Obrzydliwe! Czerska w natarciu ws. 10/04. Wielowieyska sugeruje, że płk. Wosztyl jest winny tragedii smoleńskiej. A internetowa broszura pisze, że Wassermann to rozwódka, choć nawet nie miała męża...

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Myliłby się ten, kto myśli, że Jarosław Kaczyński o Smoleńsku zapomniał. (…) W jakim natężeniu Smoleńsk powróci po wyborach?

— zastanawia się na łamach „Gazety Wyborczej” Dominika Wielowieyska.

Po czym po raz sto czterdziesty ósmy pisze ten sam tekst - że przyczyny tragedii są wyjaśnione, że winni politycznie są Lech Kaczyński i gen. Błasik, że „smoleńskie paliwo” daje PiS duże wsparcie w kampanii i wyborach.

I nie zajmowalibyśmy się tym artykułem w ogóle - wszak to nie pierwsze i zapewne nie ostatnie tego typu wynurzenia autorów z Czerskiej - ale dwie rzeczy domagają się odpowiedzi. Obie naprawdę chamskie.

Po pierwsze - Wielowieyska sugeruje, że jedyną zasługą obecnych na liście jest to, że albo są członkami rodzin ofiar, albo po prostu mają problem Smoleńska na uwadze.

Zasada wydaje się prosta: kto musi odkupić swoje winy i zdradę - czyli odejście z PiS - musi głosić, a przynajmniej sugerować wersję zamachu, a kto był lojalny wobec prezesa Kaczyńskiego cały czas, wystarczy, że będzie promował wersję bardziej miękką: że katastrofa jest niewyjaśniona, że komisja Millera, która szczegółowo i fachowo opisała przyczyny wypadku, jest niewiarygodna. (…) Cała strategia prezesa PiS w ostatnich latach była nastawiona na osiągnięcie jednego celu: budowę mitu brata: świetnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Teoria zamachu jest w budowaniu tego mitu bardzo potrzebna

— kpi dzielna pani redaktor.

Po czym dodaje w naprawdę haniebnej i, naszym zdaniem, nadającej się na proces insynuacji:

Na liście jest także Artur Wosztyl, pilot samolotu JAK-40, który 10 kwietnia 2010 r. wylądował w Smoleńsku, a potem zachęcał pilotów tupolewa do lądowania mimo mgły, co skończyło się tragedią

— czytamy.

A gdyby ktoś nie wierzył:

Jeszcze dalej media z Czerskiej poszły w internecie, gdzie grzebiąc w życiorysie Małgorzaty Wassermann… zwyczajnie skłamano. Kandydatka PiS obróciła tę kwestię w żart, ale olbrzymi niesmak pozostał.

Bo walka polityczna walką, sympatie redaktorów z Czerskiej też rozumiemy, ale pewne chwyty są naprawdę poniżej pasa. Pozostaje jedno pocieszenie - prorządowe broszury czyta coraz mniej Polaków. I oby tak dalej.

wwr

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych