Honor ministra, skuteczność sądu - rzeczy, których nie ma. Jak długo Tomasz Arabski będzie leciał w kulki z wymiarem sprawiedliwości?

fot. PAP-Tomasz Gzell/KPRM
fot. PAP-Tomasz Gzell/KPRM

Z grubsza wygląda to jak jakaś głupia gra. Sąd wzywa oskarżonego, oskarżony kombinuje jak się z tego wywinąć. I kiedy wydaje się, że tym razem nie ma już możliwości, by oskarżony przed sądem nie stanął… on znów wymyśla coś, przy czym sąd rozkłada ręce.

Tomasz Arabski - były szef kancelarii premiera Donalda Tuska - jest takiej sytuacji, że nie może się zasłonić zwykłym zwolnieniem lekarskim, aby uniknąć stawienia się przed sądem w Warszawie. O ewentualnej niedyspozycji musiałby zadecydować biegły sądowy, a to już dla oskarżonego znaczna „komplikacja”. Przypomnijmy, że były minister jest oskarżony przez część rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej o niedopełnienie obowiązków przy organizacji tragicznego lotu do Rosji z kwietnia 2010 roku.

Były urzędnik - w międzyczasie także ambasador - konsekwentnie unika stanięcia twarzą w twarz z rodzinami zmarłych, choć jednocześnie utrzymuje, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Z jednej strony, nie ma mu się co dziwić, to nie będzie miłe spotkanie. Ale jakiś honor trzeba mieć, Arabski znów dostał dziś szansę, by go bronić. Nie skorzystał, a wydawało się, że dziś pojawi się w sądzie, bo „łatwe” możliwości unikania obecności na rozprawie mu się już skończyły. A tutaj, niespodzianka! Znów go nie było. Przez swojego pełnomocnika poprosił, by przesłuchać go poprzez transmisję wideo z sądu w Gdańsku, bo… tam ma bliżej do domu (mieszka w Gdańsku). Tłumaczenie, że 400 kilometrowy odcinek jest nie do pokonania wywołał uśmiech politowania wśród osób, które cierpliwie czekają, by się z nim spotkać na sali rozpraw. Piotr Walentynowicz, wnuk Anny Walentynowicz, która zginęła w katastrofie 10/04 zaznaczył nawet, że on także przyjeżdża z Gdańska i nie jest to dla niego kłopotem. Co więcej, także dzisiaj zeznawała Emilia Surowska, była urzędniczka w kancelarii Tuska, obecnie pracująca w jego biurze w Brukseli. Nie zasłaniała się odległością, choć do Warszawy musiała przybyć z miasta oddalonego o 1300 km.

CZYTAJ TAKŻE: Arabski znowu stchórzył przed sądem. Zlekceważył wezwanie i nie pojawił się na rozprawie ws. Smoleńska

Uczestnicząca w rozprawie Ewa Kochanowska, wdowa po Rzeczniku Praw Obywatelskich Januszu Kochanowskim słysząc wykręty Arabskiego powiedziała od razu: jedziemy do Gdańska! Nie będzie to konieczne, sąd bowiem uznał tłumaczenie obrońcy za bezzasadne a nieobecność za nieusprawiedliwioną. Niestety, to koniec dobrego, co na temat dzisiejszej postawy sądu mogę powiedzieć. Za tę nieusprawiedliwioną nieobecność oskarżony nie dostanie żadnej kary.

Kolejna rozprawa ma się odbyć 11 sierpnia, sąd zaznaczył, że „Tomasz Arabski ma się na niej stawić obowiązkowo”. I co z tego? Dziś też miał być, też „obowiązkowo”. Jeśli się nie stawi (po dzisiejszym dniu mogę chyba tak przypuszczać), to co wtedy zrobi sąd? Czy nałoży na tchórzliwego urzędnika jakiś dodatkowy „obowiązkowy obowiązek”?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych