Wassermann: "Pani ambasador albo nie ma wiedzy, albo celowo mówi, że wrak tupolewa to jedynie symbol. To dowód w sprawie!" NASZ WYWIAD

fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Polska ambasador RP w Rosji - Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, w wywiadzie dla RIA-Nowosti wezwała Rosję do zwrotu wraku tupolewa. Podkreśliła, że sprawa wraku negatywnie wpływa na wizerunek Rosji w Polsce. W przyszłym roku minie pięć lat od katastrofy, a samolot, jego szczątki nie wróciły do Polski.

CZYTAJ WIĘCEJ: Władza gra Smoleńskiem? Ambasador Polski w Rosji upomniała się o wrak tupolewa

Polski rząd zdążył już przyzwyczaić Polaków, że smoleńskiej zajmuje się, gdy mu tak wygodniej. Czy teraz - w dobie wyborów - tę wypowiedź ambasador Pełczyńskiej-Nałęcz należy traktować ostrożnie? A także czy ma rację nazywają wrak „symbolem”, a nie dowodem w sprawie. O tym wszystkim rozmawiamy z mec. Małgorzatą Wassermann, córką śp. Zbigniewa Wassermanna, który zginął 10/04.

wPolityce.pl: Czy polska ambasador w Moskwie ma rację mówiąc o wraku jako symbolu?

Mec. Małgorzata Wassermann: Pani ambasador albo nie ma wiedzy, albo czyni to celowo mówiąc, że wrak tupolewa to jedynie symbol. To jest przede wszystkim dowód w sprawie. Wypowiedź pani ambasador wpisuje się w cały ciąg retoryki strony rządowej, która uważa, że sprawa jest – z ich punktu widzenia – załatwiona od lipca 2011 r., gdy ogłoszono raport komisji Millera. Wszystkie inne, następne okoliczności, które ten raport podważają, czy to – jak na dzień dzisiejszy – w całości, czy – jak na początku, gdy pojawiały się informacje podważające jego najważniejsze ustalenia, dla strony rządowej nie istnieją. Chcę zwrócić uwagę choćby na wypowiedzi prokuratury wojskowej, która dwukrotnie podważyła ten raport, choćby w zakresie obecności gen. Błasika w kokpicie. To również nie wpłynęło na wznowienie prac. Zresztą może i dobrze, bo w zasadzie obecna komisja Laska jest tak skompromitowana, że nie powinna już tych prac prowadzić i istnieje konieczność powołania nowej komisji. A co do innych symboli, będących jeszcze dowodem, to pragnę przypomnieć, że niedługo po katastrofie rozpoczęły się rozmowy polsko-rosyjskie na szczeblu ministerstw kultury na temat budowy pomnika na miejscu katastrofy. Przypomnę fakt, że nie tylko my protestowaliśmy, ale robiła to także prokuratura, która mówiła, że jest to miejsce zdarzenia, zaś śledztwo się toczy i nie ma możliwości, aby ktoś w daleko idący sposób zacierał ślady. A przecież wiemy, że poczyniono już pewne prace budowlane. I to zaraz po katastrofie. Podobnie jest z wrakiem. Prokuratura od dawna mówi, że to jest dowód, a nie symbol.

Owszem, mówiła. Jednak pamiętamy, że Radosław Sikorski także – i to o wiele wcześniej – mówił o wraku jako symbolu. Czy ma pani odczucie, że władzy zależy na polityczno-wyborczym rozgrywaniu tej sprawy?

Odnoszę wrażenie, że wszystko co się dzieje wokół katastrofy smoleńskiej, to w jakiś sposób ma to związek z kalendarzem wyborczym. Rząd obserwuje nastroje, które związane są z tą sprawą i usiłuje pokazać, że także w przypadku tej katastrofy coś robi. Warto porównać sprawę wraku smoleńskiego do odzyskiwania szczątków samolotu malezyjskiego, które po kilku miesiącach od katastrofy wyjeżdżają właśnie z miejsca tragedii. Dla właścicieli tej maszyny jak i państw, których obywatele zginęli w lipcu jest oczywiste, że jest to dowód w sprawie, który musi zostać poddany szczegółowemu badaniu.

Jak pani odebrała tę „sensację”, jaką dla widzów TVN była wypowiedź byłego doradcy Putina, że w sprawie smoleńska tak naprawdę nic nie jest wiadomo.

CZYTAJ WIĘCEJ: Były doradca Putina szokuje dziennikarzy TVN. „Żadna brzoza nie była w stanie zniszczyć skrzydła takiego samolotu”

On po prostu powiedział prawdę. Po tej jego wypowiedzi bardzo intensywnie śledziłam portale internetowe i rzecz bardzo charakterystyczna: na portalach sprzyjającej wersji rządowej, wypowiedź tego Rosjanina zwyczajnie przemilczano. Nie było jej. Ale to również jest jedna z metod przyjęta w stosunku do katastrofy…

Przemilczanie?

Tak. Jeśli pojawiają się argumenty, z którymi należałoby dyskutować, to się milczy. Ewentualnie kpi. Natomiast w ogóle nie podejmuje się merytorycznej polemiki. Kpina lub milczenie – to ich oręż. Proszę zwrócić uwagę, że np. pan Lasek nigdy nie staje do konfrontacji twarzą w twarz z problemem, tylko przygląda się temu, kolejnym publikacjom, a potem leci na ul. Czerską, albo przed komputer na Twitter. W bezpiecznej atmosferze nawet nie komentuje różnych informacji, ale jedynie kpi z nich. Nie jest w stanie podjąć polemiki na argumenty. Podobnie zachowuje się choćby premier Kopacz. Odczekuje kilka dni, a potem idzie do wybranego dziennikarza, któremu przedstawia kolejną wersję. Nawet już nie swoją, bo w nich się pogubiła.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.