Donald Tusk chciał sprawdzić, jak reagują na niego Polacy na dwa lata przed jego prawdopodobnym powrotem do Polski (30 listopada 2019 r. kończy się jego urzędowanie w Brukseli). Dlatego po raz pierwszy odpowiedział na zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy i 11 listopada 2017 r. zjawił się w Warszawie na uroczystościach upamiętnienia odzyskanej 99 lat temu niepodległości.
I zapewne liczył na choćby umiarkowany entuzjazm publiczności. Tusk chyba uwierzył, że gdy 19 kwietnia 2017 r. urządził cyrk na Dworcu Centralnym i ulicach Warszawy, odgrywając rolę marszałka Piłsudskiego wracającego 10 listopada 1918 r. z Magdeburga, spontanicznie witali go Polacy, a nie działacze PO. 19 kwietnia na dworcu pojawili się m.in. Ewa Kopacz, Małgorzata Kidawa-Błońska, Rafał Trzaskowski, Sławomir Nitras, Michał Szczerba, Jakub Rutnicki, Cezary Tomczyk czy Artur Gierada. I zameldowali się tam różni entuzjaści z powitalnymi hasłami. Tylko Grzegorz Schetyna podejrzewał, że jego partyjnym oponentom chodzi o zrobienie Tuskowi klaki. Żeby podważyć przywódcze umiejętności obecnego szefa PO i zapewnić przewodniczącego Rady Europejskiej, że po 30 listopada 2019 r. ma dokąd wracać. A nawet wracać na białym koniu. 11 listopada 2017 r. okazało się, że jeśli wróci, to raczej na chabecie i bez cienia euforii, o ile w ogóle.
W ostatnim roku Donald Tusk wracał do Polski w rolach namiestnika Brukseli, zbawcy oraz ofiary Jarosława Kaczyńskiego. 17 grudnia 2016 r., podczas trwającego drugi dzień „puczu”: w Warszawie, Tusk wygłosił we Wrocławiu absolutnie kuriozalne i jątrzące przemówienie. I przedstawił się jako ktoś gotowy do odegrania roli przywódcy Majdanu, czyli kogoś w rodzaju namiestnika na Polskę legitymizowanego przez Brukselę i zastępującego na czas przejściowy legalne władze RP. Co by potwierdzało, że celem „puczu” było obalenie tych legalnych władz. W podobnej roli chciał wystąpić podczas ulicznych protestów w lipcu 2017 r. Dlatego 18 lipca 2017 r. chciał się umawiać z prezydentem Andrzejem Dudą na spotkanie w Warszawie. Czyli znowu zgłosił chęć odegrania roli namiestnika i komisarza zagospodarowującego Majdan i gotowego do stanięcia na czele jakiejś Rady Rewolucyjnej czy Rządu Tymczasowego. Rolę zbawcy odegrał Tusk w kwietniu 2017 r., o czym była już mowa powyżej. Gdy przewodniczący Rady Europejskiej przyjechał do Warszawy 3 sierpnia 2017 r. (składał zeznania w warszawskiej prokuraturze), odegrał przedstawienie pod tytułem „Kaczyński mnie bije”. Swoją odpowiedzialność za to, co działo się po katastrofie smoleńskiej chciał przykryć rozdmuchiwaniem konfliktu z prezesem Prawa i Sprawiedliwości. W ten sposób zamierzał przekonywać Polaków, że nie ponosi żadnej odpowiedzialności, gdyż zrobił wszystko, co do niego należało, a nawet więcej. A jest ciągany po prokuraturach tylko dlatego, że Jarosław Kaczyński go nie lubi i zapewne zazdrości mu wielkiej międzynarodowej kariery.
Przed przyjazdem do Warszawy 3 sierpnia 2017 r. Tusk krygował się, żeby nie urządzano mu triumfalnego powitania, sugerując, że przyjdzie na to jeszcze czas. Po złożeniu zeznań, gdy towarzyszyło mu kilkunastu entuzjastów (i trzy razy więcej dziennikarzy), Tusk był przekonany, że wciąż jest oczekiwany w roli zbawcy, tylko lud tego nie objawił, skoro sam go prosił o powściągliwość. 11 listopada 2017 r. miał być potwierdzeniem funkcjonowania Tuska w roli Salwatora, a dowodem na to miał być zapewne entuzjazm okazywany byłemu premierowi podczas uroczystości na Placu Piłsudskiego. Ale okazało się, że entuzjazm wyparował, a zastąpiła go niechęć okazywana gwizdami i buczeniem. Oczywiście można powiedzieć, że 11 listopada 2017 r. na Placu Piłsudskiego nie dominowali ludzie sympatyzujący z Tuskiem czy PO, ale to zgromadzenie było jednak dość reprezentatywne. I bardzo znacząca była mina Tuska, gdy odchodził od Grobu Nieznanego Żołnierza po złożeniu wieńca. Na jego twarzy widać był wielkie zaskoczenie i niedowierzanie. Nastroje zgromadzonych nie miały bowiem nic wspólnego z powitaniem Salwatora.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Donald Tusk chciał sprawdzić, jak reagują na niego Polacy na dwa lata przed jego prawdopodobnym powrotem do Polski (30 listopada 2019 r. kończy się jego urzędowanie w Brukseli). Dlatego po raz pierwszy odpowiedział na zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy i 11 listopada 2017 r. zjawił się w Warszawie na uroczystościach upamiętnienia odzyskanej 99 lat temu niepodległości.
I zapewne liczył na choćby umiarkowany entuzjazm publiczności. Tusk chyba uwierzył, że gdy 19 kwietnia 2017 r. urządził cyrk na Dworcu Centralnym i ulicach Warszawy, odgrywając rolę marszałka Piłsudskiego wracającego 10 listopada 1918 r. z Magdeburga, spontanicznie witali go Polacy, a nie działacze PO. 19 kwietnia na dworcu pojawili się m.in. Ewa Kopacz, Małgorzata Kidawa-Błońska, Rafał Trzaskowski, Sławomir Nitras, Michał Szczerba, Jakub Rutnicki, Cezary Tomczyk czy Artur Gierada. I zameldowali się tam różni entuzjaści z powitalnymi hasłami. Tylko Grzegorz Schetyna podejrzewał, że jego partyjnym oponentom chodzi o zrobienie Tuskowi klaki. Żeby podważyć przywódcze umiejętności obecnego szefa PO i zapewnić przewodniczącego Rady Europejskiej, że po 30 listopada 2019 r. ma dokąd wracać. A nawet wracać na białym koniu. 11 listopada 2017 r. okazało się, że jeśli wróci, to raczej na chabecie i bez cienia euforii, o ile w ogóle.
W ostatnim roku Donald Tusk wracał do Polski w rolach namiestnika Brukseli, zbawcy oraz ofiary Jarosława Kaczyńskiego. 17 grudnia 2016 r., podczas trwającego drugi dzień „puczu”: w Warszawie, Tusk wygłosił we Wrocławiu absolutnie kuriozalne i jątrzące przemówienie. I przedstawił się jako ktoś gotowy do odegrania roli przywódcy Majdanu, czyli kogoś w rodzaju namiestnika na Polskę legitymizowanego przez Brukselę i zastępującego na czas przejściowy legalne władze RP. Co by potwierdzało, że celem „puczu” było obalenie tych legalnych władz. W podobnej roli chciał wystąpić podczas ulicznych protestów w lipcu 2017 r. Dlatego 18 lipca 2017 r. chciał się umawiać z prezydentem Andrzejem Dudą na spotkanie w Warszawie. Czyli znowu zgłosił chęć odegrania roli namiestnika i komisarza zagospodarowującego Majdan i gotowego do stanięcia na czele jakiejś Rady Rewolucyjnej czy Rządu Tymczasowego. Rolę zbawcy odegrał Tusk w kwietniu 2017 r., o czym była już mowa powyżej. Gdy przewodniczący Rady Europejskiej przyjechał do Warszawy 3 sierpnia 2017 r. (składał zeznania w warszawskiej prokuraturze), odegrał przedstawienie pod tytułem „Kaczyński mnie bije”. Swoją odpowiedzialność za to, co działo się po katastrofie smoleńskiej chciał przykryć rozdmuchiwaniem konfliktu z prezesem Prawa i Sprawiedliwości. W ten sposób zamierzał przekonywać Polaków, że nie ponosi żadnej odpowiedzialności, gdyż zrobił wszystko, co do niego należało, a nawet więcej. A jest ciągany po prokuraturach tylko dlatego, że Jarosław Kaczyński go nie lubi i zapewne zazdrości mu wielkiej międzynarodowej kariery.
Przed przyjazdem do Warszawy 3 sierpnia 2017 r. Tusk krygował się, żeby nie urządzano mu triumfalnego powitania, sugerując, że przyjdzie na to jeszcze czas. Po złożeniu zeznań, gdy towarzyszyło mu kilkunastu entuzjastów (i trzy razy więcej dziennikarzy), Tusk był przekonany, że wciąż jest oczekiwany w roli zbawcy, tylko lud tego nie objawił, skoro sam go prosił o powściągliwość. 11 listopada 2017 r. miał być potwierdzeniem funkcjonowania Tuska w roli Salwatora, a dowodem na to miał być zapewne entuzjazm okazywany byłemu premierowi podczas uroczystości na Placu Piłsudskiego. Ale okazało się, że entuzjazm wyparował, a zastąpiła go niechęć okazywana gwizdami i buczeniem. Oczywiście można powiedzieć, że 11 listopada 2017 r. na Placu Piłsudskiego nie dominowali ludzie sympatyzujący z Tuskiem czy PO, ale to zgromadzenie było jednak dość reprezentatywne. I bardzo znacząca była mina Tuska, gdy odchodził od Grobu Nieznanego Żołnierza po złożeniu wieńca. Na jego twarzy widać był wielkie zaskoczenie i niedowierzanie. Nastroje zgromadzonych nie miały bowiem nic wspólnego z powitaniem Salwatora.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/366634-11-listopada-donald-tusk-z-kretesem-przegral-test-zbawcy-polski-i-juz-moze-sie-nie-podniesc