Brzmi to jak koszmarny rechot historii, że po tylu latach ofiary sprzeczają się o śmierć zadaną im przez obce, niemieckie ręce, że akurat niemieccy sprawcy, zamiast wstydliwego milczenia, włączają się do tej debaty… Choćby tylko to, choćby tylko reakcje w świecie i tocząca się, równie kłamliwa kampania przeciw nowelizacji ustawy o IPN potwierdzają, jak jest ona niezbędna.
Pozwolę sobie zacząć od dygresji natury osobistej. Mój ojciec był więźniem obozu koncentracyjnego Stutthof. Moja matka była wywieziona na przymusowe roboty do Bawarii. Siostrę mojej babki zgwałciło kilkunastu żołnierzy Wehrmachtu, nigdy już nie mogła mieć dzieci. I ona później przeżyła piekło obozu koncentracyjnego. Gdyby wszyscy ci, którzy w najbardziej okrutny sposób doświadczyli koszmaru wojny, słyszeli toczącą się debatę, ten niebywały handel śmiercią, umarliby dziś po raz drugi…
Współczuję serdecznie wszystkim tym starcom z pasiastymi chustami na szyjach, byłym więźniom Auschwitz, którzy podczas obchodów 73.rocznicy wyzwolenia tej fabryki śmierci musieli wysłuchać pouczeń izraelskiej ambasador Anny Azari: „Izrael traktuje ją (projekt ustawy zaostrzającej kary za przypisywanie Polakom i Polsce niemieckich zbrodni ludobójstwa - dopisek mój) jak możliwość kary za świadectwo ocalałych z Zagłady”. Podobno pani ambasador „dostała instrukcje”, żeby to powiedzieć. Oto polscy więźniowie, ci przybyli na tę rocznicową uroczystość i ci nieobecni, okazali się ofiarami gorszej kategorii; najpierw dowiadywali się z różnojęzycznych, w tym niemieckich mediów, że byli więzieni w „polskich obozach zagłady”, że nasz naród był współsprawcą holokaustu, a teraz usłyszeli, że to wyłącznie Izrael ma mieć „copyright” na mówienie o tragedii ludobójstwa.
Pomijam wypowiedzi izraelskich ignorantów bez pojęcia o historii, czy – co gorzej – świadomie ją zakłamujących, jak ta, że: „Były polskie obozy śmierci i żadne prawo nie może tego zmienić”… Każdy kraj ma swych politycznych oszołomów. Jednak nie o jednostki tu chodzi, rzecz w tym, że to izraelski rząd i parlamentarzyści swą absurdalną postawą czynią dziś spustoszenie nie tylko w naszych bilateralnych stosunkach. Czy o to chodzi…? W jakim celu, bo przecież wydawać by się mogło, że nikt o zdrowych zmysłach nie zrobi z nas, Polaków, współsprawców Hitlera…?
A że tak się dzieje i z jakimi katastrofalnymi skutkami pisałem obszernie w komentarzu pt. „Trupy z niemieckiej szafy”, które latami były i nadal są podrzucane z całą świadomością nam, Polakom. Ustawa i to surowa ustawa, która położy kres przyprawianiu nam gęby zbrodniarzy i antysemitów jest niezbędna od dawna, czemu też nikt nie zaprzeczy. Ma rację Michał Karnowski, który podsumował w tytule komentarza na naszym portalu:
„Jeśli chodzi o prawdę o polskim losie w czasie II Wojny Światowej, jesteśmy na dnie”, polecam.
W pełni podzielam tę ocenę sytuacji. Nie zgadzam się natomiast z sugestią, że wobec zaistnialego konfliktu należałoby jak najszybciej:
„zamknąć temat bez względu na poczucie upokorzenia, jakie temu towarzyszy”.
Upokarzani jesteśmy, poprzez przypisywanie nam zbiorowej współwiny za niemieckie zbrodnie, od ponad 70 lat, a w ostatnich dekadach szczególnie. Dzisiaj toczy się decydująca, nieunikniona debata, która ostatecznie przesądzi, jaki będzie stosunek do nas, Polaków i do naszego kraju jutro. Słyszałem wiele komentarzy o zaistniałym „konflikcie”, także strachliwych, że oto ktoś do kogoś zadzwoni, może nawet do Białego Domu, i albo do paru innych stolic, i na tym możemy stracić. Innymi słowy, ktoś ci pluje w twarz, a ty mów że deszcz pada. Tego się nie robi z 40. mln narodem, który tak jak Żydzi skazany był na zagładę, a który jako jedyny wśród wszystkich narodów pod groźbą kary śmierci uratował najwięcej żydowskich istnień.
Nie lekceważę, ale też nie ma dla mnie większego znaczenia, że jakichś siedmiu spośród ponad pół tysiąca kongresmenów napisało jakiś list do prezydenta Andrzeja Dudy. Możemy także zacząć pisać listy do prezydenta USA w sprawie ustaw uchwalanych przez amerykańskich parlamentarzystów, żyjemy w wolnych krajach, nikt tego nie zabrania. Jednakże, niezależnie od podobnych reakcji, w sprawie ustawy zaostrzającej konsekwencje za zakłamywanie historii powinniśmy wykazać stanowczą konsekwencję, co bynajmniej nie wyklucza dialogu i konsultacji, które de facto były prowadzone z reprezentantami Izraela. Proponowane przepisy są notabene łagodniejsze niż te, które ustanowili we własnym kraju izraelscy ustawodawcy.
Brzmi to jak koszmarny rechot historii, że po tylu latach ofiary sprzeczają się o śmierć zadaną im przez obce, niemieckie ręce, że akurat niemieccy sprawcy, zamiast wstydliwego milczenia, włączają się do tej debaty… Choćby tylko to, choćby tylko reakcje w świecie i tocząca się, równie kłamliwa kampania przeciw nowelizacji ustawy o IPN potwierdzają, jak jest ona niezbędna. Cofnięcie się oznaczałoby nie tylko upokorzenie, lecz legitymizację obciążania nas zarzutem współsprawstwa w niemieckim, planowym ludobójstwie, w holokauście, którego dziś chce się dokonać na poczuciu naszej zbiorowej godności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/379403-handel-smiercia-wycofanie-sie-w-sprawie-ustawy-o-ipn-oznaczaloby-legitymizacje-obarczania-nas-wspolsprawstwem-za-niemieckie-zbrodnie