Przez dekady panowało w Polsce naiwnie i dziecinne przekonanie, że media na Zachodzie spełniają jakieś nadzwyczajne standardy etyczne i merytoryczne. Zupełnie inne niż media w komunie, które były do szpiku kości tendencyjne. Studentom dziennikarstwa i samym dziennikarzom opowiadano o niespotykanej rzetelności, wielostopniowym sprawdzaniu i weryfikowaniu źródeł. W ostatnich latach ten czar prysł, bo wystarczy obejrzeć materiały o Polsce (i nie tylko o nas) w zachodnich telewizjach czy poczytać tamtejsze gazety, żeby bez trudu dostrzec stronniczość, nierzetelność, manipulacje, a wręcz opętanie misją reedukacji Polaków będących zakałą postępowego świata. Bardzo wyraźnie wypłynęło to po raz kolejny po ostatnim Marszu Niepodległości. Już nie tylko jesteśmy zakałą, ale wręcz matecznikiem faszyzmu, ksenofobii, antysemityzmu, rasizmu i wszelkich patologii, jakie można sobie tylko wyobrazić. Do „szajby” na punkcie wymienionych patologii w wydaniu polskiej korespondentki Associated Press, Vanessy Gery, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Podobnie jak do obsesji Anne Applebaum, piszącej dla „Washington Post”. 11 listopada dołączył do nich były współpracownik Hillary Clinton, Jesse Lehrich, który zdaje się równie rozgarnięty i kompetentny jak lektorzy partii komunistycznej na poziomie dzielnicy. Dość typowe jest też pojawianie się kolejnych tropicieli polskiego rasizmu i faszyzmu w „The Guardian”, „The Independent”, „The New York Times”, „The Wall Street Journal”, „Die Zeit”, „Politico”, BBC czy CNN. Wrażenie jest takie, że antypolska obsesja narasta.
Nawet ważniejsze od koślawego i zakłamanego opisu polskiej rzeczywistości są inżynieria społeczna obecna w działaniach „liberalnych” mediów oraz intencje inspiratorskie i manipulatorskie. Jakby to dziwnie nie brzmiało, w tych działaniach widać realizację jedenastej tezy o Feuerbachu Karola Marksa: „Filozofowie rozmaicie tylko ‘interpretowali’ świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”. To było zresztą przesłanie i dyrektywa dla reżimowych mediów w komunie. One miały przede wszystkim zmieniać rzeczywistość, żeby zbliżać się do komunistycznego raju. Odkrycie tych intencji w mediach „demokratycznego świata” może być zaskakujące, ale tylko pozornie. Po zakończeniu zimnej wojny i upadku Związku Sowieckiego oraz „obozu postępu”, stopniowo jego rolę zaczęły przejmować różne instytucje i media Zachodu. Chodziło o postęp odwołujący się do innych źródeł – liberalnych, ale w istocie różnica jest niewielka. Nie stoi za tym oczywiście potencjalna przemoc w postaci Armii Czerwonej i służb specjalnych komunistycznego bloku, ale stoi siła liberalno-lewicowych mediów i ich zdolność do piętnowania, stygmatyzowania, wykluczania, dyskryminowania, a nawet penalizacji. Widać, że „obóz postępu” korzysta z tych samych metod i znajduje podobne uzasadnienia dla swoich działań.
Wolność, tolerancja, otwartość obowiązują, ale wyłącznie w odniesieniu do swoich i w obrębie ściśle oznaczonego postępowego paradygmatu. Resztę po prostu trzeba „wziąć za mordę”, bo inaczej nie będzie liberalnego raju na ziemi (wcześniej raju komunistycznego). Obecni liberalni „żołnierze wolności”, przede wszystkim dziennikarze, wydają się tym samym, czym za komuny byli „żołnierze pokoju”, czujący za sobą całą potęgę komunistycznego aparatu represji i nacisku. Teraz też istnieje aparat represji i nacisku, tylko przyjmuje inne, bardziej miękkie formy. Ale docelowo chodzi o to samo - zmianę społeczeństwa wedle liberalno-lewicowych ideałów, czyli ze świadomych obywateli na baranów bezwolnie idących za guru postępu i tolerancjonizmu, za wyzwolicielami od konwenansów i opresyjnych norm oraz nakazów, czyli od tradycyjnych wartości i zasad. Stąd dominacja inżynierii społecznej nad opisem, bo sam opis mało załatwia. I stąd dziennikarze w roli inżynierów dusz, a jeśli to nie wystarcza, w roli policjantów wolności, czyli de facto kogoś w rodzaju kapo. Z wolnością ma to mniej więcej tyle wspólnego, ile w PRL miał organ Ludowego Wojska Polskiego – „Żołnierz Wolności”.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przez dekady panowało w Polsce naiwnie i dziecinne przekonanie, że media na Zachodzie spełniają jakieś nadzwyczajne standardy etyczne i merytoryczne. Zupełnie inne niż media w komunie, które były do szpiku kości tendencyjne. Studentom dziennikarstwa i samym dziennikarzom opowiadano o niespotykanej rzetelności, wielostopniowym sprawdzaniu i weryfikowaniu źródeł. W ostatnich latach ten czar prysł, bo wystarczy obejrzeć materiały o Polsce (i nie tylko o nas) w zachodnich telewizjach czy poczytać tamtejsze gazety, żeby bez trudu dostrzec stronniczość, nierzetelność, manipulacje, a wręcz opętanie misją reedukacji Polaków będących zakałą postępowego świata. Bardzo wyraźnie wypłynęło to po raz kolejny po ostatnim Marszu Niepodległości. Już nie tylko jesteśmy zakałą, ale wręcz matecznikiem faszyzmu, ksenofobii, antysemityzmu, rasizmu i wszelkich patologii, jakie można sobie tylko wyobrazić. Do „szajby” na punkcie wymienionych patologii w wydaniu polskiej korespondentki Associated Press, Vanessy Gery, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Podobnie jak do obsesji Anne Applebaum, piszącej dla „Washington Post”. 11 listopada dołączył do nich były współpracownik Hillary Clinton, Jesse Lehrich, który zdaje się równie rozgarnięty i kompetentny jak lektorzy partii komunistycznej na poziomie dzielnicy. Dość typowe jest też pojawianie się kolejnych tropicieli polskiego rasizmu i faszyzmu w „The Guardian”, „The Independent”, „The New York Times”, „The Wall Street Journal”, „Die Zeit”, „Politico”, BBC czy CNN. Wrażenie jest takie, że antypolska obsesja narasta.
Nawet ważniejsze od koślawego i zakłamanego opisu polskiej rzeczywistości są inżynieria społeczna obecna w działaniach „liberalnych” mediów oraz intencje inspiratorskie i manipulatorskie. Jakby to dziwnie nie brzmiało, w tych działaniach widać realizację jedenastej tezy o Feuerbachu Karola Marksa: „Filozofowie rozmaicie tylko ‘interpretowali’ świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”. To było zresztą przesłanie i dyrektywa dla reżimowych mediów w komunie. One miały przede wszystkim zmieniać rzeczywistość, żeby zbliżać się do komunistycznego raju. Odkrycie tych intencji w mediach „demokratycznego świata” może być zaskakujące, ale tylko pozornie. Po zakończeniu zimnej wojny i upadku Związku Sowieckiego oraz „obozu postępu”, stopniowo jego rolę zaczęły przejmować różne instytucje i media Zachodu. Chodziło o postęp odwołujący się do innych źródeł – liberalnych, ale w istocie różnica jest niewielka. Nie stoi za tym oczywiście potencjalna przemoc w postaci Armii Czerwonej i służb specjalnych komunistycznego bloku, ale stoi siła liberalno-lewicowych mediów i ich zdolność do piętnowania, stygmatyzowania, wykluczania, dyskryminowania, a nawet penalizacji. Widać, że „obóz postępu” korzysta z tych samych metod i znajduje podobne uzasadnienia dla swoich działań.
Wolność, tolerancja, otwartość obowiązują, ale wyłącznie w odniesieniu do swoich i w obrębie ściśle oznaczonego postępowego paradygmatu. Resztę po prostu trzeba „wziąć za mordę”, bo inaczej nie będzie liberalnego raju na ziemi (wcześniej raju komunistycznego). Obecni liberalni „żołnierze wolności”, przede wszystkim dziennikarze, wydają się tym samym, czym za komuny byli „żołnierze pokoju”, czujący za sobą całą potęgę komunistycznego aparatu represji i nacisku. Teraz też istnieje aparat represji i nacisku, tylko przyjmuje inne, bardziej miękkie formy. Ale docelowo chodzi o to samo - zmianę społeczeństwa wedle liberalno-lewicowych ideałów, czyli ze świadomych obywateli na baranów bezwolnie idących za guru postępu i tolerancjonizmu, za wyzwolicielami od konwenansów i opresyjnych norm oraz nakazów, czyli od tradycyjnych wartości i zasad. Stąd dominacja inżynierii społecznej nad opisem, bo sam opis mało załatwia. I stąd dziennikarze w roli inżynierów dusz, a jeśli to nie wystarcza, w roli policjantów wolności, czyli de facto kogoś w rodzaju kapo. Z wolnością ma to mniej więcej tyle wspólnego, ile w PRL miał organ Ludowego Wojska Polskiego – „Żołnierz Wolności”.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/366933-dlaczego-zachodnie-media-pisza-o-polsce-jako-mateczniku-faszyzmu-rasizmu-i-ksenofobii-bo-chca-i-musza