Nie mogę napisać normalnej recenzji, bo film nie jest jeszcze w pełni skończony: brak w nim efektów specjalnych, trzeba poprawić dźwięk, być może będą jeszcze drobne zmiany w montażu (coś może wylecieć, coś może zostać dodane), ale nie zmieni to istoty filmu.
Co o nim można powiedzieć na pewno? Zacząć trzeba od tego, że to nie jest paradokumentalna agitka w stylu Michaela Moore’a udowadniająca tezę o zamachu w Smoleńsku, tezę, w którą skądinąd sam reżyser wierzy, ale – jak mówi – nie o tym zrobił film.
I to prawda. To nie film o samej katastrofie, to rzecz o rodzącej się manipulacji i postawach ludzi wobec niej. Oto mainstremowa dziennikarka, leming po prostu (Beacie Fido niestety bardzo daleko od Jandy z „Człowieka z marmuru”), bierze temat Smoleńska od swego demonicznego szefa (bardzo dobry Redbad Klijnstra). Jej materiały zmieniają się – od bezkrytycznego powtarzania medialnych wrzutek o winie pilotów po kwestionowanie tychże wrzutek. Zmienia się świat dookoła (choćby normalna dotychczas matka – w tej roli Halina Łabonarska - ląduje pod krzyżem), zmienia się ona sama.
Z pewnością nierówne jest w tym filmie aktorstwo, żal, że tak wiele osób przestraszyło się domniemanej wymowy „Smoleńska” i Krauzemu odmówiło. Kilka ról słabszych, kilka przeciętnych, ale też kilka bardzo dobrych: prócz Klijnstry także oszczędny w gestach, tajemniczy ubek Jerzy Zelnik, naturalny, dynamiczny Marek Bukowski i absolutna perła – pojawiający się na krótko, ale dominujący na ekranie całkowicie Andrzej Mastalerz.
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nie mogę napisać normalnej recenzji, bo film nie jest jeszcze w pełni skończony: brak w nim efektów specjalnych, trzeba poprawić dźwięk, być może będą jeszcze drobne zmiany w montażu (coś może wylecieć, coś może zostać dodane), ale nie zmieni to istoty filmu.
Co o nim można powiedzieć na pewno? Zacząć trzeba od tego, że to nie jest paradokumentalna agitka w stylu Michaela Moore’a udowadniająca tezę o zamachu w Smoleńsku, tezę, w którą skądinąd sam reżyser wierzy, ale – jak mówi – nie o tym zrobił film.
I to prawda. To nie film o samej katastrofie, to rzecz o rodzącej się manipulacji i postawach ludzi wobec niej. Oto mainstremowa dziennikarka, leming po prostu (Beacie Fido niestety bardzo daleko od Jandy z „Człowieka z marmuru”), bierze temat Smoleńska od swego demonicznego szefa (bardzo dobry Redbad Klijnstra). Jej materiały zmieniają się – od bezkrytycznego powtarzania medialnych wrzutek o winie pilotów po kwestionowanie tychże wrzutek. Zmienia się świat dookoła (choćby normalna dotychczas matka – w tej roli Halina Łabonarska - ląduje pod krzyżem), zmienia się ona sama.
Z pewnością nierówne jest w tym filmie aktorstwo, żal, że tak wiele osób przestraszyło się domniemanej wymowy „Smoleńska” i Krauzemu odmówiło. Kilka ról słabszych, kilka przeciętnych, ale też kilka bardzo dobrych: prócz Klijnstry także oszczędny w gestach, tajemniczy ubek Jerzy Zelnik, naturalny, dynamiczny Marek Bukowski i absolutna perła – pojawiający się na krótko, ale dominujący na ekranie całkowicie Andrzej Mastalerz.
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/288176-pol-porcji-mazurka-kochani-hejterzy-mam-dla-was-fatalna-wiadomosc-smolensk-antoniego-krauzego-nie-jest-tepa-agitka?strona=1