Czyli mamy do czynienia ze stosowaniem podwójnych standardów wobec Polski i w stosunku do innych krajów Unii Europejskiej?
Tak, to jest niesmaczne. Inne standardy są np. wobec Hiszpanii, gdzie mimo rozlewu krwi mówi się, że „sprawa Katalonii” jest sprawą wewnętrzną tego kraju. Czy nie należałoby uruchomić procedurę praworządności wobec Hiszpanii, chociażby po to, żeby przyjrzeć się czy Hiszpanie, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu, byli należycie traktowani? Unia Europejska w tej sprawie nie reaguje.
Po wydarzeniach w Katalonii pojawiła się narracja ze strony najwyższych urzędników Komisji Europejskiej, że to jest sprawa wewnętrzna Hiszpanii i nic nikomu do tego. Uważam, że kwestia autonomii Katalonii jest rzeczywiście sprawą wewnętrzną Hiszpanii. Ale tu nie chodzi autonomię, tylko sposób potraktowania demonstrujących Katalończyków. Reforma sądownictwa w Polsce, podobnie jak i w innych państwach UE, jest naszą sprawą wewnętrzną. Unia nie ma traktatowych kompetencji do bezpośredniej ingerencji w reformę, systemów sądowych w jakimkolwiek kraju, dopóki odbywa się zgodnie z konstytucją. Zatem ten temat, na tym etapie, nie powinien być przedmiotem debaty na forum Parlamentu Europejskiego. Naruszanie praworządności wymaga dowodów, trzeba wszystkie takie przypadki solidnie uzasadnić. Nie wystarczą powielane wielokrotnie ogólne zarzuty, nie popartych konkretnymi dowodami. Jeżeli słyszę w wystąpieniach posłów w PE mantrę o „łamaniu Konstytucji”, „naruszaniu podziału władz”, „łamaniu demokracji i praw człowieka”, czy o maszerujących w Warszawie tłumach „faszystów, neonazistów” itp., to zastanawiam się, czy naprawdę żyję w Polsce, czy w innym kraju.
Dlaczego?
Bo absolutnie ten opis nie przystaje do rzeczywistości. Takie oskarżenia formułują ludzie, którzy nie byli tutaj, znają Polski. Opierają swe opinie na pewno nie na faktach, które widać tu na miejscu, ale na nieprawdziwych przekazach medialnych względnie - informacjach części opozycyjnych posłów w PE, którzy – jak widać - nie mają zahamowań. Zastanawiam się, czy polska opozycja w Parlamencie Europejskim ma jakieś granice, których nie przekroczy. Takie granice wyznaczają sobie delegacje wszystkich państw. Delegacje PiS, PO, PSL czy SLD w Parlamencie Europejskim nie są przecież delegacjami tych partii, ale są przedstawicielami społeczeństwa polskiego. Parlamentarzyści zostali wybrani w Polsce przez polskich wyborców. Spór polityczny dotyczący spraw krajowych nie powinien toczyć się poza Polską, bo tam i tak przecież nie ma szans na jego rozwiązanie. Nie można go też tak bezproduktywnie „wałkować”, ku uciesze środowisk Polsce nieżyczliwych. Ten toczony w Brukseli spór w końcu przestanie oddziaływać na krajową scenę polityczną. Także za granicą w pewnym momencie nastąpi przesyt, przyjdzie zmęczenie Polską… czy o to stronom sporu chodzi? Co na tym wszyscy zyskamy?
Dziś na sali plenarnej podczas debaty nad rezolucją w sprawie Polski było niewielu deputowanych. Była pani posłanką do Parlamentu Europejskiego. Czy debaty w ważnych sprawach zawsze cieszyły się takim niskim zainteresowaniem?
Kiedy na forum Parlamentu Europejskiego pojawiały się sprawy bulwersujące czy też działo się coś ważnego w Europie, sala pękała w szwach. Dziś sala – podobnie jak i w czasie poprzednich „polskich” debat - świeciła pustkami. Pojawili się tylko posłowie dyżurni, przemawiający w imieniu swoich grup politycznych. Zresztą są to powtarzalne nazwiska, te same osoby występują w każdej, kolejnej debacie o Polsce. To już prawie „specjaliści” od polskich spraw. Jeśli jednak sprawa praworządności w Polsce jest rzeczywiście tak ważna dla Unii, to zastanawiam się: dlaczego debata na ten temat prawie nikogo w parlamencie nie obchodzi?
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Czyli mamy do czynienia ze stosowaniem podwójnych standardów wobec Polski i w stosunku do innych krajów Unii Europejskiej?
Tak, to jest niesmaczne. Inne standardy są np. wobec Hiszpanii, gdzie mimo rozlewu krwi mówi się, że „sprawa Katalonii” jest sprawą wewnętrzną tego kraju. Czy nie należałoby uruchomić procedurę praworządności wobec Hiszpanii, chociażby po to, żeby przyjrzeć się czy Hiszpanie, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu, byli należycie traktowani? Unia Europejska w tej sprawie nie reaguje.
Po wydarzeniach w Katalonii pojawiła się narracja ze strony najwyższych urzędników Komisji Europejskiej, że to jest sprawa wewnętrzna Hiszpanii i nic nikomu do tego. Uważam, że kwestia autonomii Katalonii jest rzeczywiście sprawą wewnętrzną Hiszpanii. Ale tu nie chodzi autonomię, tylko sposób potraktowania demonstrujących Katalończyków. Reforma sądownictwa w Polsce, podobnie jak i w innych państwach UE, jest naszą sprawą wewnętrzną. Unia nie ma traktatowych kompetencji do bezpośredniej ingerencji w reformę, systemów sądowych w jakimkolwiek kraju, dopóki odbywa się zgodnie z konstytucją. Zatem ten temat, na tym etapie, nie powinien być przedmiotem debaty na forum Parlamentu Europejskiego. Naruszanie praworządności wymaga dowodów, trzeba wszystkie takie przypadki solidnie uzasadnić. Nie wystarczą powielane wielokrotnie ogólne zarzuty, nie popartych konkretnymi dowodami. Jeżeli słyszę w wystąpieniach posłów w PE mantrę o „łamaniu Konstytucji”, „naruszaniu podziału władz”, „łamaniu demokracji i praw człowieka”, czy o maszerujących w Warszawie tłumach „faszystów, neonazistów” itp., to zastanawiam się, czy naprawdę żyję w Polsce, czy w innym kraju.
Dlaczego?
Bo absolutnie ten opis nie przystaje do rzeczywistości. Takie oskarżenia formułują ludzie, którzy nie byli tutaj, znają Polski. Opierają swe opinie na pewno nie na faktach, które widać tu na miejscu, ale na nieprawdziwych przekazach medialnych względnie - informacjach części opozycyjnych posłów w PE, którzy – jak widać - nie mają zahamowań. Zastanawiam się, czy polska opozycja w Parlamencie Europejskim ma jakieś granice, których nie przekroczy. Takie granice wyznaczają sobie delegacje wszystkich państw. Delegacje PiS, PO, PSL czy SLD w Parlamencie Europejskim nie są przecież delegacjami tych partii, ale są przedstawicielami społeczeństwa polskiego. Parlamentarzyści zostali wybrani w Polsce przez polskich wyborców. Spór polityczny dotyczący spraw krajowych nie powinien toczyć się poza Polską, bo tam i tak przecież nie ma szans na jego rozwiązanie. Nie można go też tak bezproduktywnie „wałkować”, ku uciesze środowisk Polsce nieżyczliwych. Ten toczony w Brukseli spór w końcu przestanie oddziaływać na krajową scenę polityczną. Także za granicą w pewnym momencie nastąpi przesyt, przyjdzie zmęczenie Polską… czy o to stronom sporu chodzi? Co na tym wszyscy zyskamy?
Dziś na sali plenarnej podczas debaty nad rezolucją w sprawie Polski było niewielu deputowanych. Była pani posłanką do Parlamentu Europejskiego. Czy debaty w ważnych sprawach zawsze cieszyły się takim niskim zainteresowaniem?
Kiedy na forum Parlamentu Europejskiego pojawiały się sprawy bulwersujące czy też działo się coś ważnego w Europie, sala pękała w szwach. Dziś sala – podobnie jak i w czasie poprzednich „polskich” debat - świeciła pustkami. Pojawili się tylko posłowie dyżurni, przemawiający w imieniu swoich grup politycznych. Zresztą są to powtarzalne nazwiska, te same osoby występują w każdej, kolejnej debacie o Polsce. To już prawie „specjaliści” od polskich spraw. Jeśli jednak sprawa praworządności w Polsce jest rzeczywiście tak ważna dla Unii, to zastanawiam się: dlaczego debata na ten temat prawie nikogo w parlamencie nie obchodzi?
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/367223-nasz-wywiad-prof-grabowska-zastanawiam-sie-czy-polska-opozycja-w-pe-ma-jakies-granice-ktorych-nie-przekroczy?strona=2