Jedyną intencją przepisania majątku było bezpieczeństwo mojej rodziny, a nie ukrycie czegokolwiek - powiedział lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk w oświadczeniu zamieszczonym w mediach społecznościowych. Były premier stwierdził, że przepisał majątek na żonę, ponieważ jego bliscy odczuwali zagrożenie spowodowane „nagonką” zorganizowaną przez PiS.

CZYTAJ TAKŻE: Festiwal hipokryzji opozycji! Atakowali premiera, a Tusk… przepisał majątek na żonę. Politycy KO: To nieporównywalne sprawy

Kilka miesięcy temu, przed moim powrotem do polskiej polityki Wirtualna Polska zwróciła się do mnie z pytaniem o powody przepisania majątku na moją żonę Gosię. Tak, podjęliśmy tę decyzję kilka lat temu

— mówi Tusk.

Moja żona Gosia, moja rodzina, odczuwali zagrożenie związane z nieustającą nagonką, zorganizowanym polowaniem na mnie z powodów politycznych przez Prawo i Sprawiedliwość, rząd PiS-u. Rozumiałem to poczucie zagrożenia i jedyną moją intencją było bezpieczeństwo mojej rodziny, a nie ukrycie czegokolwiek

— podkreśla były premier.

Atak na premiera Morawieckiego

Polityk wskazuje przy tym, że dane dotyczące własności jego i żony nie zmieniły się i są powszechnie znane.

W oświadczeniu przewodniczącego PO nie zabrakło także ataku na premiera Mateusza Morawieckiego.

Uderzyło mnie niesprawiedliwe porównanie z premierem Morawieckim i jego decyzją. Przepisał majątek na żonę, zanim wypełnił oświadczenie majątkowe, aby opinia publiczna nie dowiedziała się o sposobach zdobycia tego majątku i jego charakterze

— wskazuje Tusk.

Pozostaje mi życzyć wszystkim dziennikarzom pełnej niezależności i wnikliwości w śledztwach dziennikarskich

— podkreśla na koniec.

Odpowiedź dziennikarza WP

Współautor materiału na temat majątku byłego premiera, Patryk Słowik, odpowiedział na Twitterze na oświadczenie Tuska.

1. Donald Tusk potwierdza, że przepisał majątek na żonę w 2017 r., o czym do wczoraj nie wiedziano.
2. Przyznaje, że dostał od nas pytania już dwa miesiące temu, lecz postanowił nie odpowiadać.
3. Jako powód decyzji podaje ten, który wskazaliśmy w tekście

— podkreśla dziennikarz WP.

aja