorsze jest to, że film widziało niewielu, a już propagowana jest negatywna opinia, która z istotą filmu ma niewiele wspólnego. Wielu krytykom pomylił się film “Smoleńsk” z zespołem parlamentarnym i używają swojej zużytej już retoryki.
Które sceny najbardziej do Pani przemawiają?
Ta cała machina przemysłu kłamstw i pogardy, pokazana w filmie, jest mi znana bardzo dobrze. Natomiast zobaczyłam w nim piękne postaci, z którymi na co dzień mam do czynienia, jak Ewę Błasik. Ona przypomina mi dziewiętnastowieczne matki-Polki, które zdolne były do codziennego heroizmu, szły za mężami na zsyłkę. Takie, o których czyta się tylko w literaturze, a przecież właśnie zetknęłam się z kimś takim teraz. Ta kobieta staje przeciw całej machinie kłamstwa i potwarzy, rusza samotnie do walki o jego dobre imię, o honor żołnierza. Mówi, że hańbiony jest polski mundur, lecz nikt albo nie rozumie już co to jest honor, albo udaje głupiego. To zaskakujące. Mówi o honorze żołnierza, a zwierzchnicy Sił Zbrojnych dezerterują, a Ewa Błasik, którą bardzo podziwiam, zostaje sama na polu walki. Za taką dezercję w akcji widzę tylko jedną karę - kulę w łeb.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/307581-nasz-wywiad-ewa-kochanowska-o-smolensku-dla-mnie-to-nie-jest-film-ale-65-roku-mojego-zycia-kazda-scena-kazde-skojarzenie-otwiera-okna-do-nowych-emocji