Z nieustającym zdumieniem obserwuję reprezentantów salonu III RP, którzy ciągle prezentują niczym niezmąconą pewność swojej wyższości. Z mediów, które stanowią ich trybunę, dowiaduję się, jakie to kompleksy popchnęły ludzi, aby angażowali się po stronie PiS czy choćby głosowali na to ugrupowanie.
Sprawa zresztą wykracza poza polskie opłotki. Troskliwi diagności z obu stron Atlantyku powtarzają swoje rozpoznania i dziwią się jedynie temu, jak wielu uległo populistom i jak można nabrać się na tak prostacką propagandę, jaką serwują ich przeciwnicy.
Świat współczesnych elit jest prosty i jednoznaczny. Demokracja owszem, ale liberalna, tzn. taka, w której rządzą ci światli, kalos kagathos, jak nazywali arystokrację starożytni Grecy, czyli dobrzy i piękni. Arystokracja jednak opierała się na porządku cnót, które, w każdym razie w założeniu, kultywowali jej przedstawiciele, a zajmujący ich miejsce dziś zasadniczo je odrzucają; ich rozumem są opinie właściwe dla ich towarzystwa. To one czynią ich dobrymi i pięknymi. Ogłaszają je wyrocznie w Brukseli, Hollywood, na Sorbonie, w „NYT”, „Le Monde” czy TVN. I wszystko jest jasne. Seks jest sprawą publiczną, a religia prywatną; płeć jest funkcją patriarchalnej kultury; dzieci przysługują homoseksualistom na mocy praw człowieka; nie ma żadnych ograniczeń dla demonstrowania swoich poglądów, chyba że są one niezgodne z panującą ideologią; otwarcie granic dla muzułmanów to imperatyw moralny; rozwiązaniem wszelkich problemów Unii jest więcej Unii itd.
Aby stać się elitą, wystarczy odpowiednio głośno powtarzać ten nowy dekalog i potępiać dzikusów, którzy mają względem niego wątpliwości. Nie trzeba, a nawet nie należy nic czytać poza wstępniakami w „Wyborczej” i felietonami w „Polityce”, nic oglądać poza „Faktami”. I posiadać pełną znajomość wszystkiego. Głosić, że islam nie różni się od chrześcijaństwa, nie mając pojęcia ani o jednym, ani o drugim; mieć pewność, że trójpodział władz oznacza, że sędziowie zawsze mają rację, inie słyszeć o Monteskiuszu. Wiedzieć wszystko, nie rozumiejąc niczego. I stać nieskończenie wyżej niż głupki, które się z tym nie zgadzają.
Wszystko to usłyszeć możemy w kazaniu – naturalnie w „Wyborczej” – kolejnego autorytetu III RP, pisarza Andrzeja Stasiuka. Wypowiada się na temat polityki, chociaż jak twierdzi: „za komuny miał ją w dupie i teraz trochę też ją ma”. W PRL było to podejście wygodne, podobnie jak dziś rozliczanie polityków PiS, którym Stasiuk „trochę nawet współczuje. Przecież oni wiedzą, że są trochę brzydsi, trochę głupsi, trochę mniej utalentowani, trochę słabiej mówią po polsku”.
Wybrzydzanie nad polszczyzną Jarosława Kaczyńskiego, którego nawet przeciwnicy długo uznawali za świetnego mówcę – dziś pod groźbą anatemy nie wolno nic dobrego o liderze PiS powiedzieć – mogłoby zaskakiwać, gdyby nie szczere wyznanie autora, deklarującego brak zainteresowania, a więc i orientacji w sprawie. Nie musi się na niej znać, jest laureatem Nike, co upoważnia do zabierania głosu w każdej materii. Zamiast wiedzy ma dobre samopoczucie i właściwą wyobraźnię. Wprawdzie jawi się ona nieco ubogo jak na twórcę laureata: „wyobrażam go [Kaczyńskiego] sobie, jak stoi na tym swoim krzesełku na golasa i wykrzykuje kulawą polszczyzną swoje slogany. Po prostu goły prezes, goły Jaki, goła Szydło! Proszę ich sobie wszystkich wyobrazić na golasa”.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Z nieustającym zdumieniem obserwuję reprezentantów salonu III RP, którzy ciągle prezentują niczym niezmąconą pewność swojej wyższości. Z mediów, które stanowią ich trybunę, dowiaduję się, jakie to kompleksy popchnęły ludzi, aby angażowali się po stronie PiS czy choćby głosowali na to ugrupowanie.
Sprawa zresztą wykracza poza polskie opłotki. Troskliwi diagności z obu stron Atlantyku powtarzają swoje rozpoznania i dziwią się jedynie temu, jak wielu uległo populistom i jak można nabrać się na tak prostacką propagandę, jaką serwują ich przeciwnicy.
Świat współczesnych elit jest prosty i jednoznaczny. Demokracja owszem, ale liberalna, tzn. taka, w której rządzą ci światli, kalos kagathos, jak nazywali arystokrację starożytni Grecy, czyli dobrzy i piękni. Arystokracja jednak opierała się na porządku cnót, które, w każdym razie w założeniu, kultywowali jej przedstawiciele, a zajmujący ich miejsce dziś zasadniczo je odrzucają; ich rozumem są opinie właściwe dla ich towarzystwa. To one czynią ich dobrymi i pięknymi. Ogłaszają je wyrocznie w Brukseli, Hollywood, na Sorbonie, w „NYT”, „Le Monde” czy TVN. I wszystko jest jasne. Seks jest sprawą publiczną, a religia prywatną; płeć jest funkcją patriarchalnej kultury; dzieci przysługują homoseksualistom na mocy praw człowieka; nie ma żadnych ograniczeń dla demonstrowania swoich poglądów, chyba że są one niezgodne z panującą ideologią; otwarcie granic dla muzułmanów to imperatyw moralny; rozwiązaniem wszelkich problemów Unii jest więcej Unii itd.
Aby stać się elitą, wystarczy odpowiednio głośno powtarzać ten nowy dekalog i potępiać dzikusów, którzy mają względem niego wątpliwości. Nie trzeba, a nawet nie należy nic czytać poza wstępniakami w „Wyborczej” i felietonami w „Polityce”, nic oglądać poza „Faktami”. I posiadać pełną znajomość wszystkiego. Głosić, że islam nie różni się od chrześcijaństwa, nie mając pojęcia ani o jednym, ani o drugim; mieć pewność, że trójpodział władz oznacza, że sędziowie zawsze mają rację, inie słyszeć o Monteskiuszu. Wiedzieć wszystko, nie rozumiejąc niczego. I stać nieskończenie wyżej niż głupki, które się z tym nie zgadzają.
Wszystko to usłyszeć możemy w kazaniu – naturalnie w „Wyborczej” – kolejnego autorytetu III RP, pisarza Andrzeja Stasiuka. Wypowiada się na temat polityki, chociaż jak twierdzi: „za komuny miał ją w dupie i teraz trochę też ją ma”. W PRL było to podejście wygodne, podobnie jak dziś rozliczanie polityków PiS, którym Stasiuk „trochę nawet współczuje. Przecież oni wiedzą, że są trochę brzydsi, trochę głupsi, trochę mniej utalentowani, trochę słabiej mówią po polsku”.
Wybrzydzanie nad polszczyzną Jarosława Kaczyńskiego, którego nawet przeciwnicy długo uznawali za świetnego mówcę – dziś pod groźbą anatemy nie wolno nic dobrego o liderze PiS powiedzieć – mogłoby zaskakiwać, gdyby nie szczere wyznanie autora, deklarującego brak zainteresowania, a więc i orientacji w sprawie. Nie musi się na niej znać, jest laureatem Nike, co upoważnia do zabierania głosu w każdej materii. Zamiast wiedzy ma dobre samopoczucie i właściwą wyobraźnię. Wprawdzie jawi się ona nieco ubogo jak na twórcę laureata: „wyobrażam go [Kaczyńskiego] sobie, jak stoi na tym swoim krzesełku na golasa i wykrzykuje kulawą polszczyzną swoje slogany. Po prostu goły prezes, goły Jaki, goła Szydło! Proszę ich sobie wszystkich wyobrazić na golasa”.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/367696-z-nieustajacym-zdumieniem-obserwuje-reprezentantow-salonu-iii-rp-ktorzy-ciagle-prezentuja-niczym-niezmacona-pewnosc-swojej-wyzszosci