Fabryka piany z Czerskiej zwiększa produkcję. Stachanowiec Wielowieyska przejmuje zmianę przy taśmociągu smoleńskim

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Myliłby się ten, kto myślał, że „Wyborcza” o Smoleńsku zapomniała. To tylko chwilowe wyciszenie, by z większą mocą pluć pogardą w kluczowym momencie.

To zapewne dopiero początek wprowadzania smoleńskiego hałasu do kampanii wyborczej przez Czerską. Im bliżej będzie wyborów, tym ohydniejszych zagrywek możemy się po nich spodziewać.

Ludzie żyjący w strachu imają się najpodlejszych chwytów. Raz, dwa, lewa! - krok w krok maszerować z redaktorstwem będą więc prawnicy-zdrajcy w oficerskich mundurach, pseudobadacze, którzy moczą się na przerażającą myśl o starciu twarzą w twarz z nobliwymi profesorami i rozdygotani politycy coraz dobitniej przypominający sobie o zasadach, kodeksach, trybunałach.

Obrzydliwe! Czerska w natarciu ws. 10/04. Wielowieyska sugeruje, że płk. Wosztyl jest winny tragedii smoleńskiej. A internetowa broszura pisze, że Wassermann to rozwódka, choć nawet nie miała męża…

I co tu takiej Wielowieyskiej odpowiedzieć? Podejmować dyskusję? Raz jeszcze przypominać fakty? Przecież ona jest na nie impregnowana. „Wyborcza” przy publikacjach o tragedii smoleńskiej konsekwentnie trzyma się zasady: cel uświęca środki, sięgajmy więc po pogardę, prowokacje, nie znajmy hamulców, kłammy ile wlezie. Gdy jest za cicho, wrzucają kolejne propagandowe granaty. Jak w ostatnich dniach.

Przeszkadza Wielowieyskiej, że na listach do parlamentu znajdują się rodziny ofiar katastrofy i inne osoby, które mają odmienne od gazetki Michnika zdanie o przyczynach dramatu z 10 kwietnia.

Redaktorka syczy, że mec. Piotr Pszczółkowski kandyduje, by również w Sejmie zajmować się wyjaśnianiem tragedii. Skandaliczne, nieprawdaż? Pełnomocnik ludzi poniewieranych przez państwo, pogardzanych przez media, polityków i prokuraturę (właśnie w tym tygodniu śledczy przyznali, że przez lata walały im się po magazynach jakieś szczątki ofiar!), chce zostać parlamentarzystą, by naprawiać patologie w systemie sprawiedliwości, jak również skuteczniej wyjaśniać największą tragedię narodową od dziesięcioleci. Nie godzi się przecież! „Wyborcza” w swoim żenującym stylu próbuje podgryzać go, m.in. donosząc, że jest warszawiakiem, a startuje z Łodzi. Mecenas jest oczywiście łodzianinem, tam ma swoją kancelarię, tam jest kilka razy w tygodniu służbowo i prywatnie, tam też mieszkał od urodzenia do czasu, gdy musiał przebudować swoje życie i przeprowadzić się do Warszawy po katastrofie smoleńskiej, by lepiej prowadzić najbardziej czasochłonną i pracochłonną sprawę. Ale kto by się przejmował faktami…

Zręczne palce Wielowieyskiey okładają też – wyjątkowo haniebnie – por. Artura Wosztyla, pilota samolotu JAK-40, który – jak pisze:

10 kwietnia 2010 r. wylądował w Smoleńsku, a potem zachęcał pilotów tupolewa do lądowania mimo mgły, co skończyło się tragedią.

Dominiko, idź na wódkę z gen. Majewskim (jeśli jeszcze nie byłaś). Będzie wam się dobrze gaworzyło.

Na tak proste tłumaczenie tragedii przez Wielowieyską odpowiedź powinna być jedna – ze strony adwokata pilota. Ja dodam tylko:

Swoimi publikacjami funkcjonariusze z „Gazety Wyborczej” zachęcali polityków obozu rządowego do gry z pułkownikiem KGB przeciwko prezydentowi RP, co skończyło się tragedią.

12
następna strona »

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.