Antoni Krauze: "Do tej pory mam w pamięci Andrzeja Wajdę zapalającego tuż po katastrofie znicze na grobach żołnierzy Armii Czerwonej. To była paranoja"

Fot. wPoliyce.pl
Fot. wPoliyce.pl

Smoleńsk” to przede wszystkim opowieść o manipulacji. Pokazuje, co stało się z polską inteligencją. Jak przez lata propagandy w PRL-u zmieniła się świadomość Polaków, czym naprawdę jest dla nas Rosja

— mówi Antoni Krauze reżyser filmu „Smoleńsk” w rozmowie z „Gazetą Polską”.

Poza efektami specjalnymi wszystko jest gotowe. Efektów specjalnych podjęli się niestety ludzie mało kompetentni. Dlatego musieliśmy prosić specjalistów ze studia ORKA, którzy pracują intensywnie nad scenami dziejącymi się w kokpicie tupolewa tupolewa

— wyjaśnia Antoni Krauze, dodając że jest bardzo zadowolony z efektów ich pracy. Nie potrafi jednak powiedzieć kiedy film wejdzie do kin.

Reżyser tłumaczy też, że scenariusz miał kilku autorów i przechodził kolejne przeobrażenia, dlatego ostateczna wersja odbiega od pierwszych założeń.

Film jest przede wszystkim opowieścią o manipulacji. Pokazuje, co stało się z polską inteligencją. Jak przez lata propagandy w PRL-u zmieniła się świadomość Polaków, czym naprawdę jest dla nas Rosja. Do tej pory mam w pamięci Andrzeja Wajdę zapalającego tuż po katastrofie, 9 maja 2010 roku, znicze na grobach żołnierzy Armii Czerwonej. Co za pomysł?! To była paranoja. Myślę, że tylko w takiej atmosferze mogliśmy wierzyć w sączone od początku kłamstwa: o tym, że samolot z prezydentem cztery razy podchodził we mgle do lądowania. Że winni są piloci, których zmusił do tego dowódca sił lotniczych. Kłamstwa wielokrotnie powtarzane, których nikt do dziś nie odwołał

— mówi reżyser. Jak podkreśla, w przy tworzeniu filmu „Czarny Czwartek” z wielkim szacunkiem podchodził do faktów. Podobnie było przy „Smoleńsku”. Decyzję o podjęciu się realizacji filmu podjął gdy po raporcie gen. Anodiny zobaczył, że „mamy do czynienia z wielką manipulacją”.

To wtedy podjąłem decyzję, żeby zrealizować „Smoleńsk”. Opierając się na sprawdzonych informacjach, zrekonstruować to, co rzeczywiście wydarzyło się na Siewiernym

— wspomina. Przyznaje, że to właśnie z tej rzeczywistości musiał się tłumaczyć przed PISF-em, który nie chciał przyznać filmowi dotacji.

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych