10 powodów, skłaniających mnie od początku do twierdzenia, że w Smoleńsku był zamach

fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
fot. PAP/Bartłomiej Zborowski

Używanie słowa zamach w kontekście Smoleńska jest w zasadzie zakazane. I już samo to budzi podejrzenia.

Myśl o zamachu na prezydenta Polski jest tak przerażająca, że każdy poukładany człowiek podświadomie od niej ucieka. Jednak patrząc na to, co się wydarzyło w Smoleńsku, sumując fakty sprzed feralnej katastrofy, a szczególnie obserwując to, co się działo potem, trudno być w zgodzie z samym sobą i udawać, że to tylko zbiór probabilistycznych zbiegów okoliczności implikujących tragiczny finał.

Moje przeświadczenie, że 10 kwietnia 2010 r, był zamach, bierze się z ewidentnych przesłanek.

1. Osłona medialna katastrofy.

Tej pierwszej soboty po Wielkanocy miałem dzień wolny i od początku śledziłem przekaz medialny. Przede wszystkim telewizyjny. Widziałem najpierw zdezorientowane, a potem przerażone twarze spikerów. Podawali takie wiadomości, jakie do nich w rozgardiaszu docierały: o czterech podejściach TU – 154M, o trzech osobach, które przeżyły, o mgle… Jednak bardzo szybko pojawiła się wersja, że to prezydent Lech Kaczyński naciskał na pilotów, ponieważ już to kiedyś robił. Momentalnie doszła teza, że obecność na pokładzie zwierzchnika lotników, generała Błasika, zmusiła naszych pilotów do brawury. Czy w obliczu takiego ogromnego nieszczęścia, tego typu prostackie „wrzutki” mogły być przypadkowe? Przekaz mediów był wyraźnie ukierunkowany. Ktoś o to zadbał i wyraźnie miał w tym interes. Potem doszła wiedza o SMS – ie wysyłanym pośród członków PO, od razu tego ranka: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”

2. Paraliż rządu Tuska w obliczu katastrofy

Tu warto przypomnieć, że 7 kwietnia nasza delegacja rządowa też była w Smoleńsku. Była to pokazówka w jak dobrych stosunkach jesteśmy z Rosją. Donald Tusk, po pamiętnej rozmowie z Władimirem Putinem na sopockim molo, odgrywał polityka równego rosyjskiemu, wtedy akurat premierowi. Druzja i wzajemne zrozumienie na wsiegda. Gdybyśmy mieli do czynienia ze zwykłą katastrofą, będąc w tak dobrych kontaktach z Moskwą, wysłalibyśmy naszą ekipę by przeprowadziła dogłębne dochodzenie. Przecież zginął prezydent. Nic takiego nie nastąpiło. Tusk był przerażony i w kompletnym dygocie (słynne zdjęcie „żółwika” z Putinem). W uniżeniu zgadzał się na wszystkie żądania Rosjan. A nawet je wyprzedzał. Oddał śledztwo stronie rosyjskiej. Z czegoś to wynikało. Nagle przyjaźń z Kremlem zniknęła. Pozostał strach.

3. Brak zdjęć z miejsca katastrofy

Żyjemy w świecie błyskawicznej informacji. Czy w tamtą sobotę albo później mieliśmy jakiekolwiek relacje z miejsca katastrofy, poza migawkami? A przecież w Smoleńsku było sporo dziennikarzy. Obecnie można zrobić „zawodowy” film nawet z komórki. Jednak miejsce katastrofy, natychmiast zostało zabezpieczone przez odpowiednie jednostki, by uniemożliwić dostęp komukolwiek. W internecie krążył słynny film, na którym rzekomo było słychać strzały. Do dziś trudno stwierdzić, prawdziwy czy nie? Jednak czuć było ewidentną blokadę na przekaz filmowy z miejsca katastrofy. Dopiero później, tendencyjnie pokazano niszczenie wraku, przez wesołych sołdatów. Żeby nas poniżyć.

4. Mord rytualny

Powszechnie wiadomo, że od wieków szacunek dla życia ludzkiego nie jest w Rosji na specjalnie wysokim poziomie. Ponoć od czasów I Wojny Światowej, łącznie z rewolucją październikową, II Wojną Światową, i komunistycznymi czystkami, życie straciło w sposób nienaturalny, ok.60 mln ludzi. Władimira Putina trudno uznać za satrapę powielającego stalinowskie wzorce, jednak wiele zdarzeń pozwala domniemywać, że nie jest on przykładem dla harcerzy. Podejrzenia, że stał za wybuchami budynków w Moskwie, czy miał wiedzę o zabójstwie dziennikarki Politkowskiej czy Niemcowa, nie są zupełnie bezpodstawne. Lech Kaczyński zdecydowanie zagrażał imperialistycznej polityce Rosji. Po pierwsze wykazując się osobistą odwagą pospieszył na ratunek Gruzji, a po drugie starał się zintegrować państwa Europy środkowej, co uderzało w rosyjską doktrynę: divide et impera. W mojej ocenie, Rosjanie, nie oddając wraku, nie oddając czarnych skrzynek, czy rzeczy osobistych ofiar, chciały przekazać światu ostrzeżenie. My nie żartujemy. Mamy swoje strefy wpływów i będziemy ich strzec wszelkimi sposobami.

Dalszy ciąg na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych