Antoni Krauze: "Do tej pory mam w pamięci Andrzeja Wajdę zapalającego tuż po katastrofie znicze na grobach żołnierzy Armii Czerwonej. To była paranoja"

Fot. wPoliyce.pl
Fot. wPoliyce.pl

To jedyna scena, w której staraliśmy się sobie wyobrazić, co stało się z bohaterami filmu bezpośrednio po śmierci. Kiedy scenariusz złożony do PISF-u dostał się w ręce dziennikarzy nieprzychylnych „Smoleńskowi”, był wyśmiewany szczególnie za tę oniryczną sceną. Ale były również inne powody do żartów

— mówi Krauze. Przytacza tutaj scenę zaczerpniętą z życia i podaną tuż po katastrofie przez Pawła Smoleńskiego w „Gazecie Wyborczej” w formie wykpiwającej. Dziennikarz GW w chwili katastrofy przebywał w hotelu na prowincji. Podczas śniadania, mieszkaniec miasteczka wszedł i powiedział: „Ruskie załatwiły Kaczora!”. Antoni Krauze zainspirował się tą sceną i wplótł do scenariusza.

Dla mnie a opowieść pokazuje, co się stało z nami, tzw. ludźmi wykształconymi. I o ile uczciwsza jest reakcja ludzi, którzy pamiętają o doświadczeniach kilku pokoleń Polaków. Im te wszystkie kłamstwa, którymi karmiono nas całymi tygodniami, do niczego nie są potrzebne. Jeżeli w Rosji roztrzaskał się samolot z prezydentem na pokładzie, ze sztabem generalnym, i wszyscy zginęli, na pewno nie jest to zwyczajna katastrofa

— powiedział reżyser. Wspomina też o własnym doświadczeniu Rosji, w której był kilka razy. Na własnej skórze doświadczył tamtych realiów, podczas zdjęć w Moskwie do filmu opartego na książce „Akwarium Wiktora Suworowa”. Pisarz miał w Rosji wyrok śmierci. Gdy ekipa wjechała windą na szczyt hotelu Ukraina, zaczęła ją ścigać ochrona.

Szczęśliwie był z nami oficer specnazu, który kazał nam uciekać schodami, bo windy były już obstawione. Na jednym z pięter otworzono do nas ogień – na szczęście strzelano z krótkiej broni…

— wspomina reżyser.

mall / Gazeta Polska

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych