Maciej Lasek kolejny raz tłumaczy, że w Smoleńsku nie wydarzyło się nic szczególnego. Jednak przy okazji kompromituje się w zupełnie bezspornej zdawałoby się kwestii.
To nieprawda, że przyczyną katastrofy były wybuchy. Nie ma jakichkolwiek śladów w zapisie rejestratorów lotu, takich jak skok ciśnienia różnicowego lub odgłos wybuchu w zapisie rejestratora rozmów w kabinie
— tłumaczy Lasek w „Gazecie Wyborczej”.
Chwilę później odnosi się do tragedii nad Ukrainą, gdzie zestrzelono malezyjski samolot.
Do katastrofy MH17 doszło podczas lotu po trasie na wysokości przelotowej 11 tys. m. Zapisy rejestratorów rozmów i parametrów lotu MH17 urywają się nieoczekiwanie, nie zawierając żadnych oznak poprzedzających tragedię
— mówi ten sam Lasek.
Gdyby przyłożyć smoleńską miarę do tych ostatnich słów, wynikałoby, że nad Ukrainą jednak nie doszło do zamachu! Przecież nie rejestratory „nie zawierają żadnych oznak poprzedzających tragedię”.
Co zatem stało się nad Ukrainą? Kolejny atak pancernej brzozy?
Lasek jak na widelcu sam podkopuje swoją wiarygodność i wskazuje na kłamliwą naturę swojej misji. Czy ktoś go jeszcze może traktować poważnie?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/227170-lasek-na-widelcu-rejestratory-ws-1004-wykluczaja-zamach-ale-w-mh17-nie-zawieraja-oznak-poprzedzajacych-tragedie