Ostatnie dni, a w zasadzie nawet godziny dodały sporo dynamiki i kolorytu rozmowom między Pałacem Prezydenckim a Prawem i Sprawiedliwością w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości. Wszystko za sprawą wywiadów, jakich telewizji wPolsce.pl udzielili główni uczestnicy tych rozmów: Stanisław Piotrowicz (Prawo i Sprawiedliwość) i Paweł Mucha (Kancelaria Prezydenta). Obaj politycy ujawnili wiele szczegółów w studiu naszej telewizji; zachęcam do uważnej lektury i obejrzenia tych wywiadów.
W oficjalnych wypowiedziach obaj politycy są optymistyczni, choć w ostatnich słowach nawet to zaczyna się zmieniać. W czym jednak leży problem?
Po pierwsze - cały czas nie została uregulowana kwestia tego, jak wybrać 15 sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa. Jak wiemy, prezydent Andrzej Duda proponuje wybór większością 3/5 w Sejmie, choć - po rozmowach z PiS - jest skłonny zgodzić się na drugi krok, by nie powstał klincz, który znamy choćby z Italii.
Z naszych informacji wynika, że prezydent zaakceptował propozycję PiS, by dziewięciu spośród piętnastu sędziów do KRS wybrała większość parlamentarna (czyli wyłącznie politycy PiS). Chodzi oczywiście o drugi krok (jeśli w pierwszym nie uda się zebrać większości 3/5, a o to będzie trudno). Na stole leżą techniczne szczegóły takiego rozwiązania, ale wydaje się, że to nie tutaj jest ewentualne źródło klinczu.
Na dziś, jak słyszymy, problem leży również… w pierwszym kroku, co do którego - jak się wydawało - jest kompromis. Strona Pałacu Prezydenckiego nieprzychylnie przyjęła sugestie i pomysły, by owszem, większość 3/5 pozostała w grze, ale w Senacie, a nie Sejmie. A to oznaczałoby, że w Izbie Wyższej Prawo i Sprawiedliwość mogłoby wygrać takie głosowanie bez takich problemów jak w Sejmie. Prezydent nie chce do tego dopuścić z dwóch powodów - po pierwsze, szczerze wierzy, że przynajmniej kilka propozycji spośród „piętnastki” uda się wybrać większością 3/5. Co prawda i tutaj jest pewien problem - czy przy prawdopodobnym fiasku wyboru sędziów większością 3/5 (powiedzmy dwunastu z piętnastu), w kroku drugim wybierać tylko pozostałą dwunastkę, czy od nowa - piętnastkę.
Po drugie, prezydent - i tu wniosek czysto polityczny - chce uniknąć wrażenia, że został przez Prawo i Sprawiedliwość ograny. Nie po to głowa państwa zgłaszała i podkreślała konieczność multipartyjności KRS, by teraz zgodzić się na propozycje, które de facto oznaczałyby wycofanie się ze swojego zdania. Problem staje się coraz bardziej pilny, ponieważ coraz wyraźniej widać perspektywę dokonania ponownego wyboru członków KRS przez samych sędziów, na podstawie obecnie obowiązującej ustawy. Czas jest, plus minus, do końca roku. Stąd zniecierpliwienie i emocjonalne reakcje, tym bardziej, że KRS - jak choćby decyzją ws. asesorów - wyraźnie pozycjonuje się politycznie. Bez reformy Rady nie tylko pozostaniemy w niekonstytucyjnym (po wyroku TK) stanie, ale i z ludźmi, którzy opór przeciw zmianom w wymiarze sprawiedliwości jest dziś głównym celem działalności.
Nikomu nie zależy na utrzymaniu status quo, na tym, by zostało tak, jak było
— to zdanie usłyszałem niezależnie i od przedstawicieli PiS znających kulisy rozmów, jak i prezydenckich urzędników.
Ale jeszcze trochę tego pata i trzeba będzie zapytać, czy w ogóle uda się cokolwiek zmienić. W PiS słychać bowiem, że problem jest jeszcze inny: to oczekiwane tempo zmian (i negocjacji). Stanisław Piotrowicz powiedział o tym wprost: to Pałac nie przygotował propozycji drugiego kroku ws. KRS, w związku z tym powstał klincz. Paweł Mucha odcina się, przekonując, że to PiS - mimo deklaracji - nie przygotowało odpowiedzi na poprawki prezydenta.
Przedstawiciele Pałacu Prezydenckiego zwracają przy tym uwagę na jeszcze jeden problem. Chodzi o asystenta Stanisława Piotrowicza, z którym ten pojawił się w Pałacu Prezydenckim. To Ryszard Rafalski, adwokat ściśle związany z Ministerstwem Sprawiedliwości i Zbigniewem Ziobrą. Rafalski współpracuje z resortem jako ekspert, przygotowujący analizy w zakresie wniosków, skarg, zapytań i wystąpień kierowanych do Ministra Sprawiedliwości oraz przygotowania rekomendacji. Jak słyszymy, z każdym kolejnym spotkaniem pan Rafalski przejmował inicjatywę w rozmowach. Co w Pałacu odebrano jako nieformalną próbę rozmów z wysłannikiem Ministerstwa Sprawiedliwości.
Przedstawicieli Pałacu tym bardziej zirytowały więc sugestie ważnych polityków PiS, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie jest informowane o negocjacjach, a resort nie pomaga przy opracowywaniu poprawek.
Mamy w biurze kilkunastu prawników, a mimo to pracujemy na pełnych obrotach. Co stało na przeszkodzie, by Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało odpowiedzi w 2-3 dni, o co prosiliśmy? Mają całe zastępy prawników, legislatorów… A później odpowiedzialność za klincz jest przerzucana na nas
— słyszę od osoby ze strony prezydenta znającej kulisy rozmów.
A przecież jeśli rzeczywiście Ministerstwo Sprawiedliwości chciało mieć wpływ na negocjacje, to z Piotrowiczem mógł przyjść jeden z wiceministrów i zastępców Zbigniewa Ziobry. Albo sam minister sprawiedliwości, ale tutaj pojawia się dodatkowy problem. W tle rozmów jest narastająca nieufność między obydwoma obozami. To nie sprzyja przyspieszeniu negocjacji - każda poprawka PiS jest oglądana przez ludzi Pałacu jako możliwa chęć okiwania pana prezydenta, a każda odpowiedź głowy państwa jest oglądana z każdej strony na Nowogrodzkiej - jako chęć wydłużenia rozmów na św. Nigdy. Pałac obawia się też sytuacji, w której przedłużające się negocjacje i przerzucenie odpowiedzialności za fiasko rozmów na prezydenta miałoby posłużyć za przykrycie jakichś mało popularnych (dla wyborców PiS) zmian w rządzie. I znów - brak elementarnego zaufania z obu stron.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ostatnie dni, a w zasadzie nawet godziny dodały sporo dynamiki i kolorytu rozmowom między Pałacem Prezydenckim a Prawem i Sprawiedliwością w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości. Wszystko za sprawą wywiadów, jakich telewizji wPolsce.pl udzielili główni uczestnicy tych rozmów: Stanisław Piotrowicz (Prawo i Sprawiedliwość) i Paweł Mucha (Kancelaria Prezydenta). Obaj politycy ujawnili wiele szczegółów w studiu naszej telewizji; zachęcam do uważnej lektury i obejrzenia tych wywiadów.
W oficjalnych wypowiedziach obaj politycy są optymistyczni, choć w ostatnich słowach nawet to zaczyna się zmieniać. W czym jednak leży problem?
Po pierwsze - cały czas nie została uregulowana kwestia tego, jak wybrać 15 sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa. Jak wiemy, prezydent Andrzej Duda proponuje wybór większością 3/5 w Sejmie, choć - po rozmowach z PiS - jest skłonny zgodzić się na drugi krok, by nie powstał klincz, który znamy choćby z Italii.
Z naszych informacji wynika, że prezydent zaakceptował propozycję PiS, by dziewięciu spośród piętnastu sędziów do KRS wybrała większość parlamentarna (czyli wyłącznie politycy PiS). Chodzi oczywiście o drugi krok (jeśli w pierwszym nie uda się zebrać większości 3/5, a o to będzie trudno). Na stole leżą techniczne szczegóły takiego rozwiązania, ale wydaje się, że to nie tutaj jest ewentualne źródło klinczu.
Na dziś, jak słyszymy, problem leży również… w pierwszym kroku, co do którego - jak się wydawało - jest kompromis. Strona Pałacu Prezydenckiego nieprzychylnie przyjęła sugestie i pomysły, by owszem, większość 3/5 pozostała w grze, ale w Senacie, a nie Sejmie. A to oznaczałoby, że w Izbie Wyższej Prawo i Sprawiedliwość mogłoby wygrać takie głosowanie bez takich problemów jak w Sejmie. Prezydent nie chce do tego dopuścić z dwóch powodów - po pierwsze, szczerze wierzy, że przynajmniej kilka propozycji spośród „piętnastki” uda się wybrać większością 3/5. Co prawda i tutaj jest pewien problem - czy przy prawdopodobnym fiasku wyboru sędziów większością 3/5 (powiedzmy dwunastu z piętnastu), w kroku drugim wybierać tylko pozostałą dwunastkę, czy od nowa - piętnastkę.
Po drugie, prezydent - i tu wniosek czysto polityczny - chce uniknąć wrażenia, że został przez Prawo i Sprawiedliwość ograny. Nie po to głowa państwa zgłaszała i podkreślała konieczność multipartyjności KRS, by teraz zgodzić się na propozycje, które de facto oznaczałyby wycofanie się ze swojego zdania. Problem staje się coraz bardziej pilny, ponieważ coraz wyraźniej widać perspektywę dokonania ponownego wyboru członków KRS przez samych sędziów, na podstawie obecnie obowiązującej ustawy. Czas jest, plus minus, do końca roku. Stąd zniecierpliwienie i emocjonalne reakcje, tym bardziej, że KRS - jak choćby decyzją ws. asesorów - wyraźnie pozycjonuje się politycznie. Bez reformy Rady nie tylko pozostaniemy w niekonstytucyjnym (po wyroku TK) stanie, ale i z ludźmi, którzy opór przeciw zmianom w wymiarze sprawiedliwości jest dziś głównym celem działalności.
Nikomu nie zależy na utrzymaniu status quo, na tym, by zostało tak, jak było
— to zdanie usłyszałem niezależnie i od przedstawicieli PiS znających kulisy rozmów, jak i prezydenckich urzędników.
Ale jeszcze trochę tego pata i trzeba będzie zapytać, czy w ogóle uda się cokolwiek zmienić. W PiS słychać bowiem, że problem jest jeszcze inny: to oczekiwane tempo zmian (i negocjacji). Stanisław Piotrowicz powiedział o tym wprost: to Pałac nie przygotował propozycji drugiego kroku ws. KRS, w związku z tym powstał klincz. Paweł Mucha odcina się, przekonując, że to PiS - mimo deklaracji - nie przygotowało odpowiedzi na poprawki prezydenta.
Przedstawiciele Pałacu Prezydenckiego zwracają przy tym uwagę na jeszcze jeden problem. Chodzi o asystenta Stanisława Piotrowicza, z którym ten pojawił się w Pałacu Prezydenckim. To Ryszard Rafalski, adwokat ściśle związany z Ministerstwem Sprawiedliwości i Zbigniewem Ziobrą. Rafalski współpracuje z resortem jako ekspert, przygotowujący analizy w zakresie wniosków, skarg, zapytań i wystąpień kierowanych do Ministra Sprawiedliwości oraz przygotowania rekomendacji. Jak słyszymy, z każdym kolejnym spotkaniem pan Rafalski przejmował inicjatywę w rozmowach. Co w Pałacu odebrano jako nieformalną próbę rozmów z wysłannikiem Ministerstwa Sprawiedliwości.
Przedstawicieli Pałacu tym bardziej zirytowały więc sugestie ważnych polityków PiS, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie jest informowane o negocjacjach, a resort nie pomaga przy opracowywaniu poprawek.
Mamy w biurze kilkunastu prawników, a mimo to pracujemy na pełnych obrotach. Co stało na przeszkodzie, by Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało odpowiedzi w 2-3 dni, o co prosiliśmy? Mają całe zastępy prawników, legislatorów… A później odpowiedzialność za klincz jest przerzucana na nas
— słyszę od osoby ze strony prezydenta znającej kulisy rozmów.
A przecież jeśli rzeczywiście Ministerstwo Sprawiedliwości chciało mieć wpływ na negocjacje, to z Piotrowiczem mógł przyjść jeden z wiceministrów i zastępców Zbigniewa Ziobry. Albo sam minister sprawiedliwości, ale tutaj pojawia się dodatkowy problem. W tle rozmów jest narastająca nieufność między obydwoma obozami. To nie sprzyja przyspieszeniu negocjacji - każda poprawka PiS jest oglądana przez ludzi Pałacu jako możliwa chęć okiwania pana prezydenta, a każda odpowiedź głowy państwa jest oglądana z każdej strony na Nowogrodzkiej - jako chęć wydłużenia rozmów na św. Nigdy. Pałac obawia się też sytuacji, w której przedłużające się negocjacje i przerzucenie odpowiedzialności za fiasko rozmów na prezydenta miałoby posłużyć za przykrycie jakichś mało popularnych (dla wyborców PiS) zmian w rządzie. I znów - brak elementarnego zaufania z obu stron.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/365866-o-co-chodzi-palacowi-ws-reformy-sadow-odslaniamy-kulisy-rozmow-na-czym-polega-klincz-i-czy-na-horyzoncie-jest-porozumienie-z-pis