Sekcje zwłok, ekshumacje i rosyjska „dokumentacja” medyczna, czyli smoleńskie absurdy z grubą kasą w tle

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Kolejny wątek sprawy smoleńskiej okazuje się być skandalem, który trudno było sobie wyobrazić przed 10 kwietnia 2010 roku. Wątek związany z sekcjami zwłok, a właściwie ich brakiem jest aferą sam w sobie. Fakty przypomniane w czasie programu Jana Pospieszalskiego burzą krew w żyłach. Informacje i działania polskiej prokuratury w sprawie materiałów sekcyjnych mówią wiele o tzw. smoleńskim śledztwie.

Przypomnijmy fakty. 10 kwietnia 2010 roku po tragedii smoleńskiej do Rosji pojechała bardzo skromna grupa polskich urzędników oraz specjalistów. Niestety z racji zaniedbań i błędów nie było z polskiej strony nikogo, kto zabezpieczyłby interesy Polski i ofiar w czasie wstępnych procedur śledczych. Takie zaniedbania dotyczą m.in. obecności lekarzy przy sekcjach zwłok. Pismami z kwietnia 2010 roku, spóźnionymi zresztą, prokuratura wojskowa zleciła Rosji przeprowadzenie sekcji, ale w żaden sposób nie sprawiła, by ten wniosek został wykonany. Ba, nie starała się nawet tego wymusić. Co więcej, na mocy zaskakujących decyzji i – być może – ustaleń ze stroną rosyjską najważniejsi urzędnicy polskiego rządu zabronili otwierania trumien w Polsce. Rodzinom tłumaczono, wbrew prawdzie, że zabraniają tego przepisy sanitarne, zaś wszelkie pytania o polskie sekcje zwłok zbywano stwierdzeniami, że z Rosji przyjdą dokumenty posekcyjne i należy na nie czekać.

Tymi rosyjskimi dokumentami zbywano wszelkie wątpliwości dotyczące działań związanych z niezwykle ważnymi i wiarygodnymi dowodami, jakimi są ciała ofiar tragedii smoleńskiej. Wbrew wymogom i rozumowi prokuratura wojskowa nie wykonała sekcji zwłok, zaś ofiary zostały pochowane. Prokuratura zyskała czas i mogła czekać na dokumentację z Rosji, tłumacząc – ustami premiera Tuska czy gen. Parulskiego – opinii publicznej, że Polska nie ma powodu, by nie ufać Rosji, czy też, że dokumentacja z sekcji zwłok rosyjskich odpowie na wszelkie pytania.

Choć od początku prawnicy i eksperci dziwili się, że prokuratura nie sięga po sekcje, że nie bada ciał, a także, że Rosjanie nie przysłali do Polski ciał wraz z dokumentacją w tej sprawie, NPW i rząd ślepo wierzyli w dobre intencje Rosji oraz profesjonalizm jej funkcjonariuszy. Słusznie wskazał ostatnio mec. Pszczółkowski, że polskie państwo działało w ten sposób, choć musiało brać pod uwagę, że w Smoleńsku mogliśmy mieć do czynienia z zamachem przeprowadzonym przez Rosję. Mimo tego ufność wobec Kremla przesłoniła władzom Polski obowiązki i chłodną ocenę.

Sytuacja zaczęła się zmieniać z czasem. Przełomem stały się przysyłane z Rosji dokumenty, na które prokuratura wojskowa kazała czekać rodzinom ofiar oraz Polakom. Kolejne rodziny i pełnomocnicy zapoznawali się z tymi materiałami, dochodząc do wniosku, że mają do czynienia z fikcją, czy fałszerstwem. Do prokuratury zaczęły spływać wnioski o ekshumacje, czy pytania o to, czy z Rosji przyjdą kolejne dokumenty. Część wniosków skończyła się decyzjami o ekshumacjach, w wyniku czego z jednej strony wykazano – np. na przykładzie śp. Zbigniewa Wassermanna – ogromną skalę fałszerstwa i fikcyjności dokumentacji medycznej z Rosji, zaś z drugiej błędy w procedurze identyfikacji i pochówków ofiar tragedii. Okazało się, że pochowano ofiary w złych grobach…

Sytuacja dla prokuratury z tygodnia na tydzień stawała się coraz mniej wygodna. Z jednej strony śledczy musieli zdawać sobie sprawę, jak mocno sprzeniewierzyli się prawu i standardom. To ich obciążały wszelkie błędy i fałszerstwa w procedurze identyfikacji i sekcji zwłok. Musieli mieć świadomość, że ich działania stanowią kardynalne i karygodne zaniedbania. Z drugiej strony jednak mieli świadomość, że stoją w obliczu ogromnej skali fałszerstwa. Świadczy o tym fakt, że wyłączono w pewnym momencie do odrębnego postępowania wątek dotyczący fałszowania dokumentacji sekcyjnej ws. smoleńskiej. Wątek ten jednak, jak można sądzić, skończy się na niczym, bowiem musi dotyczyć działania Rosjan. Pociągnięcia ich do odpowiedzialności nie należy się spodziewać.

Wraz z ujawnieniem rażącej skali odstawania dokumentacji rosyjskiej od prawdy śledczy stanęli przed poważnym wyzwaniem. Właściwie oczywiste powinno być w tej sytuacji przeprowadzenie ekshumacji wszystkich ofiar i przebadanie ciał. W sposób rzetelny i optymalny dla śledztwa, czyli zakładający także przeprowadzenie niezbędnych badań związanych z szukaniem przyczyn tragedii. Taki krok motywują również kolejne wnioski rodzin, które do dziś nie mają pewności, kto został pochowany w ich rodzinnym grobie. Takich wątpliwości jest coraz więcej. Jednak, zważywszy na zaniedbania z początku śledztwa, prokuratorzy wiedzą zapewne, że ekshumacje 96 ofiar tragedii mogą pokazać tak liczne zaniedbania, że oni sami staną się ofiarami swoich błędów i zaniechań i będą musieli za nie odpowiedzieć.

I wydaje się właśnie, że strach w tej sprawie paraliżuje prokuratorów wojskowych. Trudno inaczej wytłumaczyć decyzję, jaką podjęła NPW. Choć śledczy sami zaznaczyli, że uważają dokumentacje z Rosji za niewiarygodną, zamiast wykonać, choćby po latach sekcje zwłok, zlecili… analizę rosyjskiej dokumentacji. Jak informował prok. Szeląg biegli z Wrocławia obecnie badają materiały rosyjskie dotyczące każdej z ofiar i przygotowują analizę tych danych. Mają oni dostęp do materiałów, które NPW uznaje za sfałszowane, i analizują informacje w nich zawarte. Trudno o większy absurd!

Działanie prokuratury wojskowej w sprawie sekcji i dokumentacji sekcyjnej jest serią karygodnych decyzji. Popełniono błędy i zaniedbania, potem je tuszowano, później przyznano, że materiały wytworzone w Rosji są sfałszowane, aby obecnie zlecić biegłym badanie tych sfałszowanych danych. Jeśli NPW liczy, że ktoś uwierzy iż chodzi tu o poważne badanie tragedii smoleńskiej to ma Polaków za bandę ogromnych naiwniaków.

Oczywiście jednak nie ma w tym żadnego przypadku. Wszystko, co się dzieje skażone jest błędami z pierwszych dni po tragedii. To ma i obecnie znaczenie, ponieważ prokuratura zyskuje, cenny dla siebie, czas. Jak informował prok. Szeląg z racji wspomnianych analiz, jakie zlecono biegłym we Wrocławiu, śledztwo smoleńskie nie skończy się w 2015 roku. Oznacza to, że analizy, które powstają przez zaniedbania polskich śledczych, przedłużają śledztwo dotyczące przyczyn tragedii.

To ma swój cel… Jednym z nich jest gra na czas. Prokuratorzy wiedzą, że przedłużając śledztwo władze mają szanse zyskać bezkarność w związku z zaniedbaniami, jakich się dopuszczono. Wiele tzw. przestępstw urzędniczych przedawnia się po 5 latach. Wiemy, że w sprawie organizacji lotu działania prokuratury sprawiły, że wielu urzędników może spać spokojnie. Wraz z przedłużaniem się śledztwa smoleńskiego grupa tych, którzy mogą mieć spokój, choć powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności, wydłuża się. Jednak i drugi element tej sprawy jest ważny. Wraz z odkładaniem w czasie oczywistej obecnie decyzji o ekshumacji wszystkich ciał ofiar zatracają się kolejne informacje, jakie można odczytać w czasie powtórnej sekcji zwłok. Wydaje się więc, że zgoda prokuratury na przesuwanie tej sprawy jest zła dla śledztwa i wygląda niczym sprzeniewierzenie się misji, jaką ma NPW. Jednak jest korzystne dla samych władz Polski, które liczą na to, że ich błędy i zaniedbania ujdą im na sucho.

Jest i inna strona procedury analitycznej, która jest wykonywana na zlecenie NPW. Jak ujawnił Jan Pospieszalski każda analiza związana z dokumentacją rosyjską jest wyceniana na ok. 20 tysięcy złotych. Prosta kalkulacja pokazuje, że za całą pracę zespołu biegłych państwo wyda 1 920 000 złotych! Niemal dwa miliony złotych wydane zostaną na procedurę, której sensu nie da się zauważyć. Procedurę, która może jednak przedłużyć nadzieje władz na bezkarność i kolejne miesiące utrzymywania fikcji w sprawie smoleńskiej. Jak widać fatalne zaniedbania i zaniechania w sprawie Smoleńska odbijają się Polsce niezwykle kosztowną czkawką…

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych